Decyzja o przeprowadzce i zmianie całego życia jest skutkiem wielu sytuacji i doświadczeń na rynku pracy w woj. warmińsko- mazurskim, na gruncie rodzinnym oraz na podstawie możliwości rozwoju na naszych terenach.

Zacznijmy od tego, że mieszkamy niedaleko Bartoszyc, jest to malownicze miasto mające ok 30 tysięcy mieszkańców. Bartoszyce położone jest 16 km od rosyjskiej granicy, kwitnie tu dobitnie przemyt paliwa, papierosów i alkoholu. Mam wrażenie że Warmia i Mazury są zapomniane. Naokoło Olsztyna nie ma żadnych dużych firm produkcyjnych, nie ma korporacji, nie ma szkół językowych (pojedyncze), nie ma parków rozrywki, nie ma McDonalda. Jedynymi miejscami, gdzie można znaleźć stabilne zatrudnienie są szkoły i urzędy, ale tu też trzeba mieć znajomości. Tak- dobrze czytanie. W szkole trzeba mieć znajomości.

Skończyłam licencjat z nauczania języka niemieckiego. Udało mi się po roku dostać pracę na umowę zlecenie na 3 lata tylko dlatego, że wygrałam przetarg niższą ceną na zajęcia unijne. Podczas tych trzech lat pracowałam 4/5 godzin tygodniowo prowadząc dodatkowe zajęcia z języka niemieckiego. Następnie dostałam się na zastępstwo do małej szkoły wiejskiej na pół etatu. Nie wiem do dziś jakim cudem, nie składałam nawet CV! Dziś pracuję na zastępstwa w dwóch szkołach wiejskich. Tylko dlatego, że zaproponował mi pracę nauczyciel, który poszedł na urlop bezpłatny. Inaczej raczej nie miałabym szansy na samodzielny etat. Język niemiecki w tej chwili jest wycofywany ze szkół. Pozostanie w klasach 7 i 8. 4 godziny tygodniowo. Aby zebrać cały etat musiałabym jeździć do 5 szkół, a tak się praktycznie nie da. Skończyłam również studia podyplomowe z z edukacji wczesnoszkolnej i z wychowania przedszkolnego i również nie mam szans na etat z tego kierunku w mojej okolicy.

Tutaj za etat na najniższej krajowej człowiek jest w stanie zrobić wszystko. Najniższa krajowa jest odzwierciedleniem sukcesu człowieka, naprawdę. Jest w końcu za co żyć. Ja po 5 latach pracy na umowach zlecenie i zastępstwach, chcę mieć w końcu stabilne zatrudnienie i obojętnie gdzie ten etat dla mnie się znajdzie. Przestałam się łudzić, że tutaj „coś” się zmieni. Mogę pracować jako kelnerka w sezonie, ale bez umowy za 10 zł za godzinę. Dziękuję, postoję. Chcę lepszej pracy dla siebie i lepszego rozwoju, ponieważ mieszkając w okolicy Bartoszyc nie opłaca mi się kończyć studiów magisterskich, nie mam pewności zatrudnienia. A bez studiów magisterskich nie będę się dalej rozwijać, na dobrą sprawę bardzo mi tego brakuje.

Mąż jest niepełnosprawny. Ma pierwszą grupę oraz najniższą rentę socjalną. Pracował na pół etatu w Zakładzie Aktywności Zawodowej. W jedynym zakładzie dla niepełnosprawnych w promieniu praktycznie 100 km. Zarabiał 850 zł na rękę, z czego 200 zł miesięcznie płacił za bilety pks. Od lipca dojazdów już nie będzie, ponieważ pksy na naszym terenie zbankrutowały oraz firma, która je obsługiwała.

Pod koniec marca przestaliśmy się łudzić. Ja na znalezienie pracy za normalne pieniądze nie mam tu praktycznie szansy, a mój mąż również nie ma jak rozwinąć skrzydeł. Mamy dość poniżania się za najniższe pieniądze bez żadnych perspektyw rozwoju. Dla naszych dzieci również nie ma tu żadnej przyszłości. Poza szkołą żadnej bogatej oferty zajęć szkolnych. Edukacja na wsiach (zwłaszcza na tych terenach, ale też nie generalizujmy)  jest słaba.

Tu mieszkamy w mieszkaniu u rodziny. Małe koszty utrzymania, jak popatrzeć po moich wyliczeniach budżetowych. No, ale mieszkanie to nie wszystko. Na to mieszkanie trzeba zarobić, tak jak na jedzenie i paliwo. Z naszej miejscowości nie mamy żadnego połączenia do miasta mpk, żadnych pociągów. Jedyny środek lokomocji na jaki można liczyć to własnych samochód, ale jak samochód nawali, to zostaje jedynie taksówka….

Lekarze, tutaj też można referat napisać. Do najbliższego lepszego specjalisty neurologa dla dorosłych lub dziecięcego mamy od 100 do 150 km. I niczym innym nie dojedziemy, jak tylko samochodem. Lekarza rodzinnego mamy tylko i wyłącznie 20 km dalej. Dlatego wolę mieszkać w większym mieście zapłacić 150 zł za wizytę prywatną, ale nie muszę już dojeżdżać do specjalisty kolejnych kilkudziesięciu kilometrów. Oszczędność i pieniędzy i czasu i samochodu. Drogi też wołają o pomstę do nieba. Po półrocznym dojeżdżaniu do wiejskich szkół po większych dziurach, niż asfalcie samochód nadaje się na złom, a zwłaszcza jego podwozie.

Podjęliśmy decyzję o wyjeździe. My jesteśmy młodymi ludźmi, chcemy pracować, chcemy się rozwijać, chcemy po prostu żyć! Marzę, aby raz na dwa / trzy miesiące wyjść do kina. Raz na pół roku wyjść na basen, poćwiczyć czasem w siłowni, iść na zajęcia fitness. Takie prozaiczne sprawy…. Jechać z dziećmi do ZOO. Teraz jest to wyprawa raz na rok i to dość uroczysta, mieszkając niedaleko Wrocławia będziemy mieli możliwość odwiedzić wiele ciekawych miejsc przeznaczonych dla dzieci.

Pod koniec marca stwierdziliśmy, że już tu nas nic nie trzyma. Dość mamy wegetacji. Wszędzie mamy daleko. Celowaliśmy od początku w duże, ale nie największe miasta, ewentualnie ich poboczne tereny. Tak, aby koszty życia nas nie przerosły. Brałam pod uwagę na samym początku sytuację z pracą jednego z nas na najniższej krajowej + renta + 500+, ewentualnie zasiłek rodzinny jak nam dochody nie przekroczą. Ja swoją pracę będę musiała dostosować do godzin pracy męża/ pracy szkoły, przedszkola lub dyspozycyjności niani. Na początku braliśmy pod uwagę to, iż to ja prędzej znajdę pracę, ale stało się inaczej. To bardzo dobrze! To udowadnia, że niepełnosprawna osoba ma szansę na pracę w naszym kraju!

Mój mąż w tej chwili jest zatrudniony na cały etat, w sezonie będzie mógł pracować na nadgodziny, o ile na taki stan rzeczy się zgodzi. Za pracę w weekendy będzie miał podpisaną umowę- zlecenie. Wiecie, że to na naszych terenach nie jest możliwe? Moja siostra pracuje na umowie na pół etatu, a tak naprawdę pracuje na cały. Pracodawca oszczędza na Zusie i dokłada do wypłaty gratis jakieś premie. Tutaj na Warmii i Mazurach normalne jest, że w sezonie pieniądze idą pod stołem. Nikt umów w restauracjach/ hotelach zazwyczaj nie podpisuje.

Nowy pracodawca męża odezwał się z okolic Wałbrzycha, czyli jakieś 100 km od Wrocławia. Powiem szczerze, że na te tereny liczyliśmy zwłaszcza, iż mam tu rodzinę ojca. Poza tym z niemieckim bezproblemowo znajdę jakąkolwiek pracę. Przecież nie musi być od razu w szkolnictwie. Będziemy mieszkać 10 km za Wałbrzychem w Jedlinie Zdroju. Mąż od naszego mieszkania (wynajętego) będzie miał kilka minut spacerkiem do pracy. 2 minuty drogi do szkoły córki. Będziemy próbować również składać papiery, aby syn na miejscu dostał się do przedszkola.

Zobaczcie już na dzień dobry pomimo, iż zapłacimy za wynajęcie mieszkania 700 zł+ opłaty- odpadają dojazdy do pracy męża, odpada dowożenie córki do szkoły. Odpada dowożenie do przedszkola (być może). Jeżeli ja znajdę pracę na miejscu w Wałbrzychu odpadną mi dojazdy samochodem, ponieważ do Jedliny dojeżdżają autobusy mpk, pociągi i pksy.  Będę mogła zezłomować samochód i odpadną 400 zł miesięcznie na jego utrzymanie! Już neurologa dla dorosłych, dziecięcego i endokrynologa dla mnie będziemy mieli na miejscu, o ile dostaniemy się na NFZ. Tutaj będzie nam łatwiej żyć. Nawet kupno mieszkania po dwóch/ trzech latach nie będzie takie straszne, ponieważ ceny nie zwalają z nóg.

Decyja była podyktowana polepszeniem naszych warunków bytowych, a najbardziej pracowych. Chcieliśmy, aby nasze dzieci miały lepszą przyszłość. Trudno, jak się nie uda to wrócimy. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Mąż dostał propozyję pracy w piątek, musiał zdecydować się na wyjazd tego samego dnia. W sobotę wisialam na telefonie wszystko mu 500 km dalej oragnizując. Wypatrzyliśmy ogłoszenie o wynajęcie mieszkania, wytłumaczyłam właścicielowi jaka jest sytuacja i praktycznie wynajęliśmy mieszkanie w ciemno. W niedzielę mąż wszedł do mieszkania, zobaczył, że jest ok i podpisał umowę. Dziś lub jutro się wporwadza. Trzeba będzie kupić meble i być może pralkę. Czekamy na zwrot podatku, maksymalnie do końca lipca będziemy mieszkać na kartonach 🙂 Niesamowity zwrot akcji i zmiana całego życia o 360 stopni.

Już wyliczyłam, że wydaliśmy tysiąc złotych na przeporwadzkę, bo kaucja, bilety. Mebli stąd nie zabieramy, bo się po prostu rozpadną, a poza tym byłby to ogromny koszt. Policzyłam, że wyślę mężowi ok 20 paczek. W paczkomacie z opcją kuriera wyjdzie taniej, niż pocztą polską. Rowery dziecięce wyślemy kurierem. Wczoraj sprzedał się na allegro robot kuchenny i niektóre rzeczy jeszcze pójdą pod młotek. Szacuję, że koszt całej przeprowadzki zamknie się pomiędzy 4 a 5 tysięcy. Na sam koniec, kiedy dojdę do wniosku, że już „mieszkamy” przedstawię wam całą kalkulację. Meble mamy zamiar kupić w komisie lub od osób prywatnych. Nie będziemy inwestować w nowe. Mam nadzieję, że  podołamy tylko z naszych finansów i żadna dodatkowa gotówka potrzeba nie będzie.