To jeszcze nie koniec blogowania.
To jeszcze nie koniec oddłużania.
To jeszcze nie koniec świata.
To jeszcze nie koniec walki
I nie koniec mnie samej.
Dwa miesiące przerwy w blogowaniu dały mi wiele do myślenia. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak spinam się, gdy czytam kolejny negatywny (wręcz szyderczy) komentarz? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego boję się logować na WordPressie? Dlaczego kolejny raz się tłumaczę, znów się tłumaczę i wiecznie się tłumaczę? W pewnym momencie blogowanie odebrało mi radość z pisania. Dlaczego tak szybko się poddaję? Gdzie leży przyczyna tego, że dałam w takim stopniu wleźć czytelnikom z buciorami do mojego życia?
Nauczyłam się, że każdemu w życiu coś udowadniam. Robiłam tak, aby każdemu w życiu było dobrze. Słuchałam dobrych rad, aż sama nie wiedziałam, co jest dla mnie ważne i najważniejsze. Dowiedziałam się, ile kosztuje własne zdanie. Nauczyłam się, ile mnie kosztuje pójście własną ścieżką życia. Dostałam po łbie od hejterów (dobrych doradców), abym zeszła na ziemię i się opamiętała. Życie jest życiem. Marzenia marzeniami.
Na studia pójdę jak spłacę długi i odchowam dzieci. Tak. Życie prywatne wytnę w pień, bo mam długi. Tak. Jestem zadłużona, więc nie mam prawa mieć żadnych przyjemności w życiu. Piszę bloga, JESTĘ BLOGERĘ- więc nie mam prawa popełniać błędów. W końcu nie mam prawa zabrać głosu na swoim blogu. Bałam się napisać kolejnego tekstu, ponieważ znów zostałabym zakrzyczana- a bo Fundusz Awaryjny i inny bloger finansowy na moim miejscu… i każdy inny zadłużony na moim miejscu…
Czułam irytację, gdy mnie nie rozumieliście. Czułam złość, gdy wywalałam kolejny hejterski komentarz do kosza. Czułam strach, gdy zaczynałam dostawać pierwsze komentarze- a pod nimi gównoburzę o nic. W końcu i tak zrobię, tak jak chcę. Mnie jedynki w szkole nigdy nie motywowały, wręcz odwrotnie. Jak zaczęłam iść do przodu, rozwijać się- to dowiedziałam się, że nie mam prawa. Ja nie powinnam. Mnie już nic nie wolno.
Gdy byłam ostatnio w rodzinnych stronach, odwiedziłam placówkę, w której mieszkałam 5 lat. Powiedziałam pani dyrektor, pani pedagog i ulubionej wychowawczyni, że przestaję walczyć z przeznaczeniem i idę na głosem serca. Wszystkie jednogłośnie stwierdziły, że będę wspaniałym wychowawcą. Takim, który będzie umiał pochylić się nad wychowankiem w najgorszym momencie jego życia. Takim, który przeszedł już tą trudną drogę i ma w sobie mega dużo empatii. Przykładem takiego wychowawcy jest dla mnie pani pedagog, która również się w tej samej placówce wychowywała w latach 70-tych.
Jednak według moich czytelników nie mogę zmienić śnieżki zawodowej i pracować w placówce opiekuńczo – wychowawczej jako wychowawca, bo jest to mniej płatna praca i do tego obciążająca psychicznie. Rzeczywiście zawód nauczyciela w szkole nie jest obciążający psychicznie, wcale… Rzeczywiście teraz zarabiam kokosy. A czy kiedykolwiek napisałam na blogu, że pędzę po trupach do celu i marzę o zdobywaniu kolejnego awansu? Fakt, raz. Jak zachłysnęłam się nowym życiem po przeprowadzce. Wtedy szybko życie dało mi nauczkę. A może zadajmy sobie drugie pytanie. Od kiedy to blogowanie nie jest obciążające psychicznie? Czytać 50 komentarzy pod jednym artykułem, które kpią sobie z moich planów i marzeń. To na pewno dodaje mi energii i siły do walki, prawda?
Dlatego od dziś na blogu będzie mniej mojego prywatnego życia. Dwa akapity o mojej rodzinie z tego artykułu wycięłam, aby hejterzy nie mieli pożywki. Wiecie dlaczego?
Dlatego, że Jak czułam dumę, że mam 1000 zł Funduszu Awaryjnego- przeczytałam, że to jest nic, takie tam nic ważnego, co to jest tysiączek. Więc stwierdziłam, że ja nigdy nie dorównam obrazowi blogera finansowego z prawdziwego zdarzenia. Nigdy nie będę na tyle mądra. Nigdy nie osiągnę, tego czego ode mnie oczekujecie- czyli spłaty wszystkich długów.
Jak byłam dumna z tego, że w końcu pójdę i skończę studia magisterskie jeszcze przed wprowadzeniem według mnie durnej ustawy (studia magisterskie dla nauczycieli będą od przyszłego roku jedynie pięcioletnie) to zrównaliście mnie z ziemią i wylaliście na mnie wiadro pomyj.
Zobaczcie jak szybko można człowieka ocenić i skreślić. Wystarczy, że przyznałam się na blogu do moich słabości. Wystarczy, że napisałam dwa artykuły o terapii psychologicznej. Już wtedy zaczęłam odczuwać, że jestem blogerem gorszej kategorii. Uciekłam dwa lata temu do lepszego życia. Uciekłam po to, aby nikt nie śmiał układać mi mojej przyszłości. Blog zatoczył koło. Pozwoliłam wam na przekroczenie granicy, a u mnie o przekroczenie granicy jest bardzo trudno.
Te komentarze bolą, a ja jestem człowiekiem, który wciąż walczy ze swoimi słabościami. Często wyciągacie wnioski tylko z moich wpisów tutaj lub o maj gat! Z Instastory! A ja tym artykułem kończę się tłumaczyć przed wami. Chciałabym jedynie, abyście wiedzieli, że...
JESTEM UZALEŻNIONA…
JESTEM UZALEŻNIONA od zadłużania. Co z tego, że wiem, znam sposoby. Co z tego?
JESTEM UZALEŻNIONA od pracoholizmu. Albo wszystko, albo nic. Wiąż szukam środka.
BYŁAM UZALEŻNIONA od palenia papierosów. Kolejny raz nie palę od miesiąca – tej radości zerwania z nałogiem nikt mi nie odbierze. Papierosom na terapii psychologicznej zrobiłam pogrzeb. Czuję pewną pustkę, ale czas leczy rany. Długom też zrobię w końcu pogrzeb.
Od momentu, w którym żyłam za 3 zł dziennie do momentu, w którym zebrałam 1000 zł oszczędności przeszłam długą i bolesną drogę. Dla mnie jest to sukces! Jasne, masz prawo napisać komentarz- ale nie masz prawa mnie nim ranić i mi „dowalać”. Może twoim minimum oszczędnościowym jest 10 tysięcy- jasne masz do tego prawo. Ja mam prawo cieszyć się z mojego tysiąca. Za każdym razem, gdy odniosłam sukces na jakimkolwiek polu życiowym ktoś mi go odbierał. Ktoś mi umniejszał ten sukces. Ktoś mi zawsze podcinał skrzydła i sprowadzał na ziemię z hukiem. Ja naprawdę twardo stąpam po ziemi, lubię czasem pofruwać- nie odbierajcie mi tego.
Na nic budżet domowy, gdy nie ma pracy od podstaw. Budżet domowy nic sam w sobie nie zmieni! Budżet domowy nie jest celem samym w sobie! Wracam do starych nawyków, zawodzę siebie, kolejny czas czuję się jak kupa. Na nic budżet domowy, jak ja sama sobie nie wierzę. Wszystko na nic, ja nie czuję żadnego poczucia własnej wartości.
Gdzieś to moje blogowanie zabrnęło za daleko…
Zniknęłam….
Pomimo wszystko kocham pisanie. Uwielbiam pisać. Pisanie sprawia mi frajdę. Ja czuję radość w sercu, gdy piszę dla was ten artykuł. Czuję niesamowitą dumę, gdy napiszę kolejne 3 strony książki. Jestem spełniona, gdy mogę wam je wysłać raz w miesiącu w newsletterze.
Jestem mega szczęśliwa, gdy napiszę post na grupie i ma on pozytywny feedback. Jestem zadowolona, gdy dostaję od was wiadomości na Instastory. Widzę, że ta moja praca ma sens. Co jakiś czas dostaję komentarz, że kogoś inspiruję. ktoś mnie docenia za moją siłę i za determinację. Ktoś zaczął prowadzić budżet domowy, a ktoś inny przyszedł się poradzić internetowo, z czym ten budżet domowy w ogóle się je.
Ktoś wziął kolejny kredyt i rwie włosy z głowy, jak zepnie wydatki. Z czego w tym miesiącu znów zrezygnuje. Przeczytałam kilka przesłanych historii rodzinnych, ktoś napisał, że też jest DDA. Ktoś napisał, że świetnie czyta się część mojej książki. Książka ma już dziś około 100 stron. Myślałam, że będzie miała maksymalnie 200. Okazuje się, że powstanie może blogowa trylogia:)
90% ludzi wchodzi z wyszukiwarki google na bloga ze słów: „NIE MAM KASY NA ŻYCIE„
Najchętniej czytanym artykułem jest post o „TANICH OBIADACH PRZED WYPŁATĄ„
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, ilu ludzi ma problemy finansowe.
Ilu ludzi nie ma wsparcia w walce o lepszy byt i jest samotnych.
Ilu ludzi ma dość życia od 1. do 1. i szuka jakiegoś sensownego rozwiązania.
I chyba najgorszym komentarzem, jaki można napisać to zrezygnuj z siebie i ze swojego życia na jakiś czas. Teraz jesteś uciemiężony, masz długi. Przyjrzyjcie się w marketach, jakie zakupy robią renciści i emeryci. Oni nie mają 500 plus, 300 plus. O nich już nikt nie pamięta. Często nie pamięta rodzina, rząd raz do roku rzuci ochłapem. Są ludzie, których co miesiąc przerasta kredyt we frankach. Są ludzie, którzy ostawili kieliszek i powiedzieli; nigdy więcej.
Ci ludzie już czują się upodleni przez życie. Ci ludzie już czują się mniej ważni i pomijani. Ci ludzie czują się skreśleni i niczego innego nie oczekują, jak po prostu dobrego słowa, że: „ zrób wszystko, co w twojej mocy, aby było lepiej! Uda ci się, bo w ciebie wierzę. Będę z tobą pomimo wszystko. Jak upadniesz, kolejny raz podam ci rękę i wyciągnę za uszy”
Nie zbawię wszystkich i jasne, nie wszystkim pomogę.
Dopóki ktoś czerpie z tego bloga inspirację,
dopóki blog kogoś trzyma przy życiu,
dopóki mogę pomóc innym ludziom-
bo byłam w ich miejscu i
za dwa lata powiem, że byłam w dzisiejszym miejscu
To blogować będę.
Będę pisać o ludzkich słabościach, o uzależnianiach, o zadłużeniu. Będę pisać o tym, jak żyć, kiedy w lodówce jedynie światło.
Dopóki ostatnia kobieta wejdzie na mojego bloga z takiego hasła z wyszukiwarki blogować będę:
Dopóki kolejny raz natknę się na grupach facebook’owych na takie posty matek blogować będę;
Część osób szyderczo wyśmiało posty tych matek. A mnie się przypomniało, że jeszcze kilka lat temu miałam podobną sytuację! Znalazły się dwie, trzy osoby, które napisały, że sprawa nadaje się do zgłoszenia do mopsu. A jednak pomimo tych wszystkich przykrych słów, znalazły się osoby, które zajrzały w profil tej pani. Zaprosiły tą panią z dziećmi do siebie na obiad. Od tak, po prostu. Kilka osób zadeklarowało się, że wyśle paczkę żywnościową.
Tak naprawdę wystarczy tak niewiele, żeby pomóc drugiemu człowiekowi. Jednak w internecie nadal dla większości internautów wydaje się, że jak kogoś obrażą, wyśmieją, pokopią- to polepszą swoje ego. Często oceniamy sam efekt, nie widzimy drogi, jaką ta osoba przeszła. Być może dla tych pań za 2 lata zebrać 1000 zł oszczędności też będzie szczytem – szczytów. Może wyjazd nad morze będzie spełnionym marzeniem. A może nigdy nie podniosą się z tej sytuacji i tak będą żyć. No cóż, każdy ma wybór i każdy z nas ma inne możliwości w danym czasie.
Jeszcze kilka lat temu, stałam w kolejce po pomoc żywnościową. Nie zapomnę nigdy tego upokorzenia i takiego ludzkiego upodlenia. Słyszałam: „Bierz! Należy ci się!”. Miałam 25 lat i nie wierzyłam, że można tak…. całe życie! Dla części osób jest to sposób na wegetowanie, jasne. Jednak nie wyobrażacie sobie, ile osób wstydzi się i czuje pogardę do samego siebie sięgając po taką pomoc. Nie wiecie, ile trzeba mieć determinacji, aby wyjść z tej kolejki i nigdy do niej nie wrócić.
I teraz można wywalić żale w internecie, że 500 plus, że becikowe, że wychowawcze proszę państwa, a dziecko śpi… w wózku.
Tylko nie znamy sytuacji. Nie wiemy, czy ta rodzina ma więcej dzieci, czy ma dach nad głową, jaką ma sytuację finansową, zanim te dodatki zostaną przyznane. Ewentualnie, czy w ogóle zostaną przyznane. Hitem są urzędy marszałkowskie, które rozpatrują wnioski o 500 plus ponad dwa lub trzy lata.
Dopóki trafię na takie propozycje zrzutek, blogować będę;
Będę blogować, aby ludziom uświadomić, że zmiana życia jest możliwa. Żeby dać im iskierkę nadziei. Żeby pokazać im, że ja też wiele razy się poturbowałam. Żeby pokazać im, że pomimo wszystko warto walczyć.
Lepiej osiągnąć cel rok, dwa lata później, niż poddać się w połowie drogi.
Ja już podjęłam decyzję, dlaczego chcę dalej blogować i dla kogo mam nadal blogować.
Wy podejmijcie decyzję, czy ze mną zostajecie.
17 comments
Aga, sama nie wiem co napisać. Trzymam kciuki i czekam na każdy Twój tekst bo wnosi wiele do mojego życia, wiele pozytywów. Cieszę się że są tacy ludzie jak ty pokazujący swoje słabości, problemy i walke o lepsze jutro. Czekam na książkę ???
Cześć,
Na Twojego bloga trafiłam po wzięciu kredytu hipotecznego, kiedy przygniotła mnie myśl, że to zobowiązanie na wiele lat, duże obciążenie finansowe… Chciałam poczytać jak ludzie radzą sobie w życiu z kredytem, poszukać rad i pomysłów no i dowiedzieć się, że da się żyć z kredytem … Lubię Twój blog i kilka innych, lubię zaglądać, czuć się częścią blogowej wspólnoty ludzi, którzy żyją podobnie jak ja…
Czyli podobnie jak Ty mam jakieś swoje słabości, plany, zmagania. Jestem człowiekiem, kobietą, matką, żoną…
Przez to Twoje pisanie jest mi bliskie.
Gratuluję odlozonego tysiąca.
Odłożyć jest ciężko, ale każdy odłożony pieniądz mniejszy lub większy daje jakieś poczucie bezpieczeństwa mniejsze lub większe albo jakiś margines w głowie na „nowy plan” 🙂
Nie odważyłabym się oceniać Ciebie lub innych bo każdy żyje na swoją miarę… Może dlatego tak to widzę bo jestem przeciętna… Raz jest lepiej, raz gorzej.. Były i pieniądze, była i bieda -, jak to w życiu….Najczęściej średnio 🙂
Rozpisałam się, a chciałam tylko wyrazić że dziękuję za to, że jesteś i masz odwagę pisać o sobie, a ja mogę czytać i poczuć to czego m. in. szukamy czytając blogi, przynajmniej ja – może jakaś małą bliskość wynikającą z poznawania życia innego człowieka który uchyla nam troszkę drzwi do swojego życia…
Jak przeczytałam twój post, to 2 zdania przyszły mi do głowy. 1. Warto porównywać się tylko z sobą z przeszłości. 2. To, co inni mówią, piszę, robią jest o nich, nie o Tobie.
Choć zdaje sobie sprawę, że takie komentarze bolą. Trzymam kciuki i życzę Ci, byś robiła to co ważne dla Ciebie, po prostu swoje ❤
Aga, wszystkiego dobrego dla Ciebie i twojego bloga. Super, że wracasz do pisania. Dziewczyno, nie dawaj się, postaw mądre granice i przyj do przodu. Bardzo lubię czytać twoje wpisy i dzięki tobie dowiedziałam się o Kamilii Rowińskiej, Teraz czytam Kobietę Asertywną. Powodzenia!
Dzięki Kamili zmieniłam bardzo wiele, a przede wszystkim blokady w mojej głowie, że się nie da 😉
Boli oj boli powrót do tamtych czasów. I ja jestem matka która w wieku 21 lat została sama z 9 mies. bliźniakami. Znam biedę od podszewki, znam mops, znam życie za parę złoty. Ale można nie wiem jak ale udało się skończyłam liceum dla dorosłych zaryzykowalam i poszłam na studia lic na położnictwo. Udało się. Teraz mam 42 lata jestem położna od 12 lat pracuję w największym łódzkim szpitalu, zarabiam b. Dobrze. Moje bliźniaki maja juz 21 lat. Dziewczyny można. Ściskam mocno moja blogerko i wierze ze Twoje marzenia dojdą do skutku
O takie komentarze walczyłam! 🙂 Gratulacje za siłę i determinację! Pozdrowienia dla pani i bliźniaków! 🙂
Nie komentowałam do tej pory twojego bloga, czytałam wszystkie wpisy – moim zdaniem piszesz świetnie a coś co cię wyróżnia to bycie autentyczna, mówisz o toksycznych relacjach, problemach finansowych, zdrowotnych. Podoba mi się twoje podejście, energia i zapał do życia. Rozumiem ze ciężko być tak wystawiona na świeczniku i tłumaczyć się przed obcymi. Rób swoje a inni niech się mądrzą, to nie ich życie, rodzina i długi żeby się wtrącać.
Trzymam kciuki za pomyślne kolejne miesiące i żebyś już zawsze mogla żyć w zgodzie z sama sobą – dla mnie to jedna z ważniejszych wartości.
To napiszę i ja żeby pokazać że profil Pani czytelników jest bardzo różny. Trafiłam na bloga kiedyś przez przypadek kiedy szukałam fajnych wpisów dotyczących prowadzenia budżetów domowych. Moja sytuacja pod kątem doświadczeń rodzinnych i finansowych jest zupełnie inna. Nigdy w życiu nie zaznałam biedy i braku finansów. Właściwie zaraz po skończeniu studiów zarabiałam dobrze i tak jest do dzisiaj. Zarabiam dużo ale tak samo jak Pani często okupuję to dużą ilością pracy i stresem ale to mój wybór. Zawsze mogę mieć mniej odpowiedzialne stanowisko i za mniejsze pieniądze.Nigdy nie żyłam od pierwszego do pierwszego. Dlaczego zaglądam na bloga? Między innymi po to aby pamiętać że życie ma różne kolory i barwy. Dlatego również że ja także korzystam z Pani rad. Nigdy nie byłam sknerą i daleko mi do minimalizmu ale od jakiegoś czasu żyję inaczej pełniej uważniej z większym poszanowaniem środowiska naturalnego. Żyję mniej konsumpcyjnie i cieszy mnie to bardziej niż poprzednie życie. A na Pani bloga zaglądam codziennie w poszukiwaniu nowych wpisów.
Od dłuższego czasu mam wrażenie, że prywata na blogach finansowych jest po prostu ZAWSZE ZŁA. Na zwykłych blogach prywata mile widziana, ale na finansowych cokolwiek robisz, cokolwiek chcesz, cokolwiek masz jest złe, zbędne, niewłaściwe itp. Masz długi i chcesz iść na studia? Po co? Masz długi i masz 4 koty? Po co? Masz długi i jedziesz na wycieczkę naładować akumulatory? Szkoda pieniędzy, przeznacz je na spłatę długów. I inne tego typu porady o charakterze zaczekaj z tym wszystkim na czas bez długów. Kurde, wkurza mnie to strasznie. Niektorzy to jeszcze ten komentarz napiszą tak neutralnie, a niektórzy to w każde miejsce wbija złośliwość i masę sugestii, że Ty albo ja, albo inna zadłużona osoba jesteśmy co najmniej nienormalne, że wydajemy na X zamiast odkładać/spłacać kredyt/ogarniać kredyt na mieszkanie.
Agnieszko jesteś wspaniała osoba, czytam dłuższy czas Twój blog. nie będę prawić morałów. Rób to co czujesz dziewczyno, pisz szczerze i prawdziwie jak dotąd. Cenie Twoją szczerość i autentyczność. I przestań się przejmować takimi komentarzami. Jeszcze się taki nie urodził co by każdemu dogodził. Rób to dla siebie a czytelnicy którym to odpowiada będą zawsze. Nie hamuj się przez ludzi którzy Cię dołują. Działaj!!! Zobacz jak wiele zrobiłaś. Nie warto odkładac życia na jutro ….bo nie wiadomo czy oni będzie pozdrawiam serdecznie Renia
Na Twojego bloga zaglądam od dawna, jestem pod wrażeniem (zazwyczaj pozytywnym) i dlatego pozwolę sobie jednak na dodanie odrobiny dziegciu do tej beczki miodu którą można wyczytać w komentarzach (przynajmniej tych nie odrzuconych w moderacji).
Tak się składa że Twój blog jest dosyć znany (przynajmniej wśród osób interesujących się oszczędzaniem). A więc czyta go wiele osób z problemami finansowymi.
Tym czego mi naprawdę brakuje w Twoim blogu, jest brak komentarza do decyzji życiowych z punktu widzenia zasad zarządzania finansami osobistymi.
Bo – bądźmy szczerzy – możesz mieć tysiąc i jeden powodów do Twojej kolejnej zmiany w życiu (nowe studia, nowy zawód) ale z punktu widzenia zarządzania finansami osobistymi jest to po prostu naruszenie dwóch podstawowych zasad – wybory zawodu zapewniającego dobre zarobki, oraz ciągłości kariery co umożliwia rozwój zawodowy.
I dlatego – jako że wielu czytelników traktuje Cię jako swego rodzaju autorytet – warto abyś nie tylko odniosła się (na blogu, nie w życiu – w życiu zapewne przemyślałaś to sto razy) do swoich decyzji z tego właśnie punktu widzenia. Czyli – jak sobie planujesz z tymi wyzwaniami poradzić? Jak to wpłynie na Twoją sytuację finansową w dłuższym okresie?
Jest masa ludzi którzy poszli za marzeniami i wylądowali na marginesie życia. Wierzę że Ci to nie grozi – wykazałaś w życiu dużo determinacji – ale wśród czytelników nie wszyscy muszą być tacy. I dlatego może warto – ze względu na nich – podjąć ten temat?
Pozdrawiam serdecznie.
Tan naprawdę moje plany zawodowe nie mają odzwierciedlenia w zarządzaniu finansami. No bo bądźmy szczerzy- ja na początku pracy w placówce dostanę na dzień dobry może 1700 zł, może trochę więcej, ale może… I nie, nie zamierzam utrzymać ciągłości kariery w szkolnictwie. Nie mam takiego zamiaru. Jak napisałam dwa wpisy wcześniej- zapewne nie będzie to mój jedyny dochód- w najbliższym czasie zamierzam wystartować z e-book’ami a w przyszłości sprzedawać własne książki. Jeżeli chodzi o pedagogikę opiekuńczo- wychowawczą jest to wybór świadomy, taka praca w jakiej będę się spełniać, a nie dużo zarabiać. Dużo zarabiać mogę gdzieś indziej- choćby sprzedając własne produkty.
Wiesz co, ręce mi opadły, jak zaczęłam czytać o tych hejterskich komentarzach. Normalnie brak mi słów w tej kwestii…
Ja jestem z Ciebie bardzo dumna i Cię bardzo podziwiam. Chyba przede wszystkim za odwagę, żeby rzucić dotychczasowe życie i wszystko zmienić. Jak widać można. Jesteś tego najlepszym przykładem! Że można i to w stosunkowo krótkim czasie zmienić swoje życie na lepsze. Oczywiście ciężką pracą i determinacją, ale da się! Dla mnie to co osiągnęliście w te 2 lata, to istnie bohaterski czyn!!! I przecież dobrze wiesz, że może 1000 zł FA to dla wielu bardzo mało, ale najważniejsze że dla Ciebie to dużo i że to Twój Wielki Sukces!!! Zawsze wychodzę z założenia, że o wiele lepiej jest mieć 10, 100 czy 1000 zł FA, niż nie mieć nic!
A co do tych smutnych wpisów, które wkleiłaś np. z FB, to serce się kraje.
Jedyne co mogę poradzić, to jeśli masz jakiś kontakt z tymi osobami, czy innymi z takimi problemami, to wkrótce rusza kolejna edycja Szlachetnej Paczki i w zasadzie już od września wolontariusze będą szukać rodzin w trudnej sytuacji, aby móc ich włączyć do projektu. Niestety, rodzina nie może się zgłosić sama do Szlachetnej Paczki po pomoc, tylko musi zostać zgłoszona przez jakąś instytucję (Caritas, szkołę, dzielnicowego, ale tez przez sąsiada), I większość podopiecznych „Paczki” to właśnie nie bieda krzycząca i roszczeniowa, tylko właśnie taka w ukryciu i wstydząca się swej sytuacji. Uważam, że udział dla takiej biednej rodziny to ogromna pomoc. Po 1 to faktycznie konkretna rzeczowa pomoc w formie paczki, ale też pomoc psychiczna, ze ktoś zobaczył w tej rodzinie potencjał, jej piękno i chce jej pomóc. To daje dużego kopa do działania.
Możesz napisać na jakich grupach na fb jesteś? Z chęcią pomogłabym komuś w mojej okolicy, szczególnie że mam wyprawkę po moim maluchu, ale nawet nie wiem gdzie szukać takich ludzi.
Wystarczy, że ogłosisz się na olx albo poszukasz najbliższego domu samotnej matki. Tam taka pomoc będzie nieoceniona 😉
Nawet Agnieszko, nie wiesz jak się ciesze, że wracasz do pisania. Jesteś dla mnie inspiracją. Nie zarabiamy źle, ale nie dajemy radę przez wysokie zobowiązania odłożyć cokolwiek. Mimo wszystko mam marzenie, tak nierealne i wiem że nigdy je nie zrealizuje, bo nigdy nie uzbieramy takich pieniążków. Mimo wszystko nie rezygnuje z marzenia bo to jest piękne.To taki kop w życiu żeby chociaż się starać.Dzieki za cel będę próbować oszczędzić 1000zl