Dobrze jest chwalić się sukcesami, kiedy działalność gospodarcza rozkwita. Czasem w firmie jest przestój, a za chwilę znów znajdujemy rozwiązanie przynoszące dodatkowe przychody. Moim najlepszym atutem kiedy zakładałam działalność gospodarczą była determinacja i pozytywne myślenie. W końcu mi miałoby się nie udać? Preferencyjny ZUS? Phi…. Na początku dziesiąty każdego miesiąca kojarzy się z euforią, bo zarobiłam/em na ZUS! Jest super! Później następuje rutyna, mnie w końcu dopadł paraliżujący strach, że wpędzę rodzinę w długi, bo i na ten preferencyjny, nieduży zaczęło brakować.

Mogłabym otworzyć działalność na nowo, w końcu przy umowie na etat jest inaczej… Płacę tylko składkę zdrowotną… Tylko do zdrowotnej dodać opłatę za księgowość, koszty materiałów i już dostaję drgawek na samą myśl. Dodatkowo nie wiem, czy umowa na etat zostanie przedłużona, czy od września znów znajdę zatrudnienie, a duży ZUS prawie 1200 zł trzeba będzie co miesiąc płacić.

Na razie stopuję, muszę odpocząć i nabrać dystansu. Cofnijmy się do października 2015 roku, kiedy to stawiam pierwsze kroki w gronie przedsiębiorców:

  1. BRAK OSZCZĘDNOŚCI- JAKICHKOLWIEK! 

Sytuacja domowa finansowa wyglądała tak, że mieliśmy już trochę kredytów na głowie… Dużo… Niedużo spłacać trzeba, a nam brakowało pomimo tego pieniędzy do przysłowiowego pierwszego. Źle założyłam, że założenie działalności gospodarczej tą sytuację uratuje. Ogłosiłam wszem i wobec, że prowadzę zajęcia dla dzieci w domach kultury, kursy niemieckiego oraz korepetycje.

Kiedy już startuję pada laptop z drukarką… Teściowa pomimo, iż dwa laptopy ma i drukarkę nieużywane, sprzętów nie pożyczy… bo nie… bo zepsujemy (no argument z d.. po co synowej pomóc?), sięgamy po kredyt. Mąż kupuje sprzęty na raty.. Laptop jak najtańszy, aby system miał- 1200 zł, drukarka Brothera, aby drukowanie ekonomiczne było- 450 zł. Już nie muszę opisywać miny teściowej, kiedy dowiedziała się, że synowa wzięła na raty… Pewnie dochód duży…. Taaaaa w pierwszym miesiącu działalności 🙂

2. BRAK BUDŻETU FIRMOWEGO

Na początku życia przedsiębiorcy nie zwracałam uwagi na zarobki. Pierwsze 3 miesiące to były same koszty, bo to flipchart trzeba kupić, sprzęt do odtwarzania muzyki, kredki, wycinanki, gry planszowe. Ciągnęłam z budżetu domowego… W listopadzie okazało się, że nie ma na ZUS… Sięgnęłam po chwilówkę. Później firma trochę się rozkręciła, zaczęły wpływać pieniądze za prowadzenie kursów, zajęć, korepetycji. Dalej nie rozdzielałam budżetu firmowego i domowego. Brakowało na czynsz? Wkładałam pieniądze z kursu. Brakowało na ZUS? Płaciłam z wypłaty męża.

3. NIEREGULARNE PRZYCHODY

Brakuje mi asertywności. Nie umiałam upominać się o własne zarobione pieniądze. Uważałam, że jak ktoś nie ma, to normalne. Ja też czasami nie mam. Na początku za ZUS zakładałam z budżetu domowego,  na koszty zakładałam również z budżetu domowego a później czekałam aż się zwróci. Czasem się nie zwracało i na ZUS znów nie było… W kolejnym miesiącu to samo i tak za każdym razem…

4. BRAK PLANU B.

Brak Funduszu awaryjnego na wypadek przestoju w działalności. Brak płynności finansowej na większe wydatki. Zamiast kupić nową pieczątkę firmową z konta firmowego, ja przelew robiłam z indywidualnego… Były miesiące, w których zarobiłam naprawdę duże pieniądze. Starczyłoby na pokrycie spokojnie półrocznego preferencyjnego ZUS-u, a ja znów sięgnęłam po chwilówkę… Bo z wypłaty męża zapłaciliśmy raty, rachunki domowe podwójne, ponieważ spóźnione, a na ubezpieczenie zabrakło…

I TO BYŁ PRZEŁOM. MOŻE GDYBY NIE PRZYGODA Z DZIAŁALNOŚCIĄ GOSPODARCZĄ NIGDY NIE OBUDZIŁABYM SIĘ Z LETARGU… 

Był przełom lutego i marca. Pewnego dnia usiadłam i powiedziałam do męża, że zarobiłam tylko w poprzednim tygodniu około 3 tysięcy złotych. Otworzyłam portfel, a w nim pustki… Poza tym mieliśmy tez stałe dochody z budżecie domowym… To, co wydaliśmy kartą debetową- po tym pozostał ślad. Ale to wszystko, co zarobiłam gotówką? Przecież nikt ich nie ukradł… Doliczyliśmy się oboje tylko połowy kwoty wydatków…

Od tamtej pory zaczęłam szukać pomocy, zaczęłam pytać wujka google, jak zarządzać finansami w domu i firmie. Trafiłam na blogi Michała Szafrańskiego i Marcina Iwucia… Doszłam do momentu, w którym bez tych kilku gorszy zarobionych z firmy nasz budżet domowy sobie nie radził… Dopiero pół roku przed zamknięciem firmy wpadłam na pomysł prowadzenia też budżetu firmowego. Pomimo moich wszelkich sił, pomimo ogromu wysiłku było już za późno. Błędem było również nie zawieszenie firmy w martwym sezonie na zajęcia i korepetycje (wakacje). Później już tylko odrabiałam straty, aż doszłam do ściany. Stwierdziłam, że z powrotem z budżetu domowego pieniędzy nie wyciągnę na ratowanie działalności. Cała przygoda skończyła się w grudniu przed świętami. A ja odetchnęłam.

To działalność gospodarcza nauczyła mnie tego, że jednego dnia zarabiam dwa tysiące, a przez kolejne dwa tygodnie nie zarabiam nic. To podczas prowadzenia działalności dowiedziałam się, że koszty mogą przewyższyć realne zarobki. To firma nauczyła mnie, że trzeba liczyć pieniądze. Nie wolno patrzeć tylko na to, co tu i teraz. Ważne jest to, co za dwa, trzy miesiące… Budżet trzeba planować i cele trzeba planować a nie snuć tylko marzenia. Marzeniom wszak trzeba pomagać 🙂