Cieszę się, gdy piszecie, że dzięki mojemu blogowi wierzycie w lepsze jutro. Wierzycie, że z gorszych i felernych sytuacji da się wyjść. Nikt nie jest idealny i nikogo życie nie jest idealne. Tak naprawdę to od nas samych zależy jak zinterpretujemy różne zdarzenia w naszym życiu.
Pod moim ostatnim artykułem na blogu o marzeniach pojawił się komentarz pewnej kobiety i właśnie dla niej chciałabym zadedykować ten post oraz dla innych osób, które tkwią w maraźmie i nie widzą wyjścia z trudnej sytuacji. To nie jest tak, że życie jest czarno- białe. Pośród tych dwóch kolorów jest również wiele różnych odcieni szarości oraz kolorowych barw. Mam nadzieję, że tym artykułem pokażę Ci kilka możliwych rozwiązań.
Autorko poniższych słów, nie uważam, że twój komentarz to użalanie się nad sobą. Wręcz przeciwnie- z twoich słów bije wołanie o pomoc!!! O pomoc, której być może nigdy nie dostałaś od bliskich osób. Czasem pomaga zwykłe wygadanie, wypłakanie się komuś w rękaw. Wierzę, że nie jest Ci lekko i wcale cię za to nie potępiam. Znam to uczucie, kiedy na drugi dzień człowiek zastanawia się, skąd weźmie pieniądze na chleb. Kiedy dziecko wyrasta z butów, a ty jak nie weźmiesz pożyczki- twoje dziecko do przedszkola/ szkoły pójdzie bose, bo ty nie masz już nawet co sprzedać.
Właśnie do takich osób jak Ty chciałam tym blogiem dotrzeć. Pokazać światełko w tunelu. Pokazać, że można inaczej. Ja również rok temu komuś uwierzyłam! Uwierzyłam komuś, że w innych rejonach Polski może być lepiej. Uwierzyłam w to, że być może jest to jedyna droga ucieczki i gorzej już być nie może….
To nie jest tak, że tylko twoje życie jest pechowe. Mogę ci wyliczyć moje negatywne zdarzenia, z którymi muszę się teraz zmierzyć:
- naszej córce przestał się wchłaniać lek na padaczkę, dostała dodatkową dawkę, za miesiąc musimy ją na nowo kłuć, na nowo robić wyniki badań i być może lek zostanie całkowicie zmieniony na nowej generacji. Gdy padaczka się nasila, prawie 7latka moczy się dzień po kilka razy, zawiesza się i nagle usypia. Na pewno nie jest to dla niej komfortowa sytuacja. Bierze leki i rano i wieczorem. Jej brat nie. Nie ma jeszcze pełniej świadomości, dlaczego te leki, dlaczego ci lekarze…. Na razie mówi, że bierze leki, aby nie siusiać w dzień. I niech tak zostanie;
- moja córka nie dostała się do I klasy w szkole poza obwodem naszego zamieszkania, pomimo tego, iż w tej szkole chodziła do zerówki. I teraz rok po przeprowadzce, znów będę musiała jej namieszać i zmienić szkołę, nie z mojej winy. Jak się uda przepiszę tam do oddziału przedszkolnego synka;
- lekarz endokrynolog na nfz postanowił od lipca cofnąć mi lek na niedoczynność tarczycy i Hashimoto, bo jego zdaniem jestem zdrowa. Czeka mnie wydawanie pieniędzy znów na prywatne wizyty. Wizyta na nfz się nie udała;
- Wydarły mi się dwie pary spodni i trzeba będzie kupić nowe, tym bardziej jak jeszcze kilka kg schudnę. W ogóle bedę musiała wymienić całą garderobę.
- Zdaniem neurolog mój niepełnosprawny mąż nie powinien pracować na nocki, ponieważ to szkodzi na jego chorobę. Na razie różnicy on sam nie odczuł. Czekamy na czerwcowe wyniki badań. Też pani dr postanowiła odstawić jeden lek mojemu mężowi, a ten mówi, że czuje się bez tego leku gorzej;
Piszesz, że siedzicie z rodziną w 4 kątach, bo inni wyjeżdżają, jeszcze inni grillują. Grill to nie są straszne koszty, naprawdę. Mięso wcale drogie nie jest, kilogram karkówki kosztuje w granicach 10 zł lub mniej w promocji. Przyprawy? Kilka groszy. do tego mizeria ze świeżych ogórków. Obiad dla całej rodziny możesz mieć za jedyne 15 zł, albo i mniej, jak sobie to wcześniej zaplanujesz i ogarniesz gazetki okolicznych sklepów z promocjami. Najtańszego grlla w sezonie można kupić za kilkanaście złotych i cieszyć się nim dwa lub trzy kolejne lata.
Piszesz, że polski rząd nie pomaga ubogim, a ja na pierwsze wakacje z rodziną pojechałam właśnie po wprowadzeniu słynnego programu 500+, ponieważ dostałam wyrównanie za 3 miesiące na dwójkę dzieci. Ten dodatek wychowawczy był właśnie takim dodatkowym motorem, aby zmienić swoje życie. W tym momecie za zbyt duże dochody przysługuje mi tylko na jedno dziecko, a gdyby go zabrakło to też spokojnie byśmy sobie poradzili. 500+ to nie wszystko. Być może będziesz miała w tym roku zwrot podatku, jeżeli ty lub twój mąż pracujecie. Na dwoje dzieci, to jest 2000 zł. Koszt weekendowego pobytu gdzieś nad jeziorem to jest koszt mniejszy podejrzewam, niż 150 zł za dobę. A więc w 500 zł powinniście się zamknąć z biletami i atrakcjami typu pompowane kółka dla dzieci, wesołe miastasczko i lody. Tylko to też trzeba wcześniej zaplanować!
Piszesz, że przeżyłaś piekło w dzieciństwie. Cholera ja też! Nawet nie wiesz, jak bardzo, możemy sobie ręce podać. Moi rodzice byli alkoholikami. Ojciec nadal jest, matka zmarła po przedawkowaniu alkoholu. 5 lat wychowywałam się w domu dziecka… Przestań obwiniać wszystkich o swoje nieszczęścia, a spójrz ile jest dobra dookoła! W wieku 18 lat przeszłam terapię dla Dorosłych Dzieci Alkoholików u wpaniałej pani psycholog, która odkryła u mnie ten syndrom. Nawet nie wiesz, ile łez przy tym wylałam! Pewnie wiesz, jakie to uczucie jak w podstawówce wszystkie dzieci się z ciebie wyśmiewają, bo masz kanapkę z paprykarzem. Pamiętam w wieku 12 lat zostałam zaproszona do koleżanki na urodziny. Jak zwykle moi rodzice przepili wszystkie pieniądze, a ja nie miałam na prezent. Oddałam z bólem serca moją skarbonkę. Do dziś pamiętam jej wygląd. Pamiętam jak na boso (w zaspie zgubiłam kapcie) uciekałam w śniegu po kolana w wieku chyba 10 lat, 3 km w 20 stopniowym mrozie w zimę do dziadków, bo ojciec tak bił moją matkę!!! Później jeszcze kilka razy uciekałam do wujostwa, bałam się sama zadzwonić na policję w budce telefonicznej lub pójść do sąsiadów. Wstydziłam się…. Być może wtedy uratowałam matce życie. Raz ojciec mnie uderzył. Raz jedyny raz. Właśnie podczas kolejnej próby ucieczki w domu, gdy zaczynał się armagedon. Do dziś nie lubię dźwięku tłuczonego szkła i alkoholików. Cieszę się, że moje dzieci mają możliwość dorastania w pełnym zrozumienia i miłości domu. Mogą spać spokojnie bez wybudzania się w środku nocy wśród pijackich awantur.
Spoko, możemy się licytować kto ma lub miał gorzej, czemu nie, tylko po co? Dużo przeżyłam jak na swoje młode lata, ty pewnie też i niejeden z nas, który czyta ten blog. Ludziom umierają dzieci w wypadkach samochodowych, zapadają na ciężkie nieuleczalne choroby. Ale pomimo wszystko nie można się poddawać i zwalać winy na innych, albo na polski rząd. A co ma polski rząd do tego, że żyjesz w biedzie? Ja też jeszcze rok temu kupowałam jedną bluzkę na ruski rok, niedawno dostałam torby używanych rzeczy i w nich chodzę i korona mi z głowy nie spadła. Moje dzieci też chodzą w dobrych używanych ubraniach. Miesiąc temu pierwszy raz od chyba dwóch lat kupiłam córce spodnie w Pepco. Za jedyne 20zł. Ot, majątek. Nawet szkoda mi nie było. Jak trzeba to trzeba i koniec dyskusji.
Marzysz o pełnej lodówce? Ja mam pełną lodówkę, ale dopiero od roku od przeprowadzki w inny rejon Polski. Rok temu również marzyłam, aby zatankować samochód do pełna, aby kupić droższe lody bajeranckie za dychę, a nie najtańsze za 3 zł. Ale kupiłam i wiesz co? Niczym się nie różnią, kompletnie niczym. I wiesz co, pomimo tego, iż tyle przeżyłam potrafię się zawziąć, postawić granicę jasno i powiedzieć: „więcej tak nie dam rady, coś muszę z tym zrobić”. I to tyczy sie każdej sfery mojego życia. Po 3 latach wypieprzyłam kurtkę zimową uroczyście na śmietnik i zjechane buty zimowe. Powiedziałam, że do kolejnej zimy kupię sobie nowe. I tak będzie. Nie przewiduję takiej sytuacji, że będzie inaczej. Pisałam, że w tym roku chcę zacząć zarabiać pieniądze na blogu? Właśnie zleciłam wypłatę 300 zł z portalu ze zleceniami. Niedługo na pewno wypłacę pierwszy tysiąc i rozwinę bloga jeszcze bardziej. Przeznaczę część pieniędzy na spłatę długów, a część na marzenia. Właśnie dziś złapałam kolejne dwa zlecenia.
Niedawno napisała do mnie dwudziestokilkuletnia dziewczyna. W realu się nie znamy. Jest to czytaleniczka mojego bloga, samodzielnie zajmuje się swoją siostrą. Wydreptuje swoje ścieżki życiowe już z taką odpwiedzialnością. Musi być zarazem siostrą, matką i ojcem dla swojej siostry, a to na pewno nie jest wcale proste. Jest bardzo dzielna! Wykazała się niewyobrażalną odwagą opiekując się młodszą siostrą! Ona działa, szuka pomocy, pyta, radzi się innych osób. Warto być otwartym na nowych ludzi, na nowe znajomości. Ja nie zliczę chyba listy osób, obcych osób! Które mi w życiu pomogły, a dopiero skończę 30 lat.
Piszesz autorko komentarza, że los nierówno ludziom dał. Jedni żyją w dostatku, inny liczą każdy grosz. Wiesz….. no poza nielicznymi przypadkami ci z dostatku sobie na niego na pewno bardzo ciężko zapracowali. Nikt im za darmo nic nie dał, tak jak tobie. Ja też nic za darmo nie dostałam, za darmo nie mieszkam w wynajętym mieszkaniu, za darmo się nie przeprowadziłam (zadłużyłam się kolejny raz), za darmo nikt mi pracy nie dał (musiałam skończyć jakąś szkołę i posiąść pewne umiejętności), za darmo bloga nie prowadzę, bo muszę również hosting i domenę opłacać. Ja też liczę każdy grosz i też czasem zastanawiam się, gdzie podziały się moje pieniądze.
Nasz los zależy tylko od nas. Jeżeli będziemy cały czas narzekać, siedzieć na tyłku i nic od siebie nie dawać, to żadne dobro do nas samo nie przyjdzie. Raz nam ludzie pomogą, drugi raz, a za trzecim razem powiedzą, że nie warto, bo i tak się nie zmienimy. Ja, jak tylko można, uwielbiam pomagać bezwarunkowo, jeżeli widzę, że ta pomoc nie idzie na marne. Chciałabym umieć pomóc takim ludziom, jak autorka komentarza, ale ten ktoś musi chcieć sam zmienić siebie i swoje życie. Inaczej nie ma to kompletnego sensu. A chciałabym bardzo, aby ten sens był. Sama uwiebiam się inspirować i cieszę się, gdy dostaję sygnały, że kogoś moim postępowaniem się inspiruje. Motywację do działania możemy znaleźć sami: w książkach, blogach, reportażach, historiach naszych bliższych i dalszych znajomych. Ja postanowiłam walczyć z nadwagą i Hashimoto po historii mojej siostry ciotecznej, która super schudła na diecie bez nabiału i bez pszenicy. Do tego przeczytałam mądrą książkę lekarki, która sama walczyła z tą przypadłością. Mąż powiedział mi, że kilka dni temu w firmie, w której pracuje, była pewna para na rozmowie o pracę. Małżeństwo z dwójką dzieci. Wyprowadzili się z Mazur (dokładnie z Giżycka) w poszukiwaniu pracy. Oni też zmieniają swoje życie dla siebie i dla swoich dzieci. Także można? Można, tylko trzeba mocno chcieć i robić coś w kierunku zmiany. Nie liczyć na nikogo, nie liczyć na polski rząd, bo raz jest taki, a drugi raz jest inny. Iść przez życie zgodnie ze swoimi wartościami, piorytetami i nie poddawać się. Pomimo wszystko iść dalej z podniesioną głową.
8 comments
Fajny, osobisty i inspirujący wpis.
I masz rację – póki sami nie zaczniemy dążyć do zmian i nie wyznaczymy sobie celu – nikt inny nie da radę niczego zmienić w naszym życiu. To my jesteśmy wyznacznikiem zmian.
Swoją drogą wróciłam do dziennika Rowińskiej. Po 3 latach. Porównując to co wtedy pisałam i na jakim etapie jestem teraz – wychodzi że ogromne zmiany za nami 😉 Przed nami kolejne wyzwania. Jednak jestem w zupełnie innym miejscu niż 3 lata temu. Dużo lepszym miejscu. I Tobie tez tego życzę 🙂 Oraz Twoim czytelnikom
Cudowny tekst. Po raz kolejny bije z niego optymizm, którym zarażasz.
U nas w domu mówi się ” nic się nie zmienia od na tyłku siedzenia” i to prawda. Dopóki człowiek nie uświadomi sobie, że SAM może zmienić swój los to nikt za niego tego nie zrobi. Najważniejsze aby uświadomić sobie, że można a nawet trzeba zacząć od prostych rzeczy a z czasem zmienią się większe. Nie każdy musi od razu wywracać swojego życia do góry nogami.Małe kroki to podstawa.
Nikomu z nas nie leci manna z nieba i nikt z nas nie był od razu w tym miejscu, w którym jest teraz. Rozumiem autorkę komentarza, swego czasu też miałam pustą lodówkę czy chodziłam , podobnie jak Ty kilka sezonów w jednych butach, bo zwyczajnie nie było mnie stać na kupno nowych, ale zgadzam się z Tobą, że nasz los zależy od nas. Nasuwa mi się też myśl, że może człowiek w tak trudnej sytuacji nie widzi możliwości rozwoju i poprawy swojej sytuacji. Może warto z kimś o tym porozmawiać.
Podziwiam Cię Autorko Bloga! Jesteś przykładem tego, że chcieć to móc – jak sobie ustalisz – to osiągniesz. Nie dałaś się stagnacji, tylko działasz. Kiedyś w moim życiu też zaczęłam działać i dziś osiągnęłam wiele, mimo że to też było ryzyko. Rozumiem Cię w pewnym stopniu i przyklaskuję!
Twój upór mi imponuje – tym bardziej, że Twoja „początkowa” sytuacja była tak niestabilna. Jesteś wzorem do naśladowania. Nigdy nie musiałam się borykać aż z takimi problemami finansowymi i rodzinnymi, więc w pełni nie pojmę tego ciężaru. Ale tym bardziej – jesteś niesamowita, tak trzymaj. Inne osoby powinny się zawziąć, tak samo jak Ty.
Ogólnie – trochę smutne, że za pracą trzeba jeździć… Ja też mieszkam dziś poza miejscem zamieszkania rodziców. Ale niestety mamy takie czasy, że „praca” kumuluje się przy większych ośrodkach miejskich…
Szczęście jest w nas i tylko od nas zależy, czy to zauważymy,czy nie. Pieniądze są ważne,pozwalają zaspokoić potrzeby dają spokój ducha,ale to nie od ich posiadania zależy to, czy jesteśmy szczęśliwi. Zauważyłam jednak, że łatwiej to zrozumieć, gdy się je ma. To trochę kwestia naszej natury i dążenia do posiadania wyboru. Jeśli mam pieniądze to mogę je wydać lub mogę ich nie wydawać. Mogę kupić bluzkę, mogę to odłożyć na później lub gdy poczuję silną potrzebę – zmienić zdanie i jednak ją kupić – moje poczucie szczęścia, sprastwa w ogóle od tego nie zależy. Gdy nie mam możliwości kupienia bluzki będzie to ciążyć i doskwierać. A wystarczy się przeprogramowac – przestać uzaelezniac szczęście od możliwości,od zakupów – odnajdywac je na codzień a równocześnie pracować dzień po dniu nad poprawą sytuacji finansowej. Wiem, łatwo się wymadrzac,dlatego cieszę się,ze napisałaś ten wpis pokazując,że da się, że to możliwe. Stopniowo spłacać długi, szukać drobnych oszczędności i robić z nich właściwy użytek, planować wydatki i korzystać z założonego budżetu jak z drogowskazu
Szacunek
Pierwszy raz trafiłam na Twój blog nie w poszukiwaniu treści finansowych, ale tych związanych z nauczaniem języków obcych (jestem nauczycielem języka angielskiego i tak jak Ty kiedyś mam swoją firmę z tym związaną). Kibicowałam Ci przez cały okres zmieniania życia na lepsze. Cieszę się, że się udało. Dziękuję Ci za dzisiejszy wpis (pomaga znaleźć właściwą perspektywę) i gratuluję odwagi. Dopiero głośne mówienie o traumatycznych przeżyciach pozwala na uporanie się z nimi. Życzę powodzenia i wytrwałości w realizacji marzeń.
Ja jestem zdania, że do realizacji marzeń trzeba dążyć cały czas, a później i tak najbardziej docenia się drogę, którą się przebyło, a nie ociągnięty cel 🙂 Spełnione marzenie daje niezłego kopa motywacyjnego, ale czasami człowiek zadaje sobie pytanie, co dalej? To też ważne, by wyznaczać sobie dalsze cele 🙂
Zdecydowanie warto wierzyć w marzenia, bez tego szczerze mówiąc życie byłoby bardzo nudne. A tak jest bynajmniej do czego dążyć a jeszcze większa radość gdy te nasze marzenia zaczynają się powoli spełniać. Grunt to stawiać sobie kolejne cele i dążyć do ich realizacji.