Cześć Kochani, to już przedostatnia część wpisu z cyklu opisywania naszego życia po przeprowadzce. 12 część będzie ogólnym podsumowaniem naszych w sumie sukcesów w drodze do lepszego życia. Zmieniliśmy nasze życie, mam wrażenie, że cały czas przechodzimy różne rewolucje. Naszym działaniem i dużą pracą sprawiamy, że każdy dzień jest łatwiejszy i rzeczywistość staje się coraz piękniejsza. Co nie znaczy, że wszystko układa się po naszej myśli. Po prostu to, co gorsze odkładamy na bok i nie dopuszczamy myślą, że może być gorzej. Bo zawsze może być gorzej, prawda?

W pracy zaczął mi się intensywny czas komunijny, w niedzielę dostałam od naszego gościa komunijnego Antosia pięknego aniołka, którego wręczał w podziekowaniu za przybycie na uroczystość. Ten aniołek ma większą wartość senstymentalną, niż jakikolwiek napiwek. Wczorajszy poniedziałek wzięłam sobie natomiast wolny od pracy, żeby odpocząć po intensywnym weekendzie.

Dzieciaki wróciły z „majowych wakacji” u babci na Warmii. Ja tydzień temu je zawiozłam pociągiem, a w poprzedni czwartek pojechał w tamte strony mój mąż. Jesteśmy zgodni, że decyzja o przeprowadze rok temu, to już był ostatni dzwonek, aby uciec. Poprzednie miejsce zamieszkania wydawało się nam ( i jesteśmy zgodni w tym zdaniu) strasznie opustoszałe. Większość znajomych wyjechała do większych miast lub za granicę. Ci którzy pozostali nadal klepią biedę i narzekają, że roboty nie ma, a jak jest to w mydełkach za najniższą krajową, na umowę zlecenie podpisywaną co tydzień. Choć teściowa bardzo wychwalała mi okolicę, bo oworzyły się dwie nowe firmy 😉 Wyobrażacie sobie, dwie nowe firmy! W poprzednim zakładzie pracy dla niepełnosprawnych, w którym pracował mój mąż na pół etatu cała załoga zostanie w lipcu wymieniona. Wszyscy pójdą na bruk, ponieważ skończył się projekt unijny. W weekendy nie ma żadnych połączeń autobusowych, moja teściowa była zszokowana, ze do Strzegomia z Wrocławia auobusy kursują co pół godziny…

Cieszę się, że mogłam odwiedzić moich dziadków. Oni najbardziej przeżywali nasz wyjazd, jestem cały czas w stałym kontakcie telefonicznym z nimi. Spotkałam się z moją najlepszą przyjaciółką Justyną. Dostałam od niej piękny łańcuszek w podziękowaniu za to, że byłam z nią w najgorszym okresie jej życia. W sumie tylko ona jedyna znalazła przez te dwa dni dla mnie czas. Zaproponowałam jej tydzień wakacji w Srzegomiu. Zrobię im wycieczkę krajoznawczą po najbliższych pięknych okolicach Dolnego Śląska na początku lipca. Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli Justyna zechce mnie na 100% odwiedzić w obecnym miejscu zamieszkania. Specjalnie na ten czas oszczędzę sobie ze dwa dni urlopu 🙂

Co jeszcze? Od tygodnia (30.04) jestem na diecie bezglutenowej i bezmlecznej. Schudłam łącznie 3 kg. Na początku diety miałam wrażenie, że bez chleba się nie najem. Z chleba zrezygnowałam całkowicie, ale za to bez jajek nie mam co jeść 🙂 Z kawy miałam zrezygnować, ale ją jedynie ograniczyłam o jakieś 90%. Z 5 kubków dziennie zeszłam do jednego z mlekiem migdałowym. Zaczęłam odkrywać nowe smaki! kupiłam ciecierzycę, kaszę jaglaną, syrop klonowy, oliwę z oliwek. Bacznie oglądam składy produktów. Postanowiłam, że jeżeli przez miesiąc nie zejdzie mi jeszcze dodatkowe 2 kg, tak aby przekroczyć granicę 5 kg, skontaktuję się z dietykiem i nie waham się wydać moich zarobionych pieniędzy. Wydatki na jedzenie poszybowały do góry, lecz zdaje sobie sprawę, że olej kokosowy lub oliwa z oliwek najtańsze nie są. Do tego świeże warzywa, jajka, produky mlekozastepcze i słodycze wegańskie (choć te ostatnie kupiłam tylko raz). Jem równo, co 3 godziny w miarę możliwości. W pracy zazwyczaj pół godziny przed lub pół godziny po wyznaczonym czasie, ponieważ jak zacznie się impreza i wydajemy obiad, później zakąski to niestety muszę w tym momencie zapomnieć sama o jedzeniu. Za to piję dużo wody z cytryną i listkami mięty. I taką też wodę polubiły moje dzieci. One zawsze piły wodę, ale z dodatkami nie. Uwielbiam oliwę z oliwek z dodatkiem miodu i musztardy do sałatek. Pychotka 🙂

Codziennie poświęcam pół godziny/ godzinę, aby ogarnąć pudełka do pracy. Choć w pracy też zawsze zjem jakieś mięsko, do tego ziemniaki, tylko bez panierki i bez sosów. No i banany! Obowiązkowe, aby zajeść głód. Widzę już poprawę zamopoczucia, uwolniłam dodatkową energię, nie jestem już tak ociężała i tak ospała jak wcześniej, no i bluzki robią się luźniejsze! Docelowo chciałabym zrzucić 20 kg, choćby to trwało rok czasu, nie poddam się. Uparty ze mnie człowiek strasznie. Tutaj jest mi o tyle ławiej, że nikt nie komentuje, że co ja wymyślam. „że co co za jakaś głupia moda” itd. Z kolegą, który w pracy nie wierzył, że dam radę dłuższy czas być na diecie założyłam się o flaszkę 😉 Szkoda mi jedynie klusek w mojej klajpie, bo uwielbiałam je podjadać. Szkoda mi tych wszystkich ciast, które kroimy na imprezy, szkoda mi frytek i pierogów. Pierogów ruskich najbardziej! Ale taka jest cena mojego zdrowia i taką cenę muszę ponieść, aby osiągnąc wymarzony cel. Niby szkoda życia na takie poświęcenia, ale chcę powalczyć z moją nadwagą. A dieta działa tym bardziej, że  schudłam bez aktywności fizycznej. Ja tą aktywność mam codziennie w pracy, a najbardziej w weekendy.

W tym miesiącu docelowo oszczędzamy co najmniej 500 zł na wakacje w Kołobrzegu pod koniec czerwca, z napiwków oszczędzam na bilety intercity, na drugą większą torbę podróżną na kółkach i na lody, gofry, okoliczne pamiątki, ponieważ jedziemy całą naszą czwórką. W maju włączyłam nam również z mężem kieszonkowe po 50 zł na głowę. Nie wliczam tych wydatków do budżetu. Powiedziałam mężowi, czy kupi sobie rybkę, części do akwarium, książkę, czy nową płytę- ja w to nie wnikam, ale ma się zmieścić w ustalonym budżecie. Tak samo ja. Myślę, że za ok. 300 zł nadpłacimy też któryś z kredytów. Dążymy do wolności finansowej 😉 Czyli życia bez rat kredytowych! Nie mogę doczekać się tego momentu!

Zapraszam na mój Instagram, tam możecie być ze mną na co dzień!

Kolejny wpis będzie z tych „bombowych”, przełomowych. Ale zobaczycie w krótce, już nad nim pracuję!