Czerwiec był miesiącem, w którym jeszcze 3 tygodnie żyliśmy na dwa domy. Mąż jakieś 650 km ode mnie, a ja z dziećmi na miejscu. Aby sprawnie ogarnąć przeprowadzkę, a raczej jej część, mąż wrócił z Dolnego Śląska i zabrał dzieciaki pociągiem. Ja spokojnie wsiadłam w samochód, załadowałam go po kokardkę i przybyłam na miejsce już po odebraniu świadectw pracy około 5 nad ranem. Tak się zaczęła historia od samego początku… A początek był dość burzliwy, pisałam wam o tym w poprzednim wpisie: Co nowego u nas? Czyli po przeprowadzce. Teraz tak sobie myślę, że było to kompletne szaleństwo, rzucić wszystko i wyjechać hen daleko, postawić wszystko na jedną kartę. Potrzebowaliśmy tego i nie żałujemy żadnych podjętych podczas tego czasu decyzji. Udało się zrealizować najważniejsze cele dotychczas: jedno z nas pracuje i mieszkamy w mieście. Na razie nic do szczęścia więcej nam nie trzeba. Mamy siebie, mamy przy sobie dzieciaki, odzyskaliśmy spokój, skończyła się wieczna nerwówka, łapanie 5 srok za ogon, zamartwianie się, czy będzie lepiej? A co dalej będzie? Na razie to wszystko odeszło w zapomnienie. Fakt, doszedł kolejny kredyt. W tym miesiącu wymówimy ubezpieczenie i kwota zadłużenia będzie wylądała tak jak przed rokiem. Teraz za to mamy perspektywę stabilizacji finansowej.

Już przed moim wyjazdem z dziećmi wiedziałam, że na przeprowadzkę nie starczy nam pieniędzy. Mąż nie pracował, wynajęte mieszkanie trzeba było opłacać, nasze w którym mieszkałam również. Kupiona uzywana pralka po dwóch tygodniach padła… Kot się rozchorował… Wysłałam moje CV w 3 miejsca. Wyjeżdżając w piątek, umówiłam się na rozmowę w sprawie pracy w niedzielę. Udało się! Tydzień później odpisali jeszcze z jednego miejsca na moje CV, ale ja już miałam podpisaną umowę o pracę i wynajęte mieszanie obok miejsca pracy, więc.. może kiedyś 🙂

Czerwiec w ogóle był tak szalonym miesiącem, że praktycznie zapisywałam jedynie nasze wydatki, choć wiedziałam jakie mamy wdełki maksymalne i ja na miejscu i mąż gdzieś tam. Ostatecznie z kategorią jedzeniową nie wyszło tak źle. Limit nieco przekroczony, ale serio nie miałam głowy, aby liczyć każdą złotówkę tuż po przeprowadzce.

W opłatach za mieszkanie ujęty czynsz wynajętego mieszkania 700 zł + 350 zł naszego starego mieszkania. Przed przeprowadzką odmalowaliśmy mieszkanie, więc doszła opcja remont i trochę również nadszarpnęła budżet. W ostatnim momencie znaleźli się ludzie do wynajęcia mieszkania i to tylko na trzy miesiące. Nasza poprzednia okolica nie błyska rynkiem wynajmu mieszkań. Prędzej ludzie je sprzedają i uciekają gdzie pieprz rośnie tak jak my 🙂

Tysiąc wypadł na benzynę. Strasznie dużo… Nasz samochód pali jak smok. 3 tygodnie dojeżdżania do pracy, na zakupy, do lekarza po ostatnie recepty, paczki do wysłania, wywożenia niepotrzebnych rzeczy, kupowania nowych rzeczy na miejscu, rundy po marketach, a bo trzeba jeszcze to i to i tamto…

Opłata za internet była ostatnia, ponieważ w nowym miejscu zamieszkania jak tylko podłączymy reuter będziemy mieli internet w ramach kosztu wynajmu. Tym samym będę mogła zlikwidować kartę z plusa i przejść do playa, z któreo właśnie ciągnę wi-fi, aby napisać ten post

W lekarstwach męża to nasza pani pielęgniarka pomyliła się w stopniu refundacji leków, ja zdążyłam wysłać już recepty mężowi, wykupił droższe dwa opakowania, a resztę dobrych recept na kolejne 3 miesiące już mu dowiozłam. Odwiedziłam prywatnie endokrynologa, zrobiłam badania, aby uzyskać recepty na Eutyrox na kolejne kilka miesięcy zanim zaklimatyzuje się w nowym miejscu i znajdę nowych medyków.

W ubraniach i butach do pracy mąż kupił nowe ubrania, aby prezenotwać się jakoś na rozmowie kwalifikacyjnej do nowej pracy. Niestety tam mu się nie udało. Czekaliśmy już wtedy na to, co będzie z moją rozmową…

Worki na śmieci i worki na śmieci- już mi się śniły po nocach, pakowania….. co nie miara, za to teraz mamy ich cały zapas 🙂 no i środki czystości przekroczyły limit. Musiałam posprzątać poprzednie mieszkanie, aby udostepnić je najemcom, nasze wynajęte opuściliśmy po tygodniu, znów akcesoria do sprzątania poszły w ruch. No i to mieszkanie, w którym obecnie mieszkamy- w sumie 3 lokale do wysprzątania… wow.

Tutaj u dzieci niania… Nie chce mi się już komentować pomocy rodziny… Po prostu dość miałam wiecznego proszenia. Koleżanka też była mocno zajęta, ale udalo się jakoś pogodzić jej obowiązki z opieką nad moimi dziećmi, podczas gdy ja popołudniami spędzałam czas albo na sprzątaniu po remocie mieszkania albo na radach pedagogicznych (to ostatnie poezja 😉 )

Jacyś mało rozrywkoi jesteśmy. Te płyty CV mój mąż zakupił za bon podarunkowy do Empiku za założenie darmowego konta w banku Millenium.

Prezenty to Dzień Ojca i kwiatek od córki na zakończenie zerówki dla pani wychowawczyni.

Na początku mieliśmy opcję samochodu z paką koleżanki, która miała nam pomóc w przeprowadzce, dlatego wstrzymałam się w wysyłaniu paczek pocztą lub paczkomatem. W sumie jedna poszła końcowa z mężowymi ubraniami. Lecz niestety nie udało się koleżance pożyczyć samochodu z firmy, ponieważ akurat był potrzebny. *Bilety to bilety męża w jedną i drugą stronę pociąiem już z dziećmi. *Pierwsze zakupione meble to używany stolik z 4 krzesłami do kuchni, abyśmy mieli na czym jeść. *Urządzenia: jedna używana pralka, na którą wtopiliśmy 250 zł, kolejna nowa z dowozem i wniesieniem 938 zł. *Inne wydatki: garnek, patelnia, durszlak, czajnik. Niestety nie wszystko udało się zabrać naszym samochodem na jeden raz, brałam tylko te najpotrzebniejsze rzeczy.

Nasz kot w czerwcu również dołożył wydatków i zachorował na świerzbowiec. Potrzebne było czyszczenie uszek, zastrzyk i szczepionka od właśnie świerzbowca, wszelkich pcheł, czy groźnych kleszczy.

W kontach bankowych tak na oko opłaty, muszę je kilka przewertować i zobaczyć czy przypadkiem nie naliczają się jakieś nowe kilkuzłotowe obciążenia.

Warunkiem uzyskania kredytu przez męża, była spłata poprzednich dwóch kredytów, co od razu na miejscu zrobił pracownik banku. I serio szkoda mi tylko, że spłaciliśmy tym większym kredytem z większymi odsetkami końcówki rat, które już praktycznie były na wyginięciu.