Doszły mnie słuchy, że czytelnikom brakuje typowych pamiętnikowych wpisów na blogu. Dzisiejszym wpisem zapoczątkuję cykl o nowym życiu w wielkim mieście. We Wrocławiu mieszkam już pół roku z dziećmi, a pamiętnik zaczęłam pisać miesiąc temu. Cały pamiętnik w przyszłości zamieni się w trzeciego ebooka, a wy co miesiąc będziecie mogli podejrzeć jego urywki.

 

08.07.2020 – środa

Właśnie mija 5 miesięcy, od kiedy jestem sama z dziećmi. Trzy tygodnie temu zamknęłam definitywnie w moim myślach etap małżeństwa. Przeszłam przez ogromny rozdział rozpaczy, smutku, dramaturgii, ciemności, płaczu, niepewności, strachu. Słucham uważnie rozmów moich dzieci:

Natalka: Mama, a kupisz nam dziś coś słodkiego?

Tomek: Natalka przecież wiesz, że mama nie ma kasy…

Innego dnia:

Natalka: O mama! Widzę, że zrobiliśmy tyle zakupów aby przetrwać.

Tak, moje dzieci uczą się jak ze mną przetrwać. Wiedzą, że nie pojedziemy na zakupy ja nie mamy na nie pieniędzy. Ja chodzę w jednych butach, Natalka chodzi w jednych butach oraz Tomek też. Mamy wokół wielu dobrych ludzi, którzy nie pozwolili nam zginąć. To oni mówili, że jeszcze będzie dobrze, chociaż przestałam w to z biegiem czasu wierzyć.

Przez sytuację z pandemią moja sprawa rozwodowa stanęła w miejscu. Czekam aż cała machina urzędniczo- sądowa ruszy na nowo. Covid też uratował mi kilka razy tyłek. Sprawił, że po rozstaniu mogłam spędzić długi czas z dziećmi w domu. Sprawił, że mogłam odroczyć raty kredytowe. Jutro idę na rozmowę o drugą pracę. Chciałabym, aby kolejne miesiące pozwoliły mi odetchnąć finansowo. Z każdym kolejnym spłaconym do końca  zobowiązaniem będzie lżej. Odchodząc z dwójką dzieci obiecałam sobie, że moje życie będzie wyglądać lepiej i łatwiej, niż za czasów małżeństwa.

 

22.07.2020- środa

Obiecywałam sobie, że będę pisać pamiętnik codziennie, a tu znów obsuwa czasowa. Cóż mogę napisać na moje usprawiedliwienie… życie pędzi zbyt szybko. Myślę, że jak napiszę 4 wpisy tygodniowo w pamiętniczku to będzie gites. Zawsze mogę podsumować w nich dzień wczorajszy lub napisać o planach na dzień jutrzejszy. Nadal będę trwać w jego pisaniu.

Dziś dzień spędziłam w kuchni. Przerobiłam warzywa oraz owoce, które zaraz mogłyby się popsuć. Mamy sos pomidorowy, leczo oraz ciasto bananowe. Wszystko wyszło pyszne! Jutro jedziemy pokąpać się w Zalewie Mietkowskim. Dzieciaki szczęśliwe. Zabierzemy swój prowiant. Wczoraj też rozliczyłam się w PCPRze całkowicie z projektu, w którym udzielałam korepetycji. Im bliżej mojego urlopu w rodzinnych stronach tym większy czuję opór, aby tam jednak nie jechać. Czuję w sobie ogromny lęk, spięcie oraz niepokój.

We Wrocławiu czuję się jedynie bezpieczna. Nikt nie próbuje mną w żaden sposób manipulować, przekonywać do swoich racji. Nikt mi tutaj nie psuje moich planów, ani nie twierdzi jak mam żyć.

 

31.07.2020- piątek

Nadal czekam na trzy przelewy. Jak dziś wpłyną dwa, to pierwsze co zrobię to kupię bilet PKP na poniedziałek. Wczoraj miałam bardzo produktywny dzień. Ostrzygłam psa, bo wyglądał jak mop- ma nawet nową ksywę- parówka J , zrobiłam bigos ( nie z psa heh) i kolejne pranie. Dziś obowiązkowy punkt- biblioteka. Oddamy grę i książkę. Część rzeczy popakuję, przygotuję pokój na przyjazd przyjaciółki z dziećmi. Spojrzałam na grafik dwóch ostatnich tygodni sierpnia. Lock Down chyba było przygotowaniem przed następną zdalną edukacją. Zaczynam wątpić, czy wszystko wróci do normalności. Wczoraj rozmawiałam z naszą wice, że chętnie wzięłabym dodatkowe pół etatu w przedszkolu od września.

 

Za miesiąc zapraszam na kolejny wpis z tego cyklu.

Ja zamykam laptopa, bo za kilkadziesiąt kilometrów stacja Olsztyn. 

Jednak w te rodzinne strony jedziemy na tydzień urlopu.