Dużo w naszym życiu niepewności. Niepewność zawsze jest niewiadomą. Znakiem zapytania, za którym są różne opcje, jednak nie zawsze optymistyczne. Potrzeba nadziei, aby założyć dobry scenariusz i pomimo wszystko próbować żyć normalnie. Tylko trudno żyć normalnie, kiedy za wschodnią granicą taki dramat.
Wydawać by się mogło, że przecież nic za bardzo się nie zmieniło. Pracujemy tak jak pracowaliśmy, uczniowie chodzą do szkoły tak jak chodzili. Dobrze, że już nie zdalnie – zdarza się słyszeć głosy ulgi rodziców. Żyjemy na co dzień swoimi problemami, tak jak żyliśmy wcześniej a jednak jest jakoś inaczej… A inaczej jest od ponad dwóch lat. Przyzwyczajamy się żyć w nowej rzeczywistości. W rzeczywistości pełnej różnych obaw począwszy od niepewności, strachu, bezsilności a skończywszy na samotności i … obojętności. Obojętności wtedy, gdy czujemy się już zbyt mocno przytłoczeni i przygaszeni napływem informacji i wydarzeń dookoła.
Boimy się podejmować życiowe decyzje, bo co będzie za rok, za dwa lata z naszym krajem. Pytanie, co będzie jutro? Inflacja rośnie, raty kredytów z dnia na dzień są coraz wyższe, życie staje się droższe. Pamiętne czasy rynku pracownika może kiedy wrócą… Uczymy się cieszyć z tego, co mamy. Mamy dach nad głową, mamy pieniądze na jedzenie, mamy w co się ubrać i nie musimy prosić o podstawowe artykuły spożywcze lub higieniczne. Rzeczywistość strachu towarzyszy nam na co dzień, bo przecież covid magicznie nie zniknął. Dziś jednak słyszymy częściej o spadających bombach w Ukrainie, niż o pacjentach pod respiratorami. Najgorsze jest to, że ze strachem można się oswoić. Żyć w ciągłym zagrożeniu, w stanie mobilizacji i niepewności.
Konfrontujemy się z bezsilnością. Chcielibyśmy pomóc, jednakże brakuje nam do tego zasobów. Mamy poczucie winy, że robimy za mało. Jednocześnie próbujemy sami odnaleźć się w świecie, który stanął na głowie. Często zadajmy sobie pytania, które nie są proste oraz nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Można spekulować, można się domyślać, można analizować dane historyczne ale żyć trzeba teraz. Żyć trzeba teraz i mierzyć się z codziennością.
Niepewność, niepokój oraz zagrożenie znam ze swojego dzieciństwa. Ja w tym stanie weszłam w dorosłe życie i być może dlatego dziś łatwiej mi przychodzi wychodzenie z życiowych kryzysów. Jako 12- latka ( moja córka zbliża się do tego wieku) mierzyłam się z pytaniami:
- czy ojciec wróci dziś znów do domu pijany? A jak wróci, to czy urządzi awanturę?
- czy ten spokój w domu, to tylko spokój przed burzą?
- czy jak będzie awantura z alkoholem w tle, to czy dojdzie do rękoczynów?
- czy te rękoczyny da się znieść, czy może kolejny raz ucieknę z domu w środku nocy?
Nareszcie, gdy wylądowałam w domu dziecka pytania przed usamodzielnieniem zmieniły swój kontekst:
- gdzie mam pójść, gdy skończę liceum? (wyjścia były dwa: albo rodzinny dom, albo … ulica?
- co się stanie jak nie zdam matury? Jak nie dostanę się na studia? (brak planu B)
- czy ułożę sobie dorosłe życie i nie wezmę przykładu z własnych rodziców?
Później znów w dorosłym życiu niepewność zagościła u mnie na dobre:
- czy uda mi się spłacić te 6/7/8 rat kredytowych?
- jak mi się uda je spłacić, to czy uda się spiąć budżet domowy do końca miesiąca?
- nareszcie w trakcie rozwodu: spłacam długi, mierzę się z komornikiem czy idę w upadłość?
I w końcu kiedy doznałam życia we względnym spokoju, kiedy pozamykałam najważniejsze tematy życiowe przyszedł wirus celebryta a za nim wojna w Ukrainie. Nie da się nawet nie interesować tym tematem. Jakieś szczątkowe informacje (gdy nie słuchamy radia lub tv) pokaże nam Facebook, Instagram lub Tik Tok. Temat wojny jest obecny cały czas, a znów po zakończeniu działań zbrojnych ze strony Rosji temat nie zniknie ze świecznika przez kilka następnych lat. Każdy z nas na pewno zadał sobie pytanie o plan B w razie rozlania wojny na nasze polskie tereny. Ja na dzień dzisiejszy wiem, że wtedy w Polsce nie zostanę. Przez kilka ostatnich lat ciężko mi było przeżyć i przetrwać w tym kraju nawet bez wojny. Nie czuję się na siłach, aby zostać i walczyć. Mogę być bohaterką własnego życia, ale już nie kraju.
Myślę, że w obliczu niepewności (bo dobrze to już było – sama jestem tego zdania) najgorsza jest samotność i obojętność na czyjąś krzywdę. Bez względu na to, czy będzie to dziecko czy osoba dorosła. Dobrze jest mieć w kimś oparcie, aby iść ramię w ramię i wyciągać za uszy tą drugą osobę. Później w potrzebie ktoś ciebie również za uszy wyciągnie. Najgorsze jest poczucie, że jesteś ze wszystkim sam pomimo tego, że ludzie wokół ciebie są. Dobrze jest zdać w tych trudnych czasach egzamin – z człowieczeństwa. Od tak po prostu. Dla samego siebie.