Ostatni wpis o nowej perspektywie świątecznej dodałam 4 lata temu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, lecz nie zmieniło się jedno. Wyszłam z konsumpcyjnego kupowania, choćby prezenty dobieram pod potrzeby danego człowieka a nie pod wpływem chwili. Potrawy przygotowuję takie, jakie wszyscy jemy i lubimy. Więc nie będzie karpia, śledzi, sałatki jarzynowej, pierogów z kapustą i grzybami ani sernika.

Będzie za to sushi, sałatka gyros, ryba po grecku i orzechowiec. Potrawy na Wigilię będą maksymalnie cztery , bo więcej nie przejemy. Nie może też zabraknąć mizerii i pierogów ruskich, które lubią moje dzieci. Będą też gry planszowe i Kevin. Prezenty dzieci dostaną rano w Wigilię zaraz po przebudzeniu. Całkowicie zmieniłam tradycję. Metodę „jak zjesz kolację, dopiero będzie św. Mikołaj” uważam za przemocową. Będzie żywa choinka i leniuchowanie.

Przed świętami odwiedzimy Jarmark Bożonarodzeniowy. Dzieciaki uwielbiają długie żelki i samą magiczną atmosferę tego miejsca. śnieg już mamy . Czego chcieć więcej. Ze względu na brak samochodu, zamówiłam duże zakupy online. Nie będę umordowana. Pozwoliłam sobie pomóc. Z resztą pierogi ruskie też będą kupne. Wcale nie mam z tego powodu żadnego poczucia winy bądź wstydu. Po prostu spędzamy święta tak jak chcemy i tak jak lubimy. W spokoju, w serdeczności i w bezpiecznej atmosferze.

Bez krzyków, bez awantur, bez gotowania na czas, bez strojenia, nawet w piżamach, bo kto nam zabroni. Będziemy tacy, jak na co dzień. Nie musimy przyklejać uśmiechów, na siłę tworzyć sztucznych życzeń. Nie musimy siadać do stołu o konkretnej godzinie i nie musimy bać się, że z czymś nie zdążymy. Jak dzieci poproszą o kakao, to będzie kakao.

Nie będziemy zarzucać się wścibskimi pytaniami o ślub lub dzieci, nie będę życzyć moim dzieciom samych szóstek w szkole. Nie będę w nie wmuszać jedzenia. Będziemy czuć się jak u siebie w mieszkaniu, a nie jak w posprzątanym na błysk muzeum. Bardzo wiele z takich tradycji świątecznych, z takich „muszę” i „powinnam” zrezygnowałam. Choć przyznam, że jeszcze w 2018 roku, kiedy jedliśmy kolację wigilijna a w kącie stał kosz prania do poukładania dziwie się czułam. Później z roku na rok było coraz łatwiej.. Święta spędzone w piżamie w 2020 roku wspominam najlepiej i nie nie było mi smutno, że byłam sama z dziećmi.

Kiedyś nie lubiłam świąt. Trzeba było się spinać, pokazywać, biegać po sklepach jak szalona. Trzeba było wymyślać życzenia i dzielić opłatkiem. To chyba taka najgorsza z moich traum świątecznych. Nigdy tego nie umiałam. Trzeba było spotykać się z ludźmi, z którymi na co dzień i tak miałam znikomy kontakt. Trzeba było z tymi ludźmi robić sobie zdjęcia, choć na co dzień na spontanie takich zdjęć nie mieliśmy. Nie interesowaliśmy się swoimi życiami nawzajem. Trzeba było telefonować i składać sobie życzenia, choć na co dzień nikt z nas do siebie nie dzwonił z niczym…

Cieszę się, że dziś jak pomyślę o świętach, mam spokój w sercu. Relacje, które były sztuczne lub na siłę, skończyły się. Nie będę ich odnawiać ze względu na święta. Nie mam też do nikogo żalu. Tak to już jest w życiu, że na jakimś etapie życia różni ludzie z nami są, później ich nie ma. Wybranych potraw możemy nie lubić lub nie czuć się dobrze w czyimś towarzystwie. Więc w zasadzie po co się zmuszać. W imię czego. Sami z tego powodu lepiej się nie poczujemy.

Więc spędźmy te święta jak jak kochamy z ludźmi, którzy są dla nas naprawdę bliscy. W garniturach lub w piżamach. W dresie lub w sukience. Z żywą choinką lub ze sztuczną. Z opłatkiem lub bez. Bądźmy dobrzy sami dla siebie oraz dla innych osób, którzy tą dobroć odwzajemniają.

Wesołych Świąt! 🙂