Poprzednie podsumowanie po przeprowadzce na drugi koniec Polski zrobiłam dawno temu. Do połowy 2018 roku mogliście śledzić losy mojej rodziny w cyklach opowieści. A jak jest dziś? Czy przeprowadzka rzeczywiście dużo zmieniła w moim życiu? Czy osiągnęłam zamierzone cele? Czy przeprowadziłabym się drugi raz? Czy nie żałuję podjętej decyzji? Będzie to opowieść o sile, determinacji i nadziei.

5 lat to ogromna ilość czasu. Myślę, że nawet ciężko byłoby mi porównać czasy przed pandemią do dzisiejszych. Jednak spróbuję się z tym zmierzyć i odpowiedzieć sobie na te pytania. Każdy rok przynosi w naszym życiu zmiany, a czerwiec 2017 roku przewrócił moje życie do góry nogami. To właśnie wtedy spakowałam cały nasz dobytek do 20-letniej Corsy i przyjechałam na nowe włości. Cel był jasny i klarowny – stała praca i ucieczka z toksycznego środowiska. Chcąc czy nie chcąc przyciągałam toksyczne osoby wciąż w kolejnych miejscach pracy, z trudnych relacji ciężko było mi się uwolnić a zadłużenie wzrastało. To jest tak jak w tym powiedzeniu, że miejsce możemy zmienić w każdej chwili, jednakże problemy zabierzemy ze sobą. Jednak żeby zaradzić tym problemom wpadłam w pracoholizm i przywaliłam w tamtym momencie trzykrotność najniższej krajowej. Wtedy jeszcze z brakiem oszczędności i z zadłużeniem dobre zarobki kojarzyły mi się ze szczęśliwym życiem. Okazało się jednak, że życie ukazało mi pasmo problemów i jedynym szczęściem było to, że spokojnie na tym drugim końcu Polski można się utrzymać. A to już dużo.

To już dużo, bo na terenach gdzie bezrobocie wynosiło jeszcze w 2017 roku najwięcej w skali całego kraju byłoby to ciężko zrobić. W sensie utrzymać się. Choć przez dwa lata, kiedy utrzymywałam dzieci z jednej wypłaty we Wrocławiu też było ciężko, jednak mogłam wybrać. Pracować, płacić drogo za wynajęte mieszkanie i wiązać koniec z końcem albo wracać, wynająć tanio mieszkanie, ale nie mieć pracy. Wybór był prosty. Z pracą jest łatwiej. Jeżeli chodzi o wynagrodzenie, utrzymanie się, wyjście ze spirali długów cel został osiągnięty.

Drugi cel też był ważny również, uciec w końcu z małego miasteczka. Z małego miasteczka, w którym nie miałam za grosz prywatności. Kojarzona byłam głównie z tego, że byłam żoną ex męża i byłam nauczycielką. Obserwowałam wielokrotnie, jak ktoś z moich znajomych bliższych lub dalszych podejmował ryzyko wyjazdu i polepszenia swojego standardu życia. Marzyłam o tym. Tylko ciągle łudziłam się, że może będzie lepiej… Łudziłam się długo, bo 5 lat i gdybym nie podjęła najważniejszej decyzji żyłabym w takim zawieszeniu kolejne 5 lat. Jednak w tym czasie wyjechałam, znalazłam stałą pracę, którą lubię. Uciekłam jako nauczyciel ze szkoły. Skończyłam studia magisterskie, wydałam dwa e-booki i rozwinęłam bloga. Udowodniłam sobie i wszystkim wokół, że można odmienić swój los. Wymaga to masakrycznie dużo wysiłku, energii, takiej determinacji, zawziętości i przede wszystkim chęci do zmiany.

Jeżeli chodzi o toksyczne środowisko, zabrałam problemy ze sobą. Podobno w życiu tak jest, że jak nie odrobimy lekcji z danej sytuacji, nie wyciągniemy wniosków na przyszłość – to ta sytuacja wróci tylko w innym wymiarze i w innym czasie. Tak też działo się w moim życiu. Działo się tak, ponieważ nie dbałam o swój własny komfort psychiczny, o stawianie granic, nie potrafiłam odczytywać własnych potrzeb i miałam trudności z zaakceptowaniem samej siebie jako wartościowej osoby. Nadal mam problem z tym, aby nie stawiać na „bylejakość”, bo ja cieszę się z najmniejszych rzeczy. Potrafię być wdzięczna naprawdę za prozaiczne sprawy, które obcym osobom wydają się niczym takim. Nadal uczę się tego, że sama dla siebie jestem najważniejsza, wartościuje w moim życiu bardzo dużo pojęć. Choćby pojęcia takie jak: przyjaźń, lojalność, wsparcie, rodzina, bliskie relacje- te pojęcia całkowicie zmieniły swoje brzmienie i definicje w ostatnich pięciu latach. Można też rzec, że jestem zupełnie inną osobą, niż tą która tutaj przyjechała. Zmieniłam się.

I tak. Są osoby, z którymi na dzień dzisiejszy nie znajdę wspólnego języka. To chyba kwestia dużej świadomości, nowych doświadczeń i wydarzeń życiowych. Jednak prawda jest taka, że kto miał zostać to został w moim życiu. Widocznie ta przeprowadzka oraz kolejne moje losy były sprawdzianem dla przyjaźni i choćby relacji rodzinnych. Przez ten czas pojawili się też w moim życiu nowi ludzie, w kontakcie z którymi idę dalej przez życie. Niektóre relacje zerwałam, część zamknęłam bez mówienia do widzenia. Życie to życie, może kiedyś znów postawić nam tych ludzi na drodze. Jestem dziś zdania, że człowiek jest tylko człowiekiem i może popełniać błędy. Jednak szanse daję ze swojej strony maksymalnie trzy. Patrzę na czyny, ściągnęłam różowe okulary. Mówię wprost, mówię prawdę, choć czasem jest cholernie niewygodna.

Czy przeprowadziłabym się drugi raz? Na dzień dzisiejszy wydaje mi się, że znalazłam swoje miejsce na ziemi. Wrocław oraz jego okolice spełnily moje wszelkie oczekiwania co do możliwości, komunikacji, edukacji, rynku pracy oraz rozwoju. Nie zamieniłabym tego miejsca na nic innego. Nie tęsknię za rodzinnymi stronami, tęsknię za przyjaciółką i siostrą. Dla nich jestem w stanie raz w roku przemierzyć 600 km w tą i z powrotem. Nie chciałabym  wyjechać z Wroclawia na stałe nawet gdyby kosztem byłby nadal brak własnego mieszkania. Marzą mi się studia z psychologii i wiem, że to w dużym mieście najłatwiej będzie mi ten cel zrealizować. Brakuje mi tylko do tego dwóch ważnych zasobów: zdrowia oraz finansów. Po kilku latach walki z zadłużeniem i trwania w toksycznym małżeństwie mój organizm domaga się zaopiekowania. Z kolei te kilka stówek miesięcznie chcę na ten moment wykorzystać na krótkie wyjazdy, spłatę znajomych i poduszkę na czarną godzinę.

Nie żałuję przeprowadzki z przed 5 lat. Nie żałuję wszystkich wydarzeń w moim życiu, które doprowadziły mnie do momentu względnego spokoju. Widocznie taką drogę miałam przejść. Nadal tą drogą czuję się zmęczona i tak jak mówiłam, że w 2022 roku będę odsypiać poprzedne działania, to zaczęłam tak spać, że nosem zaryłam o ziemię i wylądowałam u endokrynologa. Być może wyląduję również u kolejnych specjalistów. Jednak nie żałuję. Nawet z tego względu, że dziś na odchorowanie mogę sobie pozwolić. Nie zadłuży mnie to kolejny raz, nie zaburzy to życia rodzinnego i nie zrujnuję w żadnym względzie tego, co sobie wypracowałam. Przebiegłam maraton i dobiegłam do miejca, w którym chciałam się znaleźć. Stoję na szczycie, obserwuję i zastanawiam się nad dalszymi kierunkami rozwoju. Intuicja już mi podpowiedziała, w jakim kierunku podążać. Jednak jeszcze trochę odetchnę 🙂