Wrzesień był dość trudnym pod względem finansowym miesiącem, choć udało mi się wyjść z niego obronną ręką. Nawet nie chodzi o wydatki szkolne, ponieważ one były na zaskakująco niskim poziomie. Po pierwsze córka miała plecak z poprzedniego roku, który nosiła tylko 6 miesięcy (następnie Lock Down), po drugie ubezpieczenie NNW nie jest już obowiązkowe, a więc ominął mnie ten wydatek w przypadku dwójki dzieci. W zerówce synkowi zapłaciłam za komplet ćwiczeń, a przybory pozostały z przed epoki zdalnej.

Wrzesień był również bogatszy od swoich poprzedników, ponieważ wpadły mi pierwsze przepracowane nadgodziny. Szukałam drugiej pracy, a rozwiązanie przyszło same. Przejęłam godziny za inną nauczycielkę, która odeszła z pracy. Często też zdarzają mi się zastępstwa w szkole. Korzystam z tej sytuacji jak najdłużej się da, ponieważ wisi nade mną pasmo zdalnego nauczania, wtedy będę musiała zadowolić się podstawową wypłatą… Z kolei też mogę pozamykać naglące płatności i te, które już wydzwaniają, bo … termin minął.

Pod koniec września nadpłaciłam najmniejszy kredyt. Kwota 70 zł sprawiła, że kredyt ten zamknie się z końcem roku kalendarzowego. Mam nadzieję, że zamknę go wcześniej.  Zapłaciłam zaległe OC i zapłaciłam czesne za studia. Te ostatnie wisiały na włosku- mam nadzieję, że w czerwcu obejrzę się w tył i zaśmieję się jak rwałam włosy z głowy żeby zapłacić i nie zostać w końcu skreśloną z listy studentów. Jeszcze 8 miesięcy… Tylko 8 miesięcy.

 

Obraz _Alicja_ z Pixabay

 

Zbankrutowałam dodatkowo w aptece lecząc naszą trójkę z… wszy… Do tej pory z przerażaniem przeglądam głowy gdy czeszę włosy… Niby dystans społeczny, niby covid najstraszniejszy, niby maseczki i płyn do dezynfekcji na każdym rogu a paskudztwo przynieśliśmy do domu… Serio wydałam ponad 2 stówy tylko na szampony, spreje i inne duperele… Żadne, żadne domowe sposoby nie działały. Z desperacji sięgnęłam po zwykły ocet i prostownicę. Jak wszy wypalałam to skakały na metr 😉 a ja miałam dziką satysfakcję. Jedynym preparatem, który dał radę robactwu nazywa się NYDA i kosztuje 33 zł za 50 ml… Po Nydzie zastosowałam Delacet na powtórzenie kuracji po ponad tygodniu ( 11 zł) polecony przez Martę na Instagramie i jak ręką odjął. Ale uwaga Delacet śmierdzi okrutnie 🙂

W zasadzie przestałam się dziwić dlaczego kraj chodzi zawszony- żeby wyzbyć się tego dziadostwa trzeba być naprawdę zdeterminowanym i pracowitym. Pościel prałam chyba dziesiątki razy a wielki misiek, na którym śpimy w ramach poduszki już trzeci raz ma kwarantannę na zimnym balkonie.

Jeszcze rok temu cieszyłam się pisząc na blogu, że dobijam dochodem z knajpy, wesel i bloga do 4 tysięcy dochodu. Wtedy jeszcze miałam do dyspozycji dwa wynagrodzenia, więc było łatwiej. W życiu nie pomyślałabym, że zaledwie rok później pozostanę tylko z jednym dochodem,  będę potrzebować 5 tysięcy miesięcznie tylko po to, aby zamykać się ze wszystkim na zero. Żyć od pieniędzy do pieniędzy, czasem prześlizgiwać się pomiędzy przelewami z płatnościami i z przepracowania czekać na piątek jak na zbawienie. A w sobotę i w niedzielę 10 godzin studiów online…, które mogłabym rzucić w pindu, gdyby nie ten tytuł magistra, którego już za rok po licencjacie nie uzyskam. Nauczycielskie studia będą wyłącznie 5letnie. Będzie to wymierający zawód… nie tylko z przyczyny covidu.

 

Co zrobiłam, aby poprawić swoją sytuację finansową?

  • Pracuję w przedszkolu i w szkole tyle godzin, ile pracowałabym na normalnej umowie cywilno- prawnej; (35- 40 h tygodniowo)
  • wydałam we wrześniu ebooka, aby nie dokładać się do kosztów Inkubatora ( na koniec roku kalendarzowego podzielę się z statystykami sprzedażowymi);
  • zapisałam starszą córkę na obiady w szkole, aby siebie odciążyć popołudniami. W zasadzie teraz jemy w domu śniadanie i kolację. Obiady w domu jemy w weekendy;
  • udzielam korepetycji online i dzięki nim zadłużenie spada;
  • uczę szacunku dzieci do rzeczy;
  • tworzę Dzienniczek Finansowy, który będzie dostępny w sprzedaży od listopada. Marzy mi się, aby go wydać jako produkt fizyczny- całoroczny.