Bardzo duży natłok pracy i zmęczenie sprawił, że podsumowanie dziś napiszę podwójne października i listopada, aby nie rozbijać się na osobne artykuły. Powiem szczerze, że jestem wykończona. Jestem wykończona całym tym rokiem życia na minimum z minimum. Chciałabym, aby był to w końcu wybór (być może już w styczniu) a nie konieczność. Konieczność, po której dalej zostają jakieś dziury do łatania. Wróciłam do momentu, w którym wybieram pomiędzy pomidorem a ogórkiem w sklepie. Naprawdę, naprawdę wolałabym wybrać ale nie ze względu na cenę i dostępny minimalny budżet domowy. Chciałabym trochę odetchnąć finansowo, pójść z dziećmi na lodowisko, raz na 3 miesiące do kina i aby było mnie stać na buty zimowe dla nich w dyskoncie. Chociaż tyle i ja już będę mega zadowolona. Poczuć w końcu, że zarabiam pieniądze, a nie pracuję za darmo.

 

Jest grudzień ,a ja jadę na oparach- na oparach swojej wewnętrznej siły, która została poturbowana a wręcz pogwałcona przez niesprawiedliwość społeczną. Tak to zjawisko chyba mogę nazwać. No bo jak inaczej nazwać to, ze sąd wydaje zabezpieczenie alimentacyjne bez klauzuli wymagalności? Obraziłam się na sędziego Leszka tragicznie, czekam aż emocje mi opadną i wrócą mi siły aby zadbać o to. Jak nazwać sytuację, w której całe wynagrodzenie wraz z nadgodzinami (ciągnę ich bardzo dużo) zostaję przelane tylko na czynsz wynajmowanego mieszkania? Przy wynagrodzeniu drugiego partnera np. byłoby to niestraszne, niestety od prawie roku sama utrzymuję dzieci. Pocieszam się, że od stycznia będzie lżej.

 

Mam mega dużo światełek w tunelu, a w kwietniu tego roku nie widziałam jeszcze żadnego i płakałam terapeutce przez ekran laptopa, że pozostało mi już tylko pójść pod most (nie mops- przekraczam dochodem), bo dom samotnej matki mi się nie należy- pracuję i nie mam ostatniego meldunku we Wrocławiu. Pod koniec tego artykułu napiszę wam o wszystkich światełkach i rozwiązaniach.

 

Od stycznia wrócę do prowadzenia budżetu domowego z wyszczególnieniem wszystkich wydatków na blogu. W końcu przychody będą wyższe, niż wydatki. To za sprawą obniżonego czynszu w wynajmowanym mieszkaniu (z 2500 zł na 2000 zł), które to wymogłam na właścicielu na okres 6 miesięcy.  Właściwie to wyprosiłam w mailu, opisując moją sytuację, jednak nie lubię takich sytuacji. Spłacę też do końca w grudniu 1 z 4 kredytów , którego rata wynosi 150 zł. Od stycznia odzyskam 650 zł. W dalszym ciągu będę łatać dziury, ponieważ jeszcze trochę czasu zajmie mi to, aby nadrobić płatności tak, aby wszystko było regulowane na bieżąco.

 

Obraz Daniel Friesenecker z Pixabay

 

Jak zwykle cofnęłam się zdjęciami google do października, ponieważ czas pozostający poza pracą ucieka mi niemiłosiernie szybko. W październiku zaczęłam łatać nieuregulowane opłaty z września, ponieważ dopiero wpadły mi na konto pieniądze za wrześniowe nadgodziny. Doszły wydatki w postaci leków na wszawicę: spreje, szampony i inne cuda. Skończyłam też 3letni abonament w T-mobile, który wynosił 50 zł miesięcznie. Teraz doładowuje telefon 5 zł tygodniowo i w ramach tego pakietu mam smsy, rozmowy nielimitowane. Jest też trochę internetu- do tego momentu jest to dla mnie wystarczające. W domu mam bardzo dobry internet z UPC, a w pracy mam internet pracowy. Pod koniec października przeszłam na pracę online w szkole i od tej pory żyję w dwóch różnych rzeczywistościach- w przedszkolu stacjonarnie oraz w szkole na Teamsie. Poza tym po 9 miesiącach otrzymałam w końcu odpowiedź na mój pozew rozwodowy. Czekałam w dalszym ciągu na rozwój sytuacji. Uzupełniłam braki formalne o wniosek o zabezpieczenie alimentacyjne dzieci oraz wyjaśnienie sądowi jak sprawy wyglądają na ten moment.

Listopad rozpoczęłam z przytupem i pełnymi objawami covidowymi. Dziś już wiem, że kilka koleżanek z pracy po zrobieniu wyników badań w grudniu wie, że przeszły Koronawirusa pomimo negatywnego testu. Czuję, że mogłam być w tym gronie, ponieważ chorowałyśmy w tym samym czasie- a testy wszystkim wyszły negatywne. Zasiłek chorobowy przez tydzień odchudził moją grudniową wypłatę o 200 zł. Wróciłam do pracy czując już niewielki, ale jednak ścisk w klatce piersiowej. Jednak wiedziałam, że dłuższy zasiłek pogrąży całkowicie mnie i dzieciaki w grudniu. Więc dość szybko wyzdrowiałam. Kolejny ostatni raz ogłosiłam się szukając współlokatorki. Teraz mam nadzieję, że kolejne miesiące sprawią, iż nigdy więcej nie pomyślę o tym rozwiązaniu. Jednak coś w tym jest, że zaradne kobiety (samotne matki), przedsiębiorcze i ambitne matki nie będą szukać pomocy w ten sposób. Przyciągałam tym ogłoszeniem odwrotną grupę docelową, niż powinna być. W listopadzie doczekałam się w końcu 3 listów poleconych z sądu okręgowego: zabezpieczenie zamieszkania dzieci przy mnie, zabezpieczenie alimentacyjne na dzieciaki od marca 2020 oraz zwolnienie mnie z kosztów sądowych.

 

CO ZROBIŁAM, ABY POPRAWIĆ SYTUACJĘ FINANSOWĄ?

  • Złożyłam wniosek egzekucyjny świadczeń alimentacyjnych u komornika, jednak okazało się, że jest bezskuteczny bez klauzuli wykonalności, o którą wnioskowałam i którą sąd powinien nadać z urzędu;
  • poprosiłam właściciela o obniżenie czynszu w mieszkaniu (udało się na 6 miesięcy)
  • złożyłam w szkole wniosek o dofinansowanie wypoczynku zimowego z funduszu socjalnego;
  • zapisałam się do puli pieniędzy w szkole, z której mogę mieć sfinansowane studia ( w styczniu ma być już wiadome)
  • w grudniu zamykam 1 z 4 kredytów- uwalniam ratę 150 zł.
  • szukałam lokatorki (bezskutecznie);
  • prócz swoich stałych nadgodzin biorę również zastępstwa doraźne; w szkole i w przedszkolu pracuję prawie 40 h tygodniowo stale prowadząc zajęcia dydaktyczne opiekuńczo- wychowawcze;
  • w styczniu z 13tki zamykam drugi kredyt i uwalniam kolejne 120 zł i o kolejnych światełkach w następnych miesiącach napiszę we wpisie o rozbijaniu zadużenia.