Nadszedł oczekiwany moment, w którym rozpoczynamy nadpłacanie kredytów. Chcemy pozbyć się całego zadłużenia w optymistycznej wersji w przeciągu dwóch lat- czyli do końca 2020 roku. Być może powstaną 24 części wpisów z tego cyklu, a być może 30. Na dzień dobry mamy do spłaty ok. 40 tysięcy złotych wynikających z kapitału oraz odsetek. Wszelkie ubezpieczenia kredytów mamy już dawno wypowiedziane. Dokładną sumę wszelkich zobowiązań podam wam w kolejnej części mini ratki i maxi ratki. Jeżeli spłacimy któryś z kredytów napiszę wam, ile oszczędziliśmy odsetek i ta pula przejdzie na kolejne zobowiązanie.

Od września wracam znów do prowadzenia budżetu domowego i do odbudowywania funduszu awaryjnego. Dwa miesiące- lipiec oraz sierpień dały nam solidnie w kość- opłacanie dwóch wynajętych mieszkań oraz przeprowadzka to nie lada wyzwanie. Znów poczułam, jak to jest nie mieć pieniędzy. Kiedy wynagrodzenie jedno i drugie wpływa na konto, a ja dwoma przelewami przekazuję je dalej i zostają grosze na życie.

Podsumowanie finanowe przeprowadzki jest takie, że w czerwcu zapłaciliśmy kaucję za nowe wynajęte mieszkanie, która wynosiła 1100 zł, razem z opłatami za mieszkanie kwota ta wyniosła 2620 zł. W lipcu trzeba było zapłacić czynsz wynajęcia dwóch mieszkań + prąd +zaliczki za rachunki (które zapewne zostaną nam na kolejne miesiące) i to się równa bagatela-  3230 zł. W sierpniu czynsz wynajęcia nowego mieszkania był niższy, ponieważ został obniżony o koszt zakupu farb w lipcu, którymi to mieszkanie pomalowaliśmy, czyli w ostatnim miesiącu za utrzymanie dwóch mieszkań zapłaciliśmy razem 2800 zł. Te koszta ciut wzrosną, ponieważ chcemy odkupić materac do łóżka, które na początku pożyczyliśmy od poprzedniego właściciela oraz roletę, którą popsuł kot. Prócz tych największych, najważniejszych opłat, mamy do zapłaty raty, jak co miesiąc, abonamenty za telefony, telewizję. Nawet bez prowadzenia budżetu, a solidnych wyliczeniach na początku miesiąca wiedziałam, że pierwsze co robimy, to pieniądze przeznaczymy na rachunki, kolejno będzie jedzenie. Nieprzewidziane wydatki – to fundusz awaryjny i cieszę się bardzo, że był. Nie musieliśmy korzystać z pożyczki. Bardzo to budujące i motywujące, że daliśmy radę!

Nasze powolne zadłużanie rozpoczęło się, kiedy nasza córka miała 6 miesięcy w 2011 roku. Popsuł nam się samochód, a ta naprawa opiewała prawie na 1000 zł. Potrzebowaliśmy pieniędzy i potrzebowaliśmy samochodu. Chcieliśmy pożyczyć jedynie tą brakującą kwotę w banku, ale doradca poradziła nam, abyśmy dobrali jeszcze 3 tysięce zlotych jako oszczędności, ponieważ zdolność kredytowa męża na to pozwalała. Ten kredyt został rozłożony na 72 raty! Pamiętam po podpisaniu naszej pierwszej umowy kredytowej nie spałam 3 noce. Liczyłam, że 72 raty to jest przecież cała wieczność! Nasza córka będzie miała 7 lat w momencie jego spłacenia.

Dziś nasza córka ma skończone 7 lat, syn 4 lata a nasze zobowiązania są 10- krotnie większe, niż w momencie podpisania pierwszej umowy kredytowej. Po drodze popsuła się pralka oraz lodówka, które wzięliśmy na raty. Zabrakło mi na ostatnią ratę studiów podyplomowych- w ruch poszła karta kredytowa. W pewnym momencie nasze comiesięczne zobowiązania względem banków wynosiły 24% całego budżetu domowego. Baliśmy się tego, że niedługo do naszych drzwi zapuka windykacja. Zaczęły się telefony z banków, kiedy Państwo spłacą zaległą ratę? Odsetki za każdy dzień spóźnienia również rosną. Baliśmy się wstydu przed rodziną (do tej pory nie wiedzą o naszych długach), baliśmy się, że na nasze liche i tak wynagrodzenia wejdzie komornik. A ile może zabrać komornik z emerytury, renty lub pensji? Lepiej się tego ustrzec, ponieważ są to dla nas dodatkowe koszta. Lepiej zadbać o przyszłość finansową samemu lub z pomocą bliskich, aby nie pogrążyć się w długach tak, że nie będziemy mieli pieniędzy na życie.

W momencie brania kredytu nigdy nie zastanawialiśmy się, z czego go spłacimy. To przecież tylko 150 zł miesięcznie. Druga rata- kolejne 50 zł. A może dobiorą Państwo kredytu i resztę rat skonsolidujemy? Czemu nie… Przecież raty będą w końcu niższe. Nie liczyliśmy prowizji, odsetek. Ważne było to, że kłopot został zażegnany. Do kolejnego miesiąca…. w którym znów zaczęły sie problemy z płynnością finansową. Kolejno jeden debet na koncie, drugi debet. Pierwsza pożyczka pozabankowa… Druga pożyczka i otworzyły mi się oczy, gdy na spłatę tej drugiej nie mieliśmy już pieniędzy…

Stanęliśmy nad dylematem- albo przestajemy spłacać raty kredytowe (bo nie mamy już z czego- z pustego i Salomon nie naleje)- albo bierzemy ostatni kredyt konsolidacyjny, nadpłacamy część rat i zaczynamy pracować nad naszymi finansami. Wybraliśmy tą drugą drogę. To była wiosna 2016 roku, wtedy też powstał blog Rodzina Na Kredyt.

Od tamtego czasu wszystko się zmieniło. Zacząłam myśleć nad sposobami dorobienia do budżetu domowego i nad obniżeniem domowych rachunków. Zaczęliśmy wypowiadać ubezpieczenia z umów kredytowych, sprzedaliśmy niepotrzebne rzeczy z domu, nie zaciągaliśmy nowych zobowiązań. Zaczęliśmy prowadzić budżet domowy, który po roku czasu zaczął już ładnie się prezentować. W pewnym momencie znów doszliśmy do ściany. Mieszkaliśmy w biednym rejonie Polski, w którym na znalezienie stałych etatów za dobre pieniądze nie mieliśmy żadnych szans, a bez tego nasze plany spłaty kredytów nie miały żadnego sensu. W maju 2017 roku zaczęliśmy akcję przeprowadzki na drugi koniec Polski, a dokładnie na Dolny Śląsk. Przez cały rok mogliście śledzić nasze losy na łamach bloga. Na tą przeprowadzkę znów się zadłużyliśmy. Wyjeżdżając z poprzedniego miejsca zamieszkania mieliśmy do spłaty 25 tysięcy długów. Ostatnim kredytem spłaciliśmy dwa poprzednie- takie były warunki kredytu i bajońskie odsetki… Potraktowaliśmy ten ostatni kredyt jako kredyt inwestycyjny i zaraz potem wymówiliśmy umowę ubezpieczenia. Rata spładła na kilka złotych przez 12 miesięcy. Od sierpnia zaczynamy ten największy kredyt nadpłacać.

Minął rok na Dolnym Śląsku, a my nadal realizujemy początkowe założenia obniżenia kosztów życia, zarabiania lepszych pieniędzy i spłacania kredytów:

W sierpniu przeprowadziliśmy się do tańszego w kosztach utrzymania mieszkania na wynajem:

  • poprzednie mieszkanie– 1000 zł wynajem, 520 zł czynsz, 230 zł prąd do dwa miesiące
  • dzisiejsze mieszkanie- 1100 zł wynajem, 350 zł zaliczki na poczet rachunków ( w tym gaz, woda, śmieci prąd)
  • poprzedni abonament męża w plusie ponad 100 zł miesięcznie
  • dzisiejszy mix T-mobile– 25 zł miesięcznie na doładowania bez telefonu

We wrześniu tym samym uwalniamy prawie co miesiąc 250 zł z opłat za mieszkanie oraz 75 zł opłat za telefon męża. To jest ponad 300 zł! W październiku wypowiadamy umowę o internet mobilny w play’u, być może zaproponują nam oni lub konkurencja coś lepszego lub dołożą jakiegoś tableta (za tą samą kwotę- na to liczymy 😉 ) oraz w listopadzie wymawiamy umowę Cyfrowego Polsatu. Tu również jest ukryte 60 zł miesięcznie. Niestety mój abonament na telefon będzie trwał jeszcze 24 miesięce, na szczęście nie są to jakieś przerażające koszty.

To tak się wydaje, że wszystko może się udać, jeżeli tego chcemy. Dużo zależy od nas samych, od naszej determinacji, od naszego pozytywnego myślenia. Nie sądziłam, że dojdziemy do tego momentu. Dużo sytuacji napisało nam same życie. Być może gdybym dogadywała się z poprzednim właścicielem mieszkania, nadal płacilibyśmy większe rachunki. Gdyby telefon męża odmówił działania, wzięlibyśmy na umowę nowy, bo na początku sierpnia cały fundusz awaryjny nam wyparował. To nie jest tak, że ja nie prowadzę budżetu domowego. Ja co dzień wracając z pracy loguję się na któreś konto i sprawdzam, czy już przyszła wypłata, czy może renta męża. Przeprowadzka zamiast 350 zł kosztowała 420 zł, ponieważ trwała pół godziny dłużej, a nikt za darmo nam mebli nie przeniesie. Sama nie wniosłabym mebli na 2 piętro, a silni panowie zrobili to raz dwa. W lipcu popsuł mi się telefon. Kupiłam na allegro nowy z gwarancją, niestety po miesiącu traci zasięg, muszę go zwrócić do reklamacji. Aby zwrócić go do reklamacji muszę mieć jakiś zastępczy. Nie mam… I koło się zamyka. Tak, to chyba tak jest, że jak coś sobie zaplanujemy, to Bóg się z tego śmieje, ale zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji. Ja zawsze powtarzam, że jak nie drzwiami, to oknem. Ale się uda. Jak nie dziś to jutro, jak nie jutro- to pojutrze. Jak nie pojutrze to za miesiąc ale w końcu dojdziemy do upragnionego celu.

Tyle z nowości– odzyskujemy ponad 400 zł miesięcznie do września! I w tym miesiącu nadpłacamy 220 zł z największego kredytu. I tak będzie już co miesiąc- od września dołożymy kolejne 60 zł do najmniejszej raty kredytu. Będziemy zmniejszać zadłużenie od strony lewej i od strony prawej. Zaczynamy również budować Fundusz Awaryjny. Jedna wypłata pójdzie na opłacenie mieszkania, reszta na opłaty- w tym raty kredytowe, które z kwartału na kwartał będą coraz mniejsze. Już widzimy światełko w tunelu. Będzie dobrze. Idziemy w bardzo dobrym kierunku.