Dzisiejszym wpisem chciałam wam udowodnić, iż pomimo tego, że potrafię nawet z najgorszych chwil wyciągnąć pozytywne myśli- to moje życie wcale nie jest idealne. Zazwyczaj jest tak, że życie potrafi być nieprzewidywalne. Ja jestem bardzo zdeterminowana w dążeniu do celu, ale nie zawsze tak było. Tak naprawdę, ja dopiero od roku uczę się być prawdziwie niezależna i zmobilizowana do osiągania tego, czego chcę. Wyjeżdżając rok temu (tak to juz rok!) z poprzedniego miejsca zamieszkania urwałam za sobą i swoją rodziną pasmo toksycznych relacji. Motyw spłaty długów oraz naprawienia sytuacji finansowej na normalną był jednym z kilku czynników, który zdecydował o tym, że zaryzykowaliśmy. I ja tylko o sprawach finansowych pisałam na blogu, o żadnych innych. Jeszcze rok temu byłam bardzo anonimowa prowadząc blog, dopiero po pewnym czasie, zaczęłam odkrywać karty.
Nikt z moich znajomych z poprzedniego miejsca zamieszkania nie wiedział o tym blogu i do tej pory nie wie. Jeżeli ktoś się o nim dowiaduje, dowiaduje się zupełnie przypadkowo. Czyli zaczęłam prowadzić bloga zupełnie odwrotnie, niż się na ogół blogerom poleca- „zaproś swoich znajomych do polubienia fb”- ja nie zapraszałam, bo wiem, że celu i motywu bloga mogliby nie zrozumieć. Niektórzy z moich znajomych na facebooku wiedzą o mnie mniej, niż wy w tej chwili czytający ten blog. Oni wiedzą o mnie tyle, ile zdjęć i statusów wstawię na prywatnego wall’a. Od roku jest to bardzo sporadyczne. Praktycznie wyłączyłam się z prywatnego fb. Wiedzą, że Agnieszka wyprowadziła się rok temu, zamieszkała gdzieś koło Wrocławia i pojechała w czerwcu na urlop nad morzem. Czyli dobrze się ma. Wyprowadzając się na drugi koniec Polski bardzo wiele kontaktów zostało zerwanych. Pozostała mi jedna przyjaciółka i ta przyjaźń z Justyną przetrwała próbę czasu. Ona jedyna choćby znalazła dla mnie czas podczas dwóch dni w kwietniu, kiedy pojechałam w odwiedziny w poprzednie miejsce zamieszkania.
Ostatnio obserwuję wielką zmianę mentalną w myśleniu mojego męża. On w tym toksycznym środowisku żył dłużej niż ja, od urodzenia. Ja tylko od czasu małżeństwa. On od ponad dwóch miesięcy zaczął interesować się budżetem domowym, nadpłatą długów, sposobami dorobienia, moim blogiem. Wcześniej tak wcale nie było. To ja musiałam mu udowodnić, że się da, bo w pewnym momencie chciał się poddać. Choćby w czasie, kiedy ponad pół roku nie mógł znaleźć pracy na stałe. Obijał się od stażu, przez market, aż trafił do ochrony. Ja nawet twierdziłam, że lepiej jest trafić raz a dobrze, a nie 6 razy zmieniać pracę, tak jak ja w 2017 roku. Mój mąż jest osobą niepełnosprawną ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Bardzo wielu pracodawców osoby niepełnosprawne z epilepsją uważa za osoby niepoczytalne, bądź za upośledzone umysłowo. Ale to jest temat na zupełnie oddzielny wątek. Przynajmniej nie było tak pięknie i cudownie, bo przez prawie rok czasu, to ja nosiłam na barkach utrzymanie mojej rodziny w nowym miejscu, więc wyobraźcie sobie, jak musiał czuć się mój mąż. Z resztą przypadek mojego męża i jego wyjścia z choroby lekarze uważają za cud medycyny. Też ma ciekawą historię za sobą, a co przyniesie dalej los, nikt z nas nie wie. Być może kiedyś poruszę również wątek niepełnosprawności na blogu. Równości/ nierówności/ dyskryminacji/ polskiego rynku pracy. Nikt nie wie prócz kilku osób, jaką drogę mój mąż przeszedł jako dziecko w odzyskaniu sprawności, ponieważ w wieku 10 lat choroba zniszczyła całe życie jego i jego rodziny.
Zmierzam tym wpisem do tego, że tak łatwo jest nam szufladkować kogoś lub przypinać mu łatkę po ładnym lub brzydkim obrazku. Jak łatwo jest nam oceniać. Jak łatwo jest oceniać to, że na blogu pojawiły się ostatnio wpisy sponsorowane i robi się śmietnik. Wow, a ja zarobiłam tymi wpisami na roczny hosting bloga, na domenę i kurs on-line Tomka Tomczyka, aby bloga trochę pchnąć do przodu. Jak łatwo jest hejtować, jak łatwo jest krytykować i podcinać komuś skrzydła.
Pomimo tego, że od marca tego roku ustabilizowała nam się pięknie sytuacja finansowa, ja nadal mam takie dni lub tygodnie, że głowie się, czy wystarczy nam pieniędzy. Jeszcze tydzień temu nasz urlop zawisł na włosku. Z resztą na blogu też nastała zagadkowa cisza. Czekałam również na wyniki badań córki, ponieważ poprzedni lek przestał się dziecku kompletnie wchłaniać. Przez miesiąc od wypowiedzenia umowy najmu nie było w mieście kompletnie żadnego ogłoszenia o wynajmie mieszkania. Przepraszam było, z rachunkami 2 tysiące miesięcznie. Wisiało nad nami widmo przeprowadzki do Świebodzic, gdzie pracuje mój mąż. Co za tym idzie zmiana szkoły dla dzieci, moje dojazdy do pracy. Nie chciałam takiej dezorganizacji w naszym życiu. Niby jeszcze dwa miesiące, ale jak się nie ma kompletnie punktu zaczepienia, to jest strasznie trudno. Człowiek wtedy rozpatruje w głowie różne scenariusze.
Jestem od roku w stałym kontakcie telefonicznym z moimi dziadkami i jak tylko mogę pojechać w rodzinne strony, biorę choć 2 dni urlopu i jadę, aby ich zobaczyć, tak jak zrobiłam to w święta lub w kwietniu. Pisałam wam na blogu nie raz, że moja babcia strasznie przeżyła to, że wyjechałam z dzieciakami daleko z rodzinnego miasta. Bardzo dużo zawdzięczam moim dziadkom i oni na bieżąco wiedzieli, co się dzieje w sprawie przeprowadzki. Czyli, że przez dłuższy czas nic się nie działo.
Pieniądze na urlop odłożone i nagle bach! Kilka dni przed wyjazdem, jest ogłoszenie! 1450 zł z wynajmem i zaliczkami, albo się pani decyduje, albo za panią jest cała kolejka. O tyle miałam oszczęście, że byłam pierwsza w „tej kolejce”. Wypatrzyłam ogłoszenie 15 minut po jego zamieszeniu w internecie! Jeszcze tego samego dnia po obejrzeniu mieszkania zrobiłam przelew z pieniędzy urlopowych na kaucję za mieszkanie. Czyli mieszkanie zaklepane, brakuje pieniędzy na urlop. No i teraz dylemat, bo przez lipiec i sierpień trzeba płacić za oba mieszkania, a kolejna tak dobra oferta mogła nam się nie trafić. Ja nawet nie martwiłam się tym urlopem, ale tymi płatnościami za wynajęte mieszkanie. Ponad 3 tysiące miesięcznie rachunków za same mieszkania przez dwa miesiące- kosmos jakiś. Obliczenia w te i we w te. Jak dobrze zaciśniemy pasa, wezmę zaliczkę na poczet wypłaty sierpniowej, to ze zwrotem podatku w lipcu- nadal będzie brakować nam 1,5 tysiąca, aby zapłacić za czynsz w sierpniu. I ktoś mi w tym momencie pisze, że za dużo wpisów sponsorowanych na blogu…. Serio dużo? Na 4 moje autorskie życiowe teksty w czerwcu, jeden sponsorowany to dużo? Tylko w lipcu zbliża się termin opłacenia domeny strony internetowej 80 zł, a nade mną zaczęło wisieć pasmo zmartwień. Nie mówię, że tak zawsze będzie- z tymi wpisami sponsorowanymi. Na razie zarobiłam na same roczne koszty- na opłaty i kurs on-line, bo calą darmową wiedzę dostępną o rozwoju blogowym zdążyłam już pochłonąć.
A kursu on- line nie kupiłam w momencie, kiedy nie miałam na opłaty. W pewnym momencie przez urlopem zadzwonili moi dziadkowie, że oni nam pomogą finansowo, że bezinteresownie. Też kiedyś byli na życiowym zakręcie i potrzebowali pomocy. Teraz to oni nam pomogą. Żebym już się nie martwiła, nie brała żadnej zaliczki w pracy.. Na drugi dzień miałam 2 tysiące złotych na koncie. Szczęście w nieszczęściu, że w tym samym dniu na konto wleciał zwrot podatku- kolejne 2 tysiące. Ja nie mogłam w to uwierzyć. Z emocji nie mogłam spać dwie noce. Człowiek chodzi , myśli, denerwuje się cały miesiąc samą przeprowadzką, później opłatami, badaniami córki, urlopem, który wisi na włosku… I nagle…. I nagle przychodzi rozwiązanie wszystkich problemów. W jednej chwili… Mój mąż również nie mógł w to uwierzyć, bo ja nawet nie prosiłam moich dziadków o pomoc. Twierdziłam, że damy sobie radę. Pomimo wszystko- damy sobie radę! Choćbym miała teraz latem pracować po 15 h dziennie. Odlożymy, oszczędzimy, odwleczemy rachunki, które da się odwlec w czasie…Zrezygnujemy z urlopu…. I damy radę. W pewnym momencie poczułam jak to dobro, które ja na co dzień wysyłam swoją postawą, do mnie wróciło. Nie wiem, jak odwdzięczę się moim dziadkom. Tego samego dnia ściągnęłam w końcu wyniki badań mojej córki po tygodniu ze strony labolatorium, których wcześniej nie było. Okrągłe 100% poziomu leku we krwi. Wszystko zaczęło się układać. W jednej chwili, od tak. Po prostu w jednej chwili.
Także moje życie wcale nie jest idealne. W maju udało nam się odłożyć 600 zł, w czerwcu kolejne, zwrotu podatku nie było widać, a my szukaliśmy mieszkania. W tej chwili spędzamy czas na urlopie w Kołobrzegu, ale jak widać na zdjęciach na Instagramie pogoda nas nie rozpieszcza.
https://www.instagram.com/p/BkXFW4Bl1tK/?taken-by=rodzinanakredyt
Z pomocy finansowej od moich dziadków, odłożyłam 1000 zł na konto oszczędnosciowe. Będziemy oszczędzać teraz pieniądze przez niecałe 2 miesiące na kolejny czynsz w sierpniu. I zaczniemy nadpłatę długów już od tego nowego miesiąca. Wcale nie będzie łatwo i nie raz życie nas jeszcze doświadczy.
Ostanio jest mnie mniej na blogu, ale za to na stałe „zamieszkałam” na Instagramie. Gdy nie ma nowych wpisów na blogu możecie nas podejrzeć właśnie tam. Chciałam was poinformować, że cały czas pracuję (na urlopie również) nad dwoma nowymi projektami. Jeden z nich ukaże się już na początku sierpnia. Razem z Ulą z mamonik.pl szykujemy dla was projekt bombę. Być może pomoże w finansach rodzinnych nie jednej rodzinie. Same będziemy testować sposoby oszczędzania lub sposoby na ogarnianie finansowe codziennego życia. Będziecie tego naocznymi świadkami i będziecie mogli w tym żywo uczestniczyć. Na początku sierpnia na fb powstanie dla tego projektu dedykowana grupa. Pracuję również nad drugim poważnym projektem, ale koniec jego realizacji wytyczyłam końcówkę 2020 roku. Na razie się o nim się nie dowiecie 🙂 To moja słodka tajemnica, moja i kilku wtajemniczonych osób.
Od sierpnia ruszamy pełną parą! Projekt będzie trwał cały rok. Obie z Ulą z mamonik.pl ciężko nad nim pracujemy. Obie mamy prace etatowe, obie mamy swoje rodziny i obie chcemy zrobić coś dla was ciekawego, przydatnego i dostępnego za darmo. Mam nadzieję, że szybko polubicie bloga Uli, bo niedługo będzie się dużo działo zarówno na jednym blogu, jak i drugim 🙂
Pozdrawiam was serdecznie,
Aga
21 comments
Super! Jedna reklama to bardzo mało- chyba chodzi o te zwroty. Szkoda tylko, ze nie było napisane, ze coś się płaci za zwrot- tak wywnioskowałam z komentarzy. Dla mnie może być spokojnie więcej reklam. Jeżeli kasa wydana na rozwój to nawet 10 razy tyle!!
Spokojnie, ja myślę, że częstotliwości wpsiów sponsorowanych nie zwiekszę- jeżeli już- to cena zamieszczenia na blogu będzie rosnąć adekwatnie do coraz większych zasięgów bloga 🙂 więc wtedy wpis może będzie raz na 2/3 miesiące.
Hosting roczny bloga kosztuje w sumie 360 zł, domena 80zł, kurs on-line, który wykupiłam 290 zł. To już daje nam kwotę 730 zł, ksiązka Michała Szafrańskiego o jego rozwoju bloga 30zl. Już nie zliczę ilości czasu spędzonej nad blogiem, to moje hobby. Uwielbiam to. Już na dzień dzisiejszy opłaty blogowe mi się zwróciły. Wyszałam na zero i fajnie 🙂 No i spełniłam wszystkie swoje postanowienia na 2018 rok. Z biegiem czasu doszły nowe, które konsekwentnie realizuję. A jednym z postanowień było zacząć zarabiać na blogu, nawet minimalnie. Być może kiedys to się w coś większego przerodzi, ale nie na cały etat. na cały etat i więcej mam pracę w restauracji 🙂
Drogi masz ten hosting, a Twoja strona ładuje mi się bardzo wolno. Spokojnie znajdziesz tańszy hosting, ja płacę nawet około 3 razy mniej. Powodzenia w spełnianiu planów, nie ma większej satysfakcji jak osiąganie celów.
A o prawda. Ja co prawda nie widzę problemu z ładowaniem, ale faktycznie Twój hosting jest drogi
Kasiu, gdzie masz hosting? Przemyślę sprawę 🙂
Proponuję na priv Ci podać, żeby nie było że kryptoreklame uprawiam;) Jeśli, Ci się wyświetla mój adres to wyslij mi wiadomość, jesli nie wyślij przez bloga, a ja odpowiem. Może tak być?
OK 🙂
No właśnie, wydawało mi się, że słabe ładowanie dotyczy mojego mulącego laptopa. Ale wychodzi na to, że chyba nie.
u mnie też strona ładuje się strasznie długo
nie wiem czy to hosting czy jakaś optymalizacja
laptop – Chrome
smartphone – też Chrome
Czyli mam kolejny punkt do załatwienia na blogu- popracować nad szybszym ładowaniem strony!
Super!!! Mam nadzieje ze następnym razem starczy na jakiś kurs u Rowinskiej 🙂
Uczestniczyłam w kamapanii dotyczącej asertywności i nawet miałam ochotę ten kurs kupić, ale jestem w sumie w połowie dopiero niezależnej i ….. wcielam go w życie, więc nie chciałabym mieszać. Teraz jeszcze doszedł kurs blogowy i np nad stroną główną bloga muszę popracować. Ale myślę, że ogarnę te dwie sprawy do… jesieni. Właśnie we wrześniu jadę na stacjonarne szkolenie Kobieta Niezależna i wtedy moge inwestować w cos więcej 😉 Pewnie kupię jakąś książkę na miejscu albo kolejne szkolenie 😉 Już będę po przeprowadzkach i zacznę odkładać pieniądze na rozwój 😉 Prócz nadpłacania długów. Ja jeszcze Rowińskiej e-booka nie dokończyłam czytać. Więc jak wszystko dokończe i przejdę i połączę to z pracą na etat (dość dużo jej w sezonie) to wtedy chętnie zabiorę się za więcej 🙂
Podobno karma wraca ?.
Jeśli w coś się uwierzy i zaczyna konsekwentnie realizować, rozwiązania zaczynają pojawiać się „same” – jesteś tego idealnym przykładem
Takie wpisy pokazują, że dużo się dzieje złych i dobrych rzeczy w twoim życiu, ale zmieniasz swoje myślenie i chcesz przeżyć je jak najlepiej
Jestem pod wielkim wrażeniem Twojego bloga, przede wszystkim z powodu uczciwosci. Bardzo lubię teksty zwiazane z finansami domowymi. Zdumiewa mnie fakt, ile pieniedzy budżetu domowego przelewa się przez palce.Zaluję, ze nie mialam tej swiadomosci finansowej w momencie, kiedy zaczelam prace zawodowa. Ale podobno na nauke nigdy nie jest za późno, a mam 39 lat, wiec nie jest jeszcze za pozno.?
Spokojnie, ja też w tym roku kończę 30 lat 😉
Gdyby babcia była dziadkiem haha 😀 to nie byłoby…. tego bloga!
Tak, uczciwość to moja główna domena!
A mnie nie przeszkadza fakt, że chce Pani zarabiać na blogu. Nikt nikomu nie zabrania założyć bloga i na nim zarabiać….Nie mam i nigdy nie miałam problemów finansowych i moje życie wygląda zupełnie inaczej ale Pani bloga czytać lubię bo jest Pani autentyczna i szczerze trzymam za Panią kciuki. Dobrze, że są tacy ludzie na świecie 🙂
Jesteś dzielną kobietą. Bardzo Ci kibicuję i cieszę się, że Twój mąż „złapał bakcyla” i uwierzył, że przy mądrym planowaniu i przewidywaniu cele są możliwe do osiągnięcia. Wspaniałych masz dziadków! Trzymam kciuki, żeby Tobie i Twojej rodzinie wszystko układało się najlepiej jak to możliwe. Zaglądam czasem na bloga i bardzo się cieszę, że jesteś tak waleczna. Zobaczysz, wszystko ułoży się po Twojej myśli 🙂
Dobry i ciekawy artykuł:)
No no, przy Tobie to MOJE życie zaczyna wyglądać jak idealne. ;P Choć też przeprowadziłam się na drugi koniec Polski, nomen omen do Wrocławia, uciekając m.in. przed toksycznymi relacjami rodzinnymi. xD Mam nadzieję, że masz świadomość, że środowisko tu nie jest najzdrowsze. A i ceny najmu szybują w górę, sztucznie pchane przez samonapędzające się koło inwestycji i najmu dla pracowników budowlanych. Ale i tak uwielbiam Wrocław. Jest taki mały, choć niby duży. 😮
Co do finansowania bloga… zawsze będą ludzie, którym coś się nie będzie podobać. Pamiętaj, że nigdy – NIGDY – nie zadowolisz 100% swoich czytelników. 🙂 Mi pewnie też to i owo się nie spodoba, ale zatrzymam to dla siebie, tyle Ci mogę obiecać. 😀
Artykuły sponsorowane to nic złego, ale patrząc na doświadczenia Youtuberów i afer wokół sponsoringu śmiało mogę powiedzieć jedno: bycie szczerym i oznaczanie contentu jako sponsorowane zawsze jest korzystniejsze, bo ciężej jest rozpętać wokół tego g-burzę. Przy kilkunastu tysiącach czytelników może nie ma to takiego znaczenia, ale przypuśćmy (i będę za to trzymać kciuki ;P), że liczby te wzrosną do miliona – co wtedy, gdy nagle ten 1% trollów i haterów zmieni się z załóżmy 50 (to nawet nie 1%, to 15k * 0,3%) na ponad 3300?
Fajnie, że przyjmujesz krytykę, ale nie stresuj się zanadto. Pamiętaj, że już po dwudziestce ludzie mogą naturalnie siwieć. 😉
Coś wiem o tych cenach najmu, przy takim małym miasteczku jak Strzegom (16 tys mieszkanców) 40 km od Wrocławia ceny powinny być co najmniej o połowę mniejsze 🙂 Wiem, wiem, że wszędzie są toksyczni ludzie, tylko dziś mądrzejsza o poporzednie doświdczenia po prostu albo urywam z nimi kontakt albo omijam szerokim łukiem 🙂
Moja mama poźno osiwiała, mam nadzieję, że mam geny po niej i do 40-tki o to nie będę się matwić hehe 🙂