Jest 19 lipiec 2019 roku, nie palę siódmy dzień. Dziś w nagrodę kupiłam sobie kwiatka w doniczce, o którego będę dbać- jak o takie dziecko, które kolejny raz potknęło się, ale wstało silniejsze. A torcik Tiramisu osłodził mi moje wielkie zwycięstwo.

Jest 15 sierpnia, nie palę już ponad miesiąc. Tydzień po rzuceniu palenia zaczęłam się zdrowo odżywiać, ćwiczyć i schudłam 3,5 kilo. Jest to mój podwójny sukces- nie dość, że nie palę- to również nie przytyłam. Nie mam „kaszlu palacza” oraz nieświeżego oddechu. Ten torcik tiramisu był moją kolejną lampką ostrzegawczą.

Pierwszego papierosa zapaliłam w wieku 12 lat. Obie z podwórkową przyjaciółką wykradałyśmy papierosy rodzicom i paliłyśmy ukradkiem za blokiem, oczywiście okropnie się przy tym dusząc. Chciałyśmy poczuć się dorosłe, byłyśmy ciekawe smaku papierosów. Wzięłyśmy przykład popalając papierosy od naszych rodziców, być może też chciałyśmy zrobić im na złość…

Nigdy rodzice nie wyczuli ode mnie oraz od siostry papierosów, ponieważ sami palili. Być może nawet nie zdawali sobie sprawy, co ich dzieci porabiają włócząc się całymi dniami między blokami oraz wędrując po pobliskich polach. Zaraz potem trafiłam do domu dziecka. Zawsze zastanawiałam się, co by się stało, gdybym do niego w porę nie trafiła. Dokąd zaprowadziłyby mnie te wędrówki między blokowe?

Kolejne spotkanie z papierosami nastąpiło dopiero w liceum. Koleżanki na przerwie wychodziły za szkołę za tzw. „murek” na dymka. Chodziłam z nimi często dla samego towarzystwa. Wtedy też zaczęło się kolejne próbowanie dla przyjemności, a być może też dla szpanu. W końcu jak nie popalasz, to nie jesteś w paczce znajomych. Wszyscy wychodzą na papierosa, a ty zostajesz sam na korytarzu.

Wielokrotnie palić też uczyła mnie siostra. Często wyśmiewano mnie wśród znajomych, że nie umiem się zaciągać. A nauka zaciągania była niezmiernie prosta na „mama idzie”! Z wymyślonego strachu bierzesz porządny wdech, a potem sto kolejnych wdechów wychodzi ci idealnie. Za każdym razem po zaciągnięciu papierosem czułam kręcenie w głowie, mogłam poczuć się jak „pijana” bez kropli alkoholu- nogi same odmawiały posłuszeństwa, robiły się jak z waty. Jednak byłam dumna z siebie, że nauczyłam się zaciągać.

Później z czasem zaczęły się imprezki z alkoholem. Dodatkowo musiały być też papierosy. Dlatego rzucając palenie po raz 6 w życiu, rzuciłam również piwo oraz wódkę. Nie piłam alkoholu nigdy nałogowo, ale nie wyobrażam sobie siebie z piwem nawet bezalkoholowym bez papierosa. Zostawiłam sobie furtkę w postaci drinka lub lampki wina, ponieważ ta sytuacja nie kojarzy mi się z paleniem.

Nauczyłam się palić papierosy w momencie dużego stresu lub gdy zaliczyłam jakąś porażkę (np. niezdany egzamin). Wystarczy, że kupiłam paczkę papierosów, zapaliłam, poczułam kręcenie w głowie i ulgę. Jakby te wszystkie problemy zostały za mną. Gdy problemy minęły, wyrzucałam pustą paczkę papierosów i tak do kolejnego razu. Nigdy nie rozumiałam, jak można od palenia papierosów się uzależnić. Ten temat nigdy mnie nie dotyczył… do czasu.

Wpadłam w schemat, że jak coś mi nie idzie, kupię papierosy- pomyślę i zaraz będzie mi lepiej. Papieros stał się przyjacielem w kryzysowych sytuacjach.  Długo popalałam po kryjomu. Nawet mąż nie wiedział o tym, że popalam. To była moja słodka tajemnica.Zazwyczaj było tak, że problem był krótkotrwały. Trwał tydzień, dwa, kryzys mijał i mijało moje palenie papierosów.

Nadszedł czas przeprowadzki- 2017 rok, początek maja. Pierwszy za pracą wyjechał mąż. Pamiętam, że gdy odwiozłam męża na pociąg, był to dla mnie tak ogromny stres, że w drodze powrotnej kupiłam papierosy. Zostałam sama dosłownie i w przenośni. Musiałam teraz sama zorganizować życie na dwa domy, ogarnąć całą przeprowadzkę na drugi koniec Polski mając przy sobie dwójkę dzieci w wieku 6 i 3 lat. Musiałam wytrzymać jeszcze 2 miesiące w pracy w szkole na dwa etaty, żeby podołać finansowo- opłacać dwa mieszkania. Pisałam w tym czasie pracę licencjacką dla kolegi i plan pracy magisterskiej dla koleżanki. Dodatkowo w weekendy dorabiałam jako animatorka. Blogowałam. Czułam się strasznie przemęczona i samotna.

Z każdej strony rodzina namawiała nas, abyśmy jednak zostali na miejscu. Po drodze okazało się, że z męża pracy nic nie wyszło i potrzebny był nam duży kredyt, aby sfinansować pierwsze 2 miesiące życia w nowym miejscu. Ja jak tonący brzytwy chwyciłam się pierwszej lepszej pracy zaraz po przyjeździe i teraz to jedynie na moich barkach spoczywało utrzymanie całej rodziny przez pierwsze 8 miesięcy.

Paliłam papierosy, bo czułam się samotna i zmęczona. Czułam się wyczerpana, zawiedziona brakiem akceptacji naszej decyzji. Dzięki papierosom przetrwałam szefa choleryka, a następnie mobbing w szkole prywatnej. Gdy w końcu uwolniłam się z pasma nieszczęść i życie zaczęło się po pół roku uśmiechać- okazało się, że nie tak łatwo jest odstawić papierosy. Moja teoria o tym, że nigdy się nie uzależnię- nie sprawdziła się. Przez cały pierwszy rok po przeprowadzce babcia usilnie przez telefon namawiała mnie na powrót w rodzinne strony. A ja jak mantrę odpowiadałam jej jedno zdanie: „Babciu, nie mam… dokąd wracać’

O kolejnych 5 próbach rzucenia palenia papierosów napiszę w artykule we wrześniu.

Przy uzależnieniu nie działają nawet liczby i to, że człowiek prowadzi bloga finansowo- lifestylowego. To po postu uzależnienie rządziło moim życiem…

O pierwszej próbie napisałam prawie 2 lata temu tutaj