- Pani w banku powiedziała, że jestem zakredytowany pod korek. Dodatkowo mam chwilówkę do spłacenia, więc droga do jakiegokolwiek kredytu jest zamknięta.
- Ty obudziłeś się po 4 latach? Po 4 latach, że jesteś zakredytowany pod korek??? Jak przeprowadzaliśmy się 2,5 roku temu na drugi koniec Polski, wtedy już byliśmy zadłużeni po uszy! Przecież to było kwestią czasu, że banki powiedzą: STOP!
- Pani w banku powiedziała, że jak pójdziesz ze mną do placówki, wtedy podwyższymy twoimi dochodami zdolność kredytową.
- Nie…. Ja już nigdy więcej nigdzie z Tobą nie pójdę! Po żaden kredyt! Po żadną pożyczkę i żadną chwilówkę!
- To, co teraz zrobimy?
- Pytanie, czy ty chcesz coś zrobić! Czy ty chcesz się w końcu zaangażować w nasze życie rodzinne i finansowe! Ja już sama nic nie zrobię! Nie mam już siły, nie mam już żadnych mocy. Ja przez 4 lata robiłam, co mogłam… Ja już po prostu więcej na siebie nie wezmę…
Rozpłakałam się już z bezsilności. Od długiego czasu pracuję ponad swoje siły, bywały momenty, że nie widywałam dzieci. Byłam wiecznie przez męża obwiniania o mój pracoholizm. Po przeprowadzce 2,5 roku temu zwiększyłam swoje dochody 3- krotnie! Lecz też 2- krotnie przez ten czas się zadłużyliśmy. Żyję w wiecznym napięciu: praca, dom, spanie – praca, dom, studia, spanie- praca, dom, studia, pisanie książki, odsypianie… Doszłam do momentu w życiu, w którym nie widziałam już światełka w tunelu. Poddałam się… Widać, kiedy mam kryzys zwłaszcza w socjal mediach- po prostu znikam na jakiś czas.
Co ja miałam wam czytelnikom napisać na blogu? Gdzie ta kontynuacja? Nie umiem udawać, nie umiem zmyślać. Nie umiem pisać lub też opowiadać po omacku. Miałam napisać dla ludzi, którzy pokładają w tym blogu nadzieję na lepsze życie, że tego lepszego życia nie ma? Nie jest możliwe? Miałam napisać, że oszczędziłam 1200 zł i znów mi je wcięło w naprawę samochodu? Miałam napisać, że rzuciłam palenie (+ 300 zł), oszczędziłam pieniądze (1200 zł), zdobyłam dwie godziny dodatkowych korepetycji (poza projektem +300 zł) a zabrakło mi kasy na czesne za studia??? Jakim cudem? Pierwszy raz od 1,5 roku poślizg w płatności za wynajmowane mieszkanie.
Wpadłam w czarną rozpacz. Przestałam się bać dzwoniącego telefonu z obcych numerów, przestałam się bać za chwil parę windykacji i w końcu komornika… Układałam w głowie plan B. Chciałam już tylko ratować siebie i dzieci. Wczoraj rozmawiałam z dziewczyną, która też wdepnęła w gówno kredytowe i boi się o sytuację finansową swojej rodziny. Kilka dni temu rozmawiałam z koleżanką, która 12 lat po rozwodzie spłaca nadal długi z poprzedniego małżeństwa. „Aga nie rób głupot! zostaniesz sama! Zostanie ci najniższa krajowa, komornik zedrze z ciebie ostatnie pieniądze. Nie łódź się, że zobaczysz alimenty!” (faktycznie próg funduszu alimentacyjnego 800 zł na osobę jest bardzo, bardzo śmieszny, wręcz tragiczny). Patowa sytuacja…
Ja już nawet nie mam czego sprzedać! Nie mam nic! A pracować już dodatkowo nie mam kiedy! Nie mogę dokupić sobie dodatkowego czasu… Jasne, ja mogę dużo zmienić, ale nie mogę się łudzić, że zmienię drugą osobę. Jeżeli przez tak długi czas, po tylu wydarzeniach i kryzysach, w których wiecznie gasiłam wszelkie pożary- jeżeli nadal nie ma poprawy? To co ja jeszcze mogę zrobić? No nic, usiąść i się rozpłakać… Wyć z bezsilności.
Ile czasu można wojować i nic z tego nie mieć? Żadnego, kompletnie żadnego wsparcia. Ile czasu można ciułać grosz do grosza i znów, kolejny raz znów zaczynać od nowa? Ile czasu można wierzyć w to, że będzie lepiej- jeżeli raz na kilka miesięcy robisz krok w tył- dobierając/ konsolidując kolejny kredyt? Ile jeszcze czasu będę mieć siłę, aby wspierać inne zadłużone osoby? Jeżeli sama z tego gówna wyjść nie mogę? A czytelnicy zaczynają do mnie pisać, podziwiając mnie- moją siłę i determinację. Poszukują nadziei, wsparcia, jakiegokolwiek zracjonalizowania swojej sytuacji…
Jak założyłam sobie w sierpniu, zaczęłam docierać do mojej grupy odbiorców. Nikt z nich nie wybiegnie na ulicę i nie krzyknie:
„Wzięłam kredyt hipoteczny, dodatkowy na samochód, potem konsolidację na jego naprawę i nie wiem, co zrobić”
„Zabrakło mi pieniędzy, zabrakło mi na kolejną ratę kredytu, kto mnie poratuje przed świętami?”
„Dostałam 500 plus, spłaciłam chwilówkę, nie mam na jedzenie dla dzieci. Jeżeli dzieci nie będą miały co jeść, będę miała większe poczucie winy, wezmę kolejną większą chwilówkę- przecież nie będę karać dzieci za własne błędy”
Tych ludzi nie widać, tych ludzi nie słychać. Oni walczą po cichu. Ciułają grosz do grosza, aby spłacić kolejne przedłużenie chwilówki na tydzień, aby zapłacić tą zaległą ratę kredytu z przed 3 tygodni, bo wciąż dzwonią i dzwonią- raz z Krakowa, raz z Poznania, raz z Warszawy. Czekają na 10. jak na zbawienie, bo w końcu zakupy normalne można zrobić i te 3 raty zapłacić. Zadłużeni boją się zmienić pracę, bo nie mogą zarabiać mniej- nie starczy im na raty. Nie mogą spokojnie rzucić pracy, jeżeli atmosfera jest do dupy. Co się stanie, gdy z drugiej pracy nic nie wyjdzie? Będą łapać cokolwiek, aby tylko mieć pieniądze na zobowiązania.
Jeżeli zadłużony człowiek nie ma żadnego wsparcia sięga po używki. Może na chwilę zapomni? Może uda mu się wyciszyć to poczucie pustki, beznadziei i strachu o kolejny dzień? Papierosy, alkohol, hazard, konsumpcjonizm oraz narkotyki ciągną jeszcze bardziej w dół finansowo. Ludzie zadłużeni wpadają w depresje, za długo próbują być silni. Za długo muszą być silni… Za długo walczą osamotnieni. Kredyty często poróżniają małżeństwa. Kredyty łączą jeszcze bardziej ludzi ze sobą, niż ślub. Małżeństwo można rozwiązać za porozumieniem stron, niestety z kredytem tego samego zrobić nie można.
W pewnym momencie stwierdziłam, że mogę czuć się niekochana, mogę czuć się niedoceniona, mogę w końcu zostać sama z dziećmi, ale pieniądze na życie muszę mieć. Mnie nie satysfakcjonuje minimum socjalne, ale też nie muszę mieć luksusów. Chcę się przestać bać o kolejny dzień, o kolejny miesiąc z mniejszą wypłatą. Chcę widzieć zamykane kredyty jeden po drugim. Tylko w kolejny roku 2020 możemy z palcem w nosie zamknąć 8 mniejszych kredytów.
Nie wierzę nadal w zmianę mojego męża. Nie ufam mu, kiedy mówi, że chce się zaangażować w spłatę zadłużenia. Napisał mi list, w którym przeprosił, że ponad 3 lata walczyłam ze wszystkim sama. Postanowił w tej walce mnie wesprzeć. Na początku grudnia rzucił palenie (+400 zł), sprzedał swoją mini wieżę (+300 zł), którą kilka miesięcy temu wziął w tajemnicy na raty (i miał później karczemną awanturę), sprzedaje swoją kolekcję oryginalnych płyt CD (60 sztuk, które zebrał tylko przez ostatni rok!). Przeciera szlaki w prowadzeniu budżetu domowego (zapisuje każdy wydany grosz) i uczy się biedronkowych cen na pamięć. Pytacie o kontynuację? Kontynuacja właśnie zaczęła się na nowo pisać. Mam wrażenie, że zaczynam całą robotę od początku. Tylko ja już więcej nie zrobię, niż tyle, co już na sobie dźwigam.
Ja właściwie od początku mojego dorosłego życia zawsze byłam zadłużona (najpierw z winy rodziców, później pierwsze pożyczki po koleżankach) i o tym piszę mój ebook. Piszę o negatywnych schematach postępowania, które wyniosłam ze swojego dysfunkcyjnego domu, a następnie przeniosłam je w swoje dorosłe życie. W ebooku opisałam moją ścieżkę zawodową, którą poszłam aby spełnić ambicje rodziny. Piszę o depresji i toksycznej teściowej. O życiu za 3 zł i w końcu przekroczeniu granicy kryterium dochodowego uprawniającego do świadczeń rodzinnych. W książce opisana została moja 12- letnia walka o lepsze życie. Książka zapewne za 2/3 lata będzie miała swoją kontynuację. W książce opisuję pracoholizm, walkę z zadłużeniem, mobbing i związane z tym poczucie winy. Pisze o blogowaniu i o hejcie, jaki wylał się na mnie pół roku temu. Piszę o czytelnikach, których słowa zawsze mnie wspierały. Piszę o przyjaźniach, które wychodzą poza granice blogowania i świata wirtualnego. O psychoterapii, dzięki której sytuacje do tej pory normalne- przestają normalnymi być.
https://www.instagram.com/p/B5asC5QlO9K/
Książka ma w tej chwili 120 stron, pozostało mi dokończyć rozdział oszczędnościowy ( opisuję w nim wszystkie kroki finansowe, które przeszłam przez 4 lata) i zakończenie. Zakończenie również będzie w formie ostatniego rozdziału. Dlatego wybaczcie mi ciszę na blogu, w miarę wolnego czasu usiłuję dokończyć największy i najbardziej obszerny projekt w moim życiu. Ebook na początku miał liczyć 90 stron, zrobiła się z niego „kobyła”, która będzie liczyć ok 180 stron ze spisem treści i dedykacjami. Spróbuję z pisaniem wyrobić się do końca roku. Następnie ebook przejdzie korektę i cały skład od początku do końca. Będzie to książka (w formie e-booka), która pokazuje światełko w tunelu nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji, daje masę wsparcia, kopa do działania i całą masę motywacji. Musicie wiedzieć, że gdyby nie blog, gdyby nie wy- czytelnicy- ta książka nigdy nie zaczęłaby powstawać. A tak jestem już bliżej, niż dalej.
Jeżeli jesteś zadłużona i szukasz ratunku, jakiegoś logicznego wsparcia i ludzi, którzy są w takiej samej sytuacji, jak ty- dołącz do grupy: „pokonaj swoje długi” Michała Szafrańskiego, w której jestem moderatorką.
Jeżeli szukasz wsparcia w codziennym życiu, dawki motywacji i kopa do działania, dołącz do grupy wsparcia: „Lepsze życie„, której jestem założycielką. Jest nas już ponad 100 świetnych kobiet i każdego tygodnia nasza grupa rośnie w siłę! Na wiosnę planujemy zorganizować pierwsze nieoficjalne spotkanie grupy we Wrocławiu.
Ebooka już zapowiadam, ale jeszcze nie podam daty startu sprzedaży. Ani nawet nie podam jeszcze jego orientacyjnej ceny. Najpierw skończę go pisać 🙂
- Po pierwsze, niewielu ma odwagę, aby w ogóle się tam wybrać
- Po drugie, niewielu z tych, którzy już o tym postanowią, wystarcza determinacji”
7 comments
Życzę Ci dużo wytrwałości i sił do ukończenia e-booka. Planuję go kupić. Powodzenia.
Przykro mi że przeżywasz takiego doła. Trzymam za ciebie kciuki od samego początku, jak tylko sprowadziliście się do Strzegomia. Dobrze, że masz uczucie bezsilności. ONO CIĘ UZDROWI. Po momencie rozpaczy da ci siłę do dalszego zmagania się z przeciwnościami. Uwierz mi, tak to działa. Czułam że tak się stanie, że w końcu pękniesz i powiesz dość! Nie jesteśmy maszynami i jak doprowadzamy do „zajeżdżenia” to organizm i psychika mówią STOP!. Jakże moja historia jest podobna do twojej, ja całe życie zmagałam się z długami, nałogami i dopiero teraz, 2 lata przed emeryturą mogę powiedzieć że wygrałam tę walkę. Ponad 20 lat zajęło mi nauczenie męża że rachunki należy płacić regularnie, że aby coś kupić ekstra to należy odłożyć na to pieniądze itd. Ponad 20 lat zmagałam się z tym problemem sama i jeszcze słyszałam podśmiechujki ze strony rodziny męża że jestem sknera, centuś.
Powracając do twojego problemu, chciałabym zwrócić ci uwagę że za dużo też nabrałaś na swoje barki. Jak ma się 8 kredytów to niestety podejmowanie jeszcze do tego studiów jest nieracjonalne. Wiadomo to są dodatkowe koszta i w takiej sytuacji powiększyłaś sobie tylko problem. Wszystko na raz! Teraz! Z twoich słów wynika że masz wielki chaos w głowie i próbujesz chwytać się różnych rzeczy i przez to podejmujesz nie zawsze korzystne dla siebie decyzje. Życzę ci jak najszybszego ukończenia tej książki, jestem ciekawa zawartości i zamierzam ją kupić. Dołączę też do grupy wsparcia „Lepsze życie”. Pozdrawiam serdecznie
Ja Cię Aga bardzo podziwiam, bo masz ogromną siłę i zawsz dopada mnie czarna rozpacz, kiedy czytam, że mąż Cię nie wspiera. Dostrzegam w tym analogię do mojego życia. Opiekuję się bardzo chora osobą. Rodzina coś tam pomoże na co dzień, ale z rzadka z wielką łaską i wielokrotnym powtarzaniem potem ile to oni robią. Wszystko spadło na mnie – zakupy, porządki, lekarze, badania, użeranie się z osobą uzależnioną od alkoholu, użeranie się z rodziną, która ciągle ma oczekiwania i myśli, że wezmę i się rozdwoje, żeby wszystko ogarnąć. Na dniach kończę pracę i szczerze nie wiem co robić. Bo nie widzę kolejnej pracy na etat w tej sytuacji. Chora osoba nie daje sobie rady, rodzina wspiera wybiórczo, ja jestem wykończona i bezradna. Każdego dnia wracam z pracy do mieszkania i spada na mnie okrutna proza życia. Alkohol, nowotwór, bałagan i brud, bo nikt nie sprząta. Zakupy czekaja na zrobienie, pranie na wypranie. Spać nie mam czasu, partnera widuję rzadko, odpuściłam już całkiem wszystkie marzenia i plany. Przeraża mnie to, że może być gorzej. Codziennie użeram się z rodziną od 3 tygodni o zabranie chorej na bardzo ważne badanie. I co? I g..wno. Wszyscy mają to gdzieś. Czekają aż ja będę mieć wolne i to ogarnę. I żadne moje krzyki, wrzaski, prośby i groźby nic w tej sytuacji nie zmieniają. Nikt sobie nie robi nic ze mnie i z tego, że to badanie jest bardzo ważne i musi być zrobione na już. A mnie się chce ryczeć wiele razy dziennie, że tak to wygląda, że nie mam wsparcia, że jestem z tym sama. Z alkoholem, poważna chorobą, umieraniem najbliższej mi osoby, wiecznymi pretensjami, bólem duszy, że zamiast żyć swoim życiem biorę na siebie obowiązki innych ludzi i zamiast dziękuję i szacunku dostaję awantury i wyzwiska. Żyć mi się po prostu nie chce.
Jeśli dobrze rozumiem wasze wspólnie zaciągnięte długi spłacasz w dużej mierze sama kosztem swojego zdrowia j czasu dla siebie czy dzieci. A czy w przypadku rozwodu wasze wspólne długi też zostaną podzielone na pół? Bo może wtedy byłoby Ci łatwiej? Miałabyś tylko połowę długów do spłaty, alimenty, zasiłki i święty spokój. Nikt nie podcinałby skrzydeł, dzięki czemu rozwinęłabyś je. To nie jest dobra rada, tylko ewentualna sugestia
Długi zaciągnięte za czasów małżeństwa są wspólnymi długami. My nie mamy rozdzielności majątkowej. W momencie, gdy mąż przestaje spłacać raty, po jakimś czasie komornik przychodzi po moje wynagrodzenie i odwrotnie. Na razie postanowiliśmy zawalczyć o nasze małżeństwo i rodzinę. Zamykamy w tym miesiącu jeden z kredytów.
Dziękuję za wyjaśnienie. Życzę dużo dobrego
Bardzo głęboko wierzę że jeszcze wyjdziecie razem na prostą. Mam nadzieję że otoczenie Was wspiera a ludzi którzy namawiają na nowe kredyty i zbędne rzeczy omijacie z daleka. Powodzenia i wytrwałości w zamykaniu kredytów! Aga