Długo nie mogłam zrozumieć fenomenu, dlaczego tak czekacie na cykl budżetu domowego na moim blogu. Według mnie budżet domowy jest przereklamowany. W pewnej chwili prowadzenie budżetu domowego przestało być mi do czegokolwiek potrzebne. Chciałam po prostu sobie „pożyć” bez ciągłego liczenia grosz do grosza.
Na każdej oszczędnościowej grupie oraz na każdym oszczędnościowym blogu znajdziemy jedyną i najświętszą poradę na kontrolowanie wydatków. Zacznij prowadzić budżet domowy! Tylko samo prowadzenie arkusza wydatków w exelu lub na kartce papieru nic nie da. Za każdym sukcesem finansowym lub oszczędnościowym stoi zmiana. Zmiana mentalności, zmiana postrzegania pieniądza i zmiana postępowania.
Wiem też jak negatywnie może wpłynąć na ludzi prowadzenie budżetu domowego, którzy mają ograniczony budżet i już naprawdę nie ma z czego oszczędzić. Bardzo szybko się zniechęcają, ponieważ spisywanie paragonów zajmuje dużo czasu. Liczenie, analizowanie i czekanie na cud. Tak naprawdę razem z rozpoczęciem prowadzenia budżetu domowego, powinien iść szereg dodatkowych rozwiązań. Takich jak: dodatkowa praca, wyszukiwanie tańszych produktów w gazetkach/ aplikacjach, umiejętność stworzenia choćby sałatki: „nic”.
Samo prowadzenie budżetu nic nie da. Olśniło mnie po prawie 3 latach budżetowania z małymi przerwami! Za każdym razem spisywanie paragonu wywoływało we mnie uczucia zgorszenia i zwątpienia. Właściwie nie miałam celu, robiłam to tylko po to, aby ujawniać wyniki na blogu. Dlatego później w budżetowaniu się poddawałam. Nie prowadziłam budżetu dla siebie oraz dla swojej rodziny. Robiłam to dla zupełnie obcych osób, które za każdym razem opisywały, co powinnam zrobić lepiej/ taniej/ inaczej.
Często szereg rad oszczędnościowych od 10 osób może się nie sprawdzić u konkretnie jednej osoby. Musielibyśmy zajrzeć w jej przeszłość, w jej umiejętności oraz kwalifikacje. Musielibyśmy przeanalizować jej nawyki oraz przyzwyczajenia. Trzeba byłoby się dowiedzieć, czy ta osoba nie podda się po 3 próbach budżetowania, bo była taka świetna promocja!
Fajnie byłoby prześledzić tzw. „wyzwalacze” danych zachowań oraz wymówek: była fajna promocja, na wakacje przecież trzeba jechać, czy w końcu w życiu trzeba mieć jakieś przyjemności. Prowadzenie budżetu domowego nie jest wcale proste! W budżetowanie muszą być zaangażowane wszystkie osoby w rodzinie. W robienie list zakupowych, w rozmowy na temat przyszłości rodziny, w zastanawianie się, czy ten wydatek rzeczywiście jest potrzebny.
Ja przez dwa lata znałam na pamięć wydatki mojej rodziny. Mogłam obudzona o 3 nad ranem wyrecytować roczne kwoty wydatków w kategorii samochód, abonamenty lub raty kredytowe. Tylko nie wiedziałam, po co ten budżet domowy prowadzę. Co mi prowadzenie budżetu domowego ma takiego przynieść? Nie analizowałam uczuć, jakimi kieruje się budżetując. Aż w końcu prowadzenie budżetu domowego mi się po ludzku znudziło. Opanowałam już wszystko co było do opanowania w tej sztuce.
Na dodatek nie rozumiałam się z moimi czytelnikami. Pisali mi: zmień abonament na tańszy! Lecz nie czytali między wierszami na blogu, że ten abonament będzie jeszcze trwał dwa lata! Gdy pisali: za dużo wydajesz na benzynę- nie wiedzieli, że mam taki charakter pracy, że samochód jest moją prawą ręką. Mój samochód zarabia na tzw. chleb. Pisali: idź do pracy na miejscu! Ale nie wiedzieli, że mieszkam w 16 tysięcznym miasteczku i niekoniecznie mam takie możliwości. Poza tym ja uwielbiam prowadzić samochód. Wiem, że dużo tankuję. ale też kocham moją wykonywaną pracę. I nie zmienię mojej pracy, tylko po to, aby czytelnikom dobrze czytało się mojego bloga.
Dziś po około pół roku nie prowadzenia budżetu domowego okazuje się, że nasze koszty życia znacznie się zwiększyły. Wydawało mi się, że doskonale panuję nad sytuacją. Podliczyłam raty kredytowe i stwierdziłam, że coś jest nie tak. One nie maleją, a z czasem stają się coraz większe. Gdy 3 lata temu zaczynałam prowadzić budżet domowy miałam jasny i określony cel; ogarnąć domowe wydatki, zebrać pierwsze oszczędności oraz spłacić długi. Tego ostatniego zrealizować się nie udało. Budżet domowy nie jest celem samym w sobie.
Nie udało się spłacić długów, ponieważ mnie one w pewnym momencie życia przestały przeszkadzać. Podwyższyłam znacznie swoje dochody i chciałam po latach biedowania wreszcie trochę pożyć. Z resztą do tej pory utrzymuję zdanie, że nie wytnę mojego prywatnego życia w pień. Nadal raz na pół roku pójdę z dziećmi do kina, nadal raz w miesiącu zamówimy jakieś kupne żarcie i nadal raz do roku pojedziemy na wakacje. Planów życiowych oraz marzeń również nie wytnę- chcę dobrze zarabiać, chcę rozwijać się i chcę spłacać długi.
Ostatnio pojawił się kolejny cel w moim życiu i w sumie najbardziej w życiu mojego męża. Chcemy zarobić i oszczędzić pieniądze na własne mieszkanie. Przekonałam go, że bez budżetu domowego nie damy rady. Więc zbieranie paragonów oraz liczenie, analizowanie będzie z nami jeszcze co najmniej kilka lat. Musieliśmy podjąć bardzo ważne decyzje. W końcu chyba do nich dorośliśmy.
Zaczęłam namawiać mojego męża również na terapię, abyśmy zaczęli się razem wzajemnie rozumieć. Ja mam wrażenie, że jestem mentalnie wysoko, wysoko, gdzie mój mąż ma wszyte do głowy hasła; za darmo i na zawsze. Ja mówię: za kilka lat kupimy mieszkanie, spłacimy długi, mój mąż mówi: Co będzie za 10 lat? Jakoś to będzie…. Nie da się prowadzić budżetu domowego, kiedy dwoje dorosłych ludzi, chce realizować zupełnie inne cele. Albo jeszcze inaczej- kiedy ta jedna osoba walczy z całych sił, czuje się w tej walce samotna i w końcu się w tej walce poddaje. Tak było dotychczas ze mną… Na każdym polu życiowym walczyłam jak lwica, po czym szybko się poddawałam, bo ktoś mnie skrytykował, ktoś mnie sprowadził równo na ziemię, ktoś mnie zawstydził lub wyśmiał mój pomysł.
Budżet domowy to jest świetne narzędzie, aby panować nad rodzinnymi wydatkami, pod warunkiem, że wszyscy w rodzinie to narzędzie rozumieją. Jeżeli mamy wspólny cel, który nam przyświeca, który będzie taki naj, naj, najważniejszy. To on pozwoli nam w tym budżetowaniu wytrwać i się nie poddać. Ja zaczęłam tą walkę od sierpnia na nowo. Prowadzę budżet domowy. Musiałam na nowo zmierzyć się z ratami kredytowymi. Konsolidacja kredytu w kwietniu ze względu na zezłomowany samochód dała nam trochę w kość.
Uważam, że w naszym przypadku zadłużanie ma związek z uzależnieniem. W innym wypadku nie wracalibyśmy z powrotem po jakimś czasie do punktu wyjścia. Zadłużenie, każdy kolejny kredyt- to te same mechanizmy działania- jak każde uzależnienie. Za każdym razem sobie powtarzam, że to ten ostatni! Pierwsze uzależnienie palenie papierosów rozwaliłam z psychologiem na terapii po pół roku. Nawet jak wracałam do starych nawyków, to roztrząsałam tą sprawę na sesji i przyznawałam się do własnych słabości. Nie raz muszę „przeryczeć” godzinę na terapii, aby uświadomić sobie, że sama siebie oszukuję.
Przy okazji prowadzenia budżetu tworzę sobie wyzwania. Ćwiczę swoją silną wolę, determinację i dążenie do celu. W sierpniu próbuję nie wydać więcej, niż 1200 zł na jedzenie (300 zł tygodniowo). Tylko teraz wiem, że jeżeli to się nie uda, to nie znaczy, że ja jestem do dupy. To nie znaczy, że budżet domowy jest do kitu i to nie znaczy, że mam się poddać. To znaczy, że zaczynam analizować tą sytuację i zastanawiać się, co się stało. Przy okazji testuję aplikację do prowadzenia budżetu domowego, a naprawdę namnożyło się ich trochę na Androida.
Pierwszy odcinek z budżetem domowym sierpniowym ukaże się we wrześniu 😉
8 comments
Super artykuł jak zwykle zresztą
Nie do końca rozumiem co chciałaś przekazać. Moim zdaniem, skupiasz się jedynie na stronie spisywania wydatków. Budżet jak mawia klasyk „to powiedzieć pieniądzom, gdzie maja iść, a nie zastanawiać się, gdzie sobie poszły”
Z jednej strony mówisz, ze budżet jest przereklamowany, a z drugiej mówisz, ze nadal będziesz go prowadzić.
Budżet to tylko jedno z narzędzi, które pomaga usystematyzować wydatki i mieć nad nimi kontrolę.
Oczywiście, można się bez tego obejść, ale na pewno trudniej zapanować bez tego nad swoimi pieniędzmi.
Pamięć jest zawodna, a liczby nie kłamią 🙂
Ogólnie to Ci kibicuję i co jakiś czas zaglądam na bloga 🙂
Przyznaję się, nie prowadzę budżetu domowego od 2 miesięcy (lipiec i sierpień). Chciałem odpocząć od tego psychicznie, byłem zmęczony zapisywaniem wydatków domowych. Mimo tego czuję się bezpiecznie dzięki zbudowaniu dość pokaźnej poduszki finansowej. Prowadzę tylko budżet firmy (zajmuje to około pół godziny raz w tygodniu). Ale… dzięki prowadzeniu od 2,5 lat budżetu domowego i firmowego (które zazębiają się w wielu miejscach, ponieważ prowadzimy działalność w części domu) i analizie przychodów i rozchodów doszliśmy do kilku ciekawych wniosków. Z jednej strony (i to jest najważniejsze) zwiększyliśmy prawie dwukrotnie zyski z prowadzonej działalności, przede wszystkim poprzez otworzenie drugiego gabinetu, zatrudnienie pracowników, współpracę z PUP (staże). Z drugiej strony rozważamy każde większe (droższe) zakupy, oraz wydatki związane z utrzymaniem i dokończeniem budowy domu. Odkładamy pieniądze, i po zbudowaniu poduszki finansowej „dokańczamy” dom w kolejności ustalonej przez nas, inwestujemy w siebie (kursy, szkolenia) a także w swoje zdrowie, sprawność i wypoczynek (wczasy – to też inwestycja w swoje zdrowie, hobby – joga, fitness, ścianka, strzelanie – to zdrowie psychiczne). Ale wszystko (mam nadzieję) z rozsądkiem i umiarem.
Ja jestem zwolennikiem budżetowania i na swoim blogu często namawiam ludzi do jego stosowania. Uważam jednak, że budżetowanie nie może być celem samym w sobie. Musimy wiedzieć po co to robimy. Po drugie budżet domowy nie może być skomplikowany. Nie można budować ogromnych tabelek w exelu ze stoma kategoriami itp. To tylko zwiększa ryzyko, że szybko się wypalimy i porzucimy temat dbania o finanse. A po trzecie i najważniejsze- nie można być niewolnikiem budżetowania. Tu nie wszystko musi spinać się co do złotówki, jeśli zapomnimy wpisać jakiegoś drobnego wydatku to olewamy to i nie przejmujemy się tym. Budżetowanie ma nam pomóc w utrzymaniu odpowiedniego kierunku, w którym chcemy aby szły nasze pieniądze.
I masz 100% rację ?
Ja budżet domowy zaczęłam prowadzić w kwietniu, był to najbardziej zakręcony czas w moim życiu, bo w połowie kwietnia urodziłam syna, ale ani pobyt w szpitalu ani zajmowanie się noworodkiem nie zniechęciły mnie do zapisywania wydatków. Osobiście widzę same plusy prowadzenia budżetu, przestałam kupować niepotrzebne ubrania, które lądowały na dnie szafy czy kilogramy jedzenia, którego nie byliśmy w stanie zjeść. Idąc do sklepu nie szukam promocji, bo wiem czego potrzebuję, po co tam przyszłam i tylko to kupuję. Przeglądam gazetki i dopasowuję posiłki do tego co mamy w lodówce, żeby nic się nie marnowało. Przestaliśmy ciągle zamawiać jedzenie, bo zobaczyłam jakie pieniądze na to marnowaliśmy. Rzuciłam palenie gdy dowiedziałam się o ciąży, dziś nie palę już 382 dni. Zrobiłam porządki w szafie, oddałam mnóstwo ubrań i uznałam, że mam wszystko czego potrzebuję, więc sklepy odzieżowe omijam aktualnie szerokim lukiem. Sprzedaję zalegające sprzęty i książki, chcę wprowadzić do naszego życia minimalizm. Również marzy nam się własne mieszkanie, a że żyjemy w Warszawie to musimy się liczyć z kwotą 500.000 zł, co mnie absolutnie przeraża, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku najpóźniej uda się to marzenie zrealizować, dostaniemy kredyt i jakoś to pociągniemy. Widzę sporą zmianę na koncie od kiedy zaczęliśmy prowadzić budżet domowy, więc wiem że idziemy w dobrym kierunku.
Gratulacje rzucenia nałogu ? i brawo za postępy oszczędnościowe ?
A ja nie prowadzę budżetu i nie zamierzam tego robić w takim klasycznym ujęciu. Nie mam wprawdzie kłopotów finasowych, ale kilka lat temu uznaliśmy z mezem, że trzeba zbierac na mieszkanie. Robiłam podejście do zapisywania wydatków, zbierania paragonów, ale to było wykańczające i nic mi nie dawało. Co z tego, że jak kupie coś niepotrzebnego to będę miała ten wydatek zapisany i udokumentowany… pieniądze już przecież wydałam. Niby budżetowanie ma
mnie powstrzymać przed kupowaniem nadmiaru? Ale to wiem i bez zbierania paragonów, a chwilą słabości może się i tak zdarzyć. Raczej wolę zawsze starać się robić optymalne zakupy, nie marnować jedzenia, nie kupować rupieci, ubrania tylko przemyślane i potrzebne, a na koniec tygodnia/miesiąca sprawdzić ile ubyło z konta/portfela. Czasem „budzetuje” tylko wybrane kategorie, które akurat mnie niepokoją, np. wydatki poczas urlopu, jedzenie na mieście, uzupełnienie garderoby z jakiejś okazji. Super motywująca jest filozofia minimalizmu i zero waste. Dodam tylko, że takim sposobem udało nam się zachować bardzo niski poziom wydatków i uzbierać połowę wartości mieszkania.