To jeszcze nie koniec blogowania.

To jeszcze nie koniec oddłużania.

To jeszcze nie koniec świata.

To jeszcze nie koniec walki

I nie koniec mnie samej.

Dwa miesiące przerwy w blogowaniu dały mi wiele do myślenia. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak spinam się, gdy czytam kolejny negatywny (wręcz szyderczy) komentarz? Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego boję się logować na WordPressie? Dlaczego kolejny raz się tłumaczę, znów się tłumaczę i wiecznie się tłumaczę? W pewnym momencie blogowanie odebrało mi radość z pisania. Dlaczego tak szybko się poddaję? Gdzie leży przyczyna tego, że dałam w takim stopniu wleźć czytelnikom z buciorami do mojego życia?

Nauczyłam się, że każdemu w życiu coś udowadniam. Robiłam tak, aby każdemu w życiu było dobrze. Słuchałam dobrych rad, aż sama nie wiedziałam, co jest dla mnie ważne i najważniejsze. Dowiedziałam się, ile kosztuje własne zdanie. Nauczyłam się, ile mnie kosztuje pójście własną ścieżką życia. Dostałam po łbie od hejterów (dobrych doradców), abym zeszła na ziemię i się opamiętała. Życie jest życiem. Marzenia marzeniami.

Na studia pójdę jak spłacę długi i odchowam dzieci. Tak. Życie prywatne wytnę w pień, bo mam długi. Tak. Jestem zadłużona, więc nie mam prawa mieć żadnych przyjemności w życiu. Piszę bloga, JESTĘ BLOGERĘ- więc nie mam prawa popełniać błędów. W końcu nie mam prawa zabrać głosu na swoim blogu. Bałam się napisać kolejnego tekstu, ponieważ znów zostałabym zakrzyczana- a bo Fundusz Awaryjny i inny bloger finansowy na moim miejscu… i każdy inny zadłużony na moim miejscu…

Czułam irytację, gdy mnie nie rozumieliście. Czułam złość, gdy wywalałam kolejny hejterski komentarz do kosza. Czułam strach, gdy zaczynałam dostawać pierwsze komentarze- a pod nimi gównoburzę o nic. W końcu i tak zrobię, tak jak chcę.  Mnie jedynki w szkole nigdy nie motywowały, wręcz odwrotnie. Jak zaczęłam iść do przodu, rozwijać się- to dowiedziałam się, że nie mam prawa. Ja nie powinnam. Mnie już nic nie wolno.

Gdy byłam ostatnio w rodzinnych stronach, odwiedziłam placówkę, w której mieszkałam 5 lat. Powiedziałam pani dyrektor, pani pedagog i ulubionej wychowawczyni, że przestaję walczyć z przeznaczeniem i idę na głosem serca. Wszystkie jednogłośnie stwierdziły, że będę wspaniałym wychowawcą. Takim, który będzie umiał pochylić się nad wychowankiem w najgorszym momencie jego życia. Takim, który przeszedł już tą trudną drogę i ma w sobie mega dużo empatii. Przykładem takiego wychowawcy jest dla mnie pani pedagog, która również się w tej samej placówce wychowywała w latach 70-tych.

Jednak według moich czytelników nie mogę zmienić śnieżki zawodowej i pracować w placówce opiekuńczo – wychowawczej jako wychowawca, bo jest to mniej płatna praca i do tego obciążająca psychicznie. Rzeczywiście zawód nauczyciela w szkole nie jest obciążający psychicznie, wcale… Rzeczywiście teraz zarabiam kokosy. A czy kiedykolwiek napisałam na blogu, że pędzę po trupach do celu i marzę o zdobywaniu kolejnego awansu? Fakt, raz. Jak zachłysnęłam się nowym życiem po przeprowadzce. Wtedy szybko życie dało mi nauczkę. A może zadajmy sobie drugie pytanie. Od kiedy to blogowanie nie jest obciążające psychicznie? Czytać 50 komentarzy pod jednym artykułem, które kpią sobie z moich planów i marzeń. To na pewno dodaje mi energii i siły do walki, prawda?

Dlatego od dziś na blogu będzie mniej mojego prywatnego życia. Dwa akapity o mojej rodzinie z tego artykułu wycięłam, aby hejterzy nie mieli pożywki. Wiecie dlaczego?

Dlatego, że Jak czułam dumę, że mam 1000 zł Funduszu Awaryjnego- przeczytałam, że to jest nic, takie tam nic ważnego, co to jest tysiączek. Więc stwierdziłam, że ja nigdy nie dorównam obrazowi blogera finansowego z prawdziwego zdarzenia. Nigdy nie będę na tyle mądra. Nigdy nie osiągnę, tego czego ode mnie oczekujecie- czyli spłaty wszystkich długów.

Jak byłam dumna z tego, że w końcu pójdę i skończę studia magisterskie jeszcze przed wprowadzeniem według mnie durnej ustawy (studia magisterskie dla nauczycieli będą od przyszłego roku jedynie pięcioletnie) to zrównaliście mnie z ziemią i wylaliście na mnie wiadro pomyj.

Zobaczcie jak szybko można człowieka ocenić i skreślić. Wystarczy, że przyznałam się na blogu do moich słabości. Wystarczy, że napisałam dwa artykuły o terapii psychologicznej. Już wtedy zaczęłam odczuwać, że jestem blogerem gorszej kategorii. Uciekłam dwa lata temu do lepszego życia. Uciekłam po to, aby nikt nie śmiał układać mi mojej przyszłości. Blog zatoczył koło. Pozwoliłam wam na przekroczenie granicy, a u mnie o przekroczenie granicy jest bardzo trudno.

Te komentarze bolą, a ja jestem człowiekiem, który wciąż walczy ze swoimi słabościami. Często wyciągacie wnioski tylko z moich wpisów tutaj lub o maj gat! Z Instastory! A ja tym artykułem kończę się tłumaczyć przed wami. Chciałabym jedynie, abyście wiedzieli, że...

JESTEM UZALEŻNIONA…

JESTEM UZALEŻNIONA od zadłużania. Co z tego, że wiem, znam sposoby. Co z tego?

JESTEM UZALEŻNIONA od pracoholizmu. Albo wszystko, albo nic. Wiąż szukam środka.

BYŁAM UZALEŻNIONA od palenia papierosów. Kolejny raz nie palę od miesiąca – tej radości zerwania z nałogiem nikt mi nie odbierze. Papierosom na terapii psychologicznej zrobiłam pogrzeb. Czuję pewną pustkę, ale czas leczy rany. Długom też zrobię w końcu pogrzeb.

Od momentu, w którym żyłam za 3 zł dziennie do momentu, w którym zebrałam 1000 zł oszczędności przeszłam długą i bolesną drogę. Dla mnie jest to sukces! Jasne, masz prawo napisać komentarz- ale nie masz prawa mnie nim ranić i mi „dowalać”. Może twoim minimum oszczędnościowym jest 10 tysięcy- jasne masz do tego prawo. Ja mam prawo cieszyć się z mojego tysiąca. Za każdym razem, gdy odniosłam sukces na jakimkolwiek polu życiowym ktoś mi go odbierał. Ktoś mi umniejszał ten sukces. Ktoś mi zawsze podcinał skrzydła i sprowadzał na ziemię z hukiem. Ja naprawdę twardo stąpam po ziemi, lubię czasem pofruwać- nie odbierajcie mi tego.

Na nic budżet domowy, gdy nie ma pracy od podstaw. Budżet domowy nic sam w sobie nie zmieni! Budżet domowy nie jest celem samym w sobie! Wracam do starych nawyków, zawodzę siebie, kolejny czas czuję się jak kupa. Na nic budżet domowy, jak ja sama sobie nie wierzę. Wszystko na nic, ja nie czuję żadnego poczucia własnej wartości.

Gdzieś to moje blogowanie zabrnęło za daleko…

Zniknęłam….

Pomimo wszystko kocham pisanie. Uwielbiam pisać. Pisanie sprawia mi frajdę. Ja czuję radość w sercu, gdy piszę dla was ten artykuł. Czuję niesamowitą dumę, gdy napiszę kolejne 3 strony książki. Jestem spełniona, gdy mogę wam je wysłać raz w miesiącu w newsletterze.

Jestem mega szczęśliwa, gdy napiszę post na grupie i ma on pozytywny feedback. Jestem zadowolona, gdy dostaję od was wiadomości na Instastory. Widzę, że ta moja praca ma sens. Co jakiś czas dostaję komentarz, że kogoś inspiruję. ktoś mnie docenia za moją siłę i za determinację. Ktoś zaczął prowadzić budżet domowy, a ktoś inny przyszedł się poradzić internetowo, z czym ten budżet domowy w ogóle się je.

Ktoś wziął kolejny kredyt i rwie włosy z głowy, jak zepnie wydatki. Z czego w tym miesiącu znów zrezygnuje. Przeczytałam kilka przesłanych historii rodzinnych, ktoś napisał, że też jest DDA. Ktoś napisał, że świetnie czyta się część mojej książki. Książka ma już dziś około 100 stron. Myślałam, że będzie miała maksymalnie 200. Okazuje się, że powstanie może blogowa trylogia:)

90% ludzi wchodzi z wyszukiwarki google na bloga ze słów: „NIE MAM KASY NA ŻYCIE

Najchętniej czytanym artykułem jest post o „TANICH OBIADACH PRZED WYPŁATĄ

Nawet nie zdajemy sobie sprawy, ilu ludzi ma problemy finansowe.

Ilu ludzi nie ma wsparcia w walce o lepszy byt i jest samotnych.

Ilu ludzi ma dość życia od 1. do 1. i szuka jakiegoś sensownego rozwiązania.

I chyba najgorszym komentarzem, jaki można napisać to zrezygnuj z siebie i ze swojego życia na jakiś czas. Teraz jesteś uciemiężony, masz długi. Przyjrzyjcie się w marketach, jakie zakupy robią renciści i emeryci. Oni nie mają 500 plus, 300 plus. O nich już nikt nie pamięta. Często nie pamięta rodzina, rząd raz do roku rzuci ochłapem. Są ludzie, których co miesiąc przerasta kredyt we frankach. Są ludzie, którzy ostawili kieliszek i powiedzieli; nigdy więcej.

Ci ludzie już czują się upodleni przez życie. Ci ludzie już czują się mniej ważni i pomijani. Ci ludzie czują się skreśleni i niczego innego nie oczekują, jak po prostu dobrego słowa, że: zrób wszystko, co w twojej mocy, aby było lepiej! Uda ci się, bo w ciebie wierzę. Będę z tobą pomimo wszystko. Jak upadniesz, kolejny raz podam ci rękę i wyciągnę za uszy”

Nie zbawię wszystkich i jasne, nie wszystkim pomogę.

Dopóki ktoś czerpie z tego bloga inspirację,

dopóki blog kogoś trzyma przy życiu,

dopóki mogę pomóc innym ludziom-

bo byłam w ich miejscu i

za dwa lata powiem, że byłam w dzisiejszym miejscu

To blogować będę.

Będę pisać o ludzkich słabościach, o uzależnianiach, o zadłużeniu. Będę pisać o tym,  jak żyć, kiedy w lodówce jedynie światło.

Dopóki ostatnia kobieta wejdzie na mojego bloga z takiego hasła z wyszukiwarki blogować będę:

 

Dopóki kolejny raz natknę się na grupach facebook’owych na takie posty matek blogować będę;

Część osób szyderczo wyśmiało posty tych matek. A mnie się przypomniało, że jeszcze kilka lat temu miałam podobną sytuację! Znalazły się dwie, trzy osoby, które napisały, że sprawa nadaje się do zgłoszenia do mopsu. A jednak pomimo tych wszystkich przykrych słów, znalazły się osoby, które zajrzały w profil tej pani. Zaprosiły tą panią z dziećmi do siebie na obiad. Od tak, po prostu. Kilka osób zadeklarowało się, że wyśle paczkę żywnościową.

Tak naprawdę wystarczy tak niewiele, żeby pomóc drugiemu człowiekowi. Jednak w internecie nadal dla  większości internautów wydaje się, że jak kogoś obrażą, wyśmieją, pokopią- to polepszą swoje ego. Często oceniamy sam efekt, nie widzimy drogi, jaką ta osoba przeszła. Być może dla tych pań za 2 lata zebrać 1000 zł oszczędności też będzie szczytem – szczytów. Może wyjazd nad morze będzie spełnionym marzeniem. A może nigdy nie podniosą się z tej sytuacji i tak będą żyć. No cóż, każdy ma wybór i każdy z nas ma inne możliwości w danym czasie.

Jeszcze kilka lat temu, stałam w kolejce po pomoc żywnościową. Nie zapomnę nigdy tego upokorzenia i takiego ludzkiego upodlenia. Słyszałam: „Bierz! Należy ci się!”. Miałam 25 lat i nie wierzyłam, że można tak…. całe życie! Dla części osób jest to sposób na wegetowanie, jasne. Jednak nie wyobrażacie sobie, ile osób wstydzi się i czuje pogardę do samego siebie sięgając po taką pomoc. Nie wiecie, ile trzeba mieć determinacji, aby wyjść z tej kolejki i nigdy do niej nie wrócić.

I teraz można wywalić żale w internecie, że 500 plus, że becikowe, że wychowawcze proszę państwa, a dziecko śpi… w wózku.

Tylko nie znamy sytuacji. Nie wiemy, czy ta rodzina ma więcej dzieci, czy ma dach nad głową, jaką ma sytuację finansową, zanim te dodatki zostaną przyznane. Ewentualnie, czy w ogóle zostaną przyznane. Hitem są urzędy marszałkowskie, które rozpatrują wnioski o 500 plus ponad dwa lub trzy lata.

Dopóki trafię na takie propozycje zrzutek, blogować będę;

Będę blogować, aby ludziom uświadomić, że zmiana życia jest możliwa. Żeby dać im iskierkę nadziei. Żeby pokazać im, że ja też wiele razy się poturbowałam. Żeby pokazać im, że pomimo wszystko warto walczyć.

Lepiej osiągnąć cel rok, dwa lata później, niż poddać się w połowie drogi.

Ja już podjęłam decyzję, dlaczego chcę dalej blogować i dla kogo mam nadal blogować.

Wy podejmijcie decyzję, czy ze mną zostajecie. 

W dalszym ciągu na blogu jest całkowita moderacja. Co tydzień wyrzucam 50% komentarzy i nie jest to spam. Masz prawo do swojego zdania pod warunkiem, że nie godzisz nim w czyjeś uczucia.

Newsletter signup

Just simple MailerLite form!
Please wait...

Thank you for sign up!