Grudzień to był taki świąteczny miesiąc, że ani za dużo nie nadpłaciliśmy kredytów, ani też nie zaoszczędziliśmy ani złotówki. Czy czuję się z tym źle? Nie rozpatruję tego w kategorii tragedii bądź porażki. Czasem trzeba odpocząć, wyluzować, wyjąć kij z tyłka 😉 i po prostu żyć – łapać każdy moment tak, aby naładować baterie na kolejne miesiące zmagań finansowych. I wiem, że jeden bloger finansowy zrobiłby inaczej, a drugi jeszcze inaczej, ale to jest moje życie i decyduję ja.

W styczniu dla odmiany zaplanowałam, że oszczędzamy na maksa, tyle ile możemy. Tylko spadł śnieg i kupiliśmy dzieciom ślizgacze – po 15 zł sztuka w Biedronce. Wiem, dla jednych zbędne, drudzy kupiliby solidne sanki. Ale chcę też inwestować we wspomnienia moich dzieci z dzieciństwa. A z jazdy z zaśnieżonych górek są niezapomnianym wrażeniem.

Sanki mieliśmy, ale zostawiliśmy w poprzednim miejscu zamieszkania. Mieszkamy przy samym parku i grzechem byłoby nie skorzystać z uroków zimy. Tym bardziej, że w naszej okolicy rok temu praktycznie w ogóle zimy nie było. Jak pada śnieg to sama czuję jakąś rozpierającą radość pomimo tego, że za chwilę pójdę odśnieżać samochód.


Na jedzenie wydaliśmy więcej, niż zazwyczaj. Był jeden- powód święta. Jakoś skrupulatnie nie liczyłam, ile mnie te zakupy świąteczne wyniosą, same artykuły spożywcze kosztowały ok. 400 zł. Jak można się spodziewać – rybki i sałatki dojadaliśmy jeszcze do sylwestra. Bigos, gołąbki i pierogi po dziś dzień czekają na swoją kolej w zamrażarce. Czy mogłabym zrobić mniej jedzenia? Zrobiłam dwie potrawy mniej, bo okazało się, że tyle ile jest będzie wystarczająco, a w drugi dzień świąt pojechaliśmy do cioci do Wałbrzycha. Tego w planach nie miałam w momencie robienia zakupów.

Mieszkanie, czyli standardowe opłaty, dodatkowo mamy 4 stówki nadpłaty na zaliczki. Okazuje się, że ogrzewanie gazowe wcale nie jest ani takie złe, ani drogie w naszym przypadku. Ciepełko lubimy bardzo. 125 zł wydałam w Ikei. Jednak to prawda, że człowiek wpada po jedną rzecz, a wychodzi z pięcioma innymi co najmniej. Pomimo tego kupiłam tylko same potrzebne rzeczy, które na co dzień używamy. Nadal nie dorobiliśmy się firanek w domu. Ważniejsze były nowe garnki, patelnia i sztućce, bo każdy widelec mieliśmy inny i do szału już mnie te stare sztućce doprowadzały. Nie jestem z tych Polek, które kupują zastawę i trzymają okrągły rok w kredensie 😉

Benzyna- nasza Corsa pali jak smok. Czekam tylko na większe pieniądze (w lutym) z nowego zlecenia i zaprowadzę Opla do mechanika. Ostatnio spaliła mi 5 l na 30 km. Jak jakiś czołg. Fakt, gazuje też. Mamy też zimę, a w zimę benzyniaki też więcej paliwa zjadają.

Ostatni raz zapłaciliśmy w grudniu za telewizję cyfrową. Od pół roku korzystamy już w opcji naziemnej i naprawdę nie ma potrzeby, aby tracić pieniądze. Zwłaszcza, że ja praktycznie nic nie oglądam. Dzwonił uparty pan w CP, że telewizję da nam za 10 zł miesięcznie plus satelita gratis. Dla mnie 10 zł miesięcznie, to już 120 zł rocznie- liczę pieniądze w dłuższej perspektywie czasu. Następnie pan zszedł do 5 zł, ale nie zgodziliśmy się na tą świetną ofertę.

Lekarstwa w sumie są na stałym poziomie i tutaj nic już nie zmniejszymy. Bez chorowania z kupowaniem stałych leków wychodzi ok. 50 zł miesięcznie.

Niani w grudniu nie planowaliśmy, ale jak to u mojego męża w pracy bywa – nagle został zmieniony grafik pod koniec miesiąca. Za to w styczniu do 10. grafik był zmieniony aż dwa razy. A ja swój grafik w mojej pracy układam pod grafik mojego męża i zawsze, ale to zawsze taka sytuacja mnie wkurza. Fundusz na prezenty przekroczony, ponieważ na święta zaprosiłam mojego ojca. On też znalazł coś pod choinką.

Ja wiem, że zaraz podniosą się głosy, że na kieszonkowe wydaliście, a nic nie zaoszczędziliście. Moje 100 zł miesięcznie inwestuję w wizyty u psychologa. Jest spora poprawa, czuję się o niebo lepiej. Myślę, że jeszcze ze dwie, góra trzy wizyty i zakończę terapię. Pani psycholog była w szoku, że ja jako pacjent znam swoje mocne strony i wiem, z czego jestem dumna w życiu 😉 Sprawy na bieżąco mam załatwione i chciałabym jeszcze przepracować wydarzenia z przeszłości, aby po prostu nie rzutowały one na moją przyszłość. Abym nie bała się działać bojąc się o opinię innych ludzi lub odczuwając irracjonalny strach przed krokiem na przód.

Resztę kieszonkowego podzieliliśmy na zakup żywej choinki, bombek, światełek. Poprzednie ozdoby zostały w starym miejscu zamieszkania.

Nawet prowadząc budżet domowy uczę się stawiać na rzeczy ważne. Za każdym razem określam własne wartości i cele. Grudzień był magiczny pomimo tego, że wydatki były większe. To ja decyduję, gdzie moje pieniądze mają iść. Uwolniliśmy 60 zł od nowego roku. Świetne uczucie ulgi i wolności. Wyszliśmy z kolejnego drogiego abonamentu. 60 zł miesięcznie to jest 720 zł rocznie. A to już jest fundusz na spłacenie niemal jednego z naszych kredytów. Idziemy na przód. Cały 2019 rok też na pewno będzie dobry, a wyzwania jak wyzwania –  zawsze życie nam jakieś przyniesie 😉