Pod ostatnim postem posypała się cała masa różnych komentarzy. Dziś napisałam wam moją odpowiedź na nie. Jeżeli część osób mnie nie rozumie i dalej nie zrozumie, dlaczego zmiany są mi bardzo potrzebne- to trudno. Na siłę na blogu trzymać was nie będę. Jest to czas, kiedy chciałabym, aby blog przestał być dla wszystkich. Dlatego myślę o wakacyjnej przerwie, w której na nowo określę swoją grupę odbiorców. Być może w wakacje powstanie jakiś wpis, ale nic na siłę. Jestem cały czas na Instagramie, tam zapraszam 🙂 W czasie przerwy w blogowaniu, skupię się na pisaniu książki (część II rozdziału poleci do was w tym tygodniu).

Wierzyć mi się nie chce, że niedługo minie 2 lata odkąd przeprowadziliśmy się na drugi koniec Polski… Na dodatek zdałam sobie sprawę, że jedziemy w rodzinne strony na urlop właśnie równo 2 lata po tym wielkim wydarzeniu.

Dziś już wiem, że była to najlepsza z możliwych decyzji. Zaryzykowaliśmy wtedy wszystkim… Nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądało nasze dalsze życie. Gdzie będziemy pracować? Jak odnajdziemy się w nowej rzeczywistości? Czy dzieciom wyjdzie to na dobre? Czy przetrwają przyjaźnie? Czy rzeczywiście będzie nam lepiej i łatwiej żyć?

Dla mnie przeprowadzka na drugi koniec Polski była rozpoczęciem nowego życia. Zaczęliśmy wszystko od nowa nie znając nikogo. Taki skok na głęboką wodę. Dziś usłyszałam w radiu, że Dolny Śląsk to najlepiej rozwijający się region w całej Unii Europejskiej i to się czuje na każdym kroku.

Za 3 dni przyjeżdża do mnie na przyjaciółka Justyna z dziećmi. Chciałabym pokazać jej okolice i zobaczyć ten zachwyt w oczach, który na początku mi towarzyszył. Dla mnie wszystko tu było nowością. Wszystko!!! Autostrada 20 km od domu w stronę Wrocławia, wybudowana nowa ekspresówka 15 km od domu w stronę Legnicy, codzienny krajobraz gór, szybki dostęp do prywatnej i darmowej opieki medycznej praktycznie na miejscu, darmowe koncerty/ eventy dla dzieci i dorosłych, wyremontowane dworce oraz restaurowanie zabytków, komunikacja- jak mi się auto zepsuje, to dojadę wszędzie, nawet Mc Donald w tym samym mieście był dla mnie takim wow! A poza tym pogoda. Nie wiem jak to jest, ale na południu Polski zazwyczaj jest 3 stopnie cieplej, niż na północy.

Zachłysnęłam się nowym życiem na maksa! Przez pierwsze pół roku mieszkania na Dolnym Śląsku miałam okropne poczucie straty. Miałam wrażenie, że ostatnie kilka lat stałam w miejscu i chciałam to wszystko jak najszybciej nadrobić! Do tej pory pamiętam pełne politowania słowa sekretarki ze szkoły: „Ale wie pani, że lepiej jest tam gdzie nas nie ma”? Nie uwierzyłam jej… Przecież gorzej być nie mogło. Pomału zacierają mi się wspomnienia w głowie dotyczące braku podstawowych środków do życia. Wybierania pomiędzy pomidorem, a ogórkiem. W sumie dziś to kupię tylko chleb, pasztet i pampersy na sztuki, bo więcej pieniędzy nie ma…

I nagle po przeprowadzce na drugi dzień okazuje się, że moje wykształcenie oraz moje doświadczenie zawodowe jest coś warte. Jak po kilku miesiącach wysyłam drogą mailową moje CV w siedem miejsc, to z tych siedmiu miejsc za chwilę oddzwaniają. Nagle okazuje się, że o mojego niepełnosprawnego męża z I grupą  biją się dwie firmy! W ostatniej pracy zostałam zatrudniona praktycznie przez telefon, w szkole niepublicznej brakowało przez pół semestru nauczyciela. Dopiero jak podpisałam umowę- zlecenie następnie zobaczyłam się z panią dyrektor. Szkoła również przestała mi się jawić jako jedyne i słuszne miejsce pracy. W ciągu roku bądź dwóch zmienię całą swoją dotychczasową ścieżkę zawodową. Jestem na liście studentów studiów magisterskich uczelni wyższej we Wrocławiu.

Gdzieś tam przez myśl podczas przeprowadzki przefrunęły mi studia we Wrocławiu… Ale jak ja? Że jak we Wrocławiu?  Jak jeszcze 3 lata temu bałam się do takiego wielkiego miasta wjechać, tak teraz tylko czekam na moment i tuptam nóżkami, kiedy pośmigam po dwupasmówkach. Pamiętam, jak 3 lata temu (jeszcze przed przeprowadzką) wjechaliśmy do Wrocławia o 2 w nocy szukając po drodze jakiegoś hotelu, Natalka wysiadła z auta i mówi: „O mama, gadające światła” 

Pierwszy rok mieszkania w nowym miejscu to była jedna wielka euforia, niedowierzanie i oszołomienie. Jakby ktoś nam dał gwiazdkę z nieba. A ja się bałam, że za chwilę tą gwiazdkę ktoś mi z przed nosa zabierze, bo nie mam nazwiska albo znajomości. Myślałam, że za chwilę obudzę się z tego pięknego snu i poczuję kolejny raz bezsilność, bezradność i niepokój o następny dzień. Ja potrafiłam siadać w połowie miesiąca i panicznie przeliczać pieniądze na rachunku bankowym, ponieważ bałam się, że za chwilę nam na jedzenie nie starczy. Nigdy podczas tych dwóch lat tak się nie stało. Nigdy nie miałam tutaj takiej myśli, że ” o losie, za co ja opłacę wynajęte mieszkanie w następnym miesiącu?” Nawet po złożeniu wypowiedzenia w którejkolwiek pracy. Z pracy do pracy przechodzę praktycznie z dnia na dzień bez żadnego uszczerbku dla organizacji życia rodzinnego. Po ponad roku czasu umowa o pracę przestała być dla mnie ostoją bezpieczeństwa. Nie ma różnicy na jaką umowę świadczę swoje usługi.

W drugim roku wszystko pomału zaczęło się stabilizować. Zmieniliśmy wynajmowane mieszkanie na tańsze u normalnej właścicielki w samym centrum miasta. Ogrzewanie gazowe przestało mnie paraliżować, jak doceniłam komfort ciepełka w zimnym maju. Dzieciaki się przyzwyczaiły. Nie tęsknią już za starym placem zabaw i za starym przedszkolem, ale za to najlepszych przyjaciół bardzo dobrze pamiętają: Olusia, Julka, Eryka, Wojtusia oraz Kasię  W sezonie letnim wybierają tylko atrakcje- Minionki, czy może festyn? Festyn czy chlapanie w jeziorze? Wszystko za darmo. Jedyny koszt to benzyna i czas. Cieszę się ogromnie, że dałam moim dzieciom tyle możliwości! One już wyrosną w innej rzeczywistości. Nie usłyszą już: „że jest jak jest”, „nie przejmuj się”, będzie lepiej”, „poczekaj, będzie lepiej”, „nie da się”, „tak nie można”, „co ludzie powiedzą?”, „nieważne, co czujesz”, „a co będzie jak ci się (coś) nie uda?”, „a co sobie (ktoś) pomyśli?”

Terapia psychologiczna pomaga mi uporać się z poukładaniem sytuacji i wydarzeń z życia, które zrozumieć jest trudno. To też był moment zwrotny w moim w życiu, w którym poczułam, że wolę coś zaakceptować i przepracować, niż czuć przez dłuższy czas nienawiść i żal. Po drugie nie można być cały czas silnym, wykonywać heroiczną pracę oraz tłumić emocje. To się mści podwójnie po jakimś czasie. Wszystko w naszym życiu jest po coś. Każdy dostaje tyle, ile potrafi unieść.

Poza tym warto być wdzięcznym za każdy nowy piękny dzień. Za czas spędzony z własnymi dziećmi- wszyscy wiemy, jak szybko rosną , za czas spędzony z rodziną bliższą i dalszą- choćby tyci, tyci czasu- wycisnąć czas jak mandarynkę- tak go jest mało! Tylko my decydujemy na co ten czas przeznaczymy, jakie będą nasze wartości oraz priorytety. Dla każdego z nas to „wszystko” jest czymś innym. Każdy z nas czegoś innego pragnie i o czymś innym marzy. Nie pozwólcie nikomu zepsuć tego, do czego dążycie. Nikt nie ma prawa was oceniać!

Rozwój to niesamowity proces. Rozwój to również zmiana siebie, zmiana pracy lub zmiana otoczenia. Ja mam wrażenie, że od dwóch lat jestem w ciągłym procesie zmiany. Jeszcze niech mi tylko uruchomią loty z Wrocławia do Szyman i z powrotem, bo te 8 godzin jazdy w rodzinne strony- to z deka przesada…

Jedyny minus to ta tęsknota za rodziną i przyjaciółmi. Odległość kilometrów jest na co dzień nie do przeskoczenia. Nie tęsknię za poprzednim życiem… Nie tęsknię za miejscami żadnymi.

Tęsknię za ludźmi,z którymi łączą mnie najlepsze wspomnienia. Dzięki którym te wspomnienia mogę nadal tworzyć.

Myślę, że wszyscy którzy wyjechali z inne miejsca Polski lub za granice kraju wiedzą, o jaką tęsknotę chodzi.