Tego wpisu miało nie być. W zasadzie to dla mnie plan na życie można mieć na dwa, trzy lata, maksymalnie na pięć lat. W każdym momencie nasz plan na życie może zrobić bolesne JEBS. Tego wpisu miło nie być, ponieważ miałam najpierw ponadpłacać mniejsze kredyty, a dopiero może za rok zdecydować się na studia magisterskie, które kosztują 5 tysięcy złotych za jeden rok. Za dwa lata jest to w sumie 10 tysięcy.

Dlaczego studia magisterskie? Dlaczego akurat studia? Dlaczego nie inaczej? Dlaczego spłata kredytów nie jest na pierwszym miejscu?

Doszłam do wniosku, że nie chcę wiązać reszty mojej ścieżki zawodowej ze szkolnictwem. Nie czuję tego. Praca w szkole nie sprawia mi żadnej radości. Nie czuję żadnej satysfakcji. Jak wróciłam do szkolnictwa w kwietniu to usłyszałam od kilku osób zdanie: „ja wiedziałam, że ty wrócisz do pracy w szkole prędzej czy później”. Szkoda tylko, że ja sama nie miałam takiej pewności. W pewnym momencie wypaliłam się. Wróciłam do pracy w szkole, aby przełamać schemat w głowie, że każdy dyrektor jest zły, że współpracownicy są źli. Schemat przełamałam. Panią dyrektor w szkole mam świetną, a współpracownicy są ok. Wracając do szkolnictwa nie miałam żadnej misji do wykonania. Od tak, chciałam gdzieś dorobić do korepetycji.  Jednak ja swojej przyszłości w szkole nie widzę. Postanowiłam, że przepracuję jeszcze rok ucząc kilka godzin tygodniowo na umowę- zlecenie. Nie zacznę od września awansu zawodowego na nauczyciela kontaktowego. Nie lubię tworzyć papierologii dla samej idei awansu. Praca w szkole ma mi wystarczyć na opłacenie czesnego na studiach magisterskich, abym następnie zmieniła ścieżkę zawodową. Tyle.

Postanowiłam się cofnąć myślami do czasów marzeń z liceum. Gdzie ja wtedy chciałam iść? Na jakie kierunki studiów wtedy składałam dokumenty? Dlaczego akurat tam? Wiedziałam wtedy, że chcę pomagać dzieciom i ten cel przyświeca mi po dziś dzień. Lubię tematy opieki nad dziećmi, a DDA jest moim konikiem.

Pedagogika opiekuńczo- wychowawcza oraz praca socjalna– takie były moje pierwsze kierunki studiów z wyboru. Niestety, nie dostałam się ani na jeden kierunek, ani na drugi. Za drugim naborem na studia dzienne dostałam się na nauczanie języka niemieckiego w Kolegium Nauczycielskim oraz na polonistykę. Serce mówiło mi- polonistyka! Pisałam świetne rozprawki, wypracowania, dodatkowo wygrywałam konkursy poetyckie, na których recytowałam własne wiersze. Matka powiedziała, idź na niemiecki, bo inaczej zakopiesz się w książkach. W trakcie studiów z języka niemieckiego na drugim roku miałam egzamin komisyjny, chciałam z tych studiów zrezygnować. Czułam, że to do końca nie to. Znów moja mama nie pozwoliła mi na to. Przecież został mi ostatni rok licencjatu! A ja chciałam iść na zaoczne studia z pedagogiki opiekuńczej i iść do pracy. Skończyłam licencjat, spełniłam marzenie matki. Moja mama zawsze marzyła w młodości, aby iść na germanistykę. Nigdy marzenia nie spełniła. Zrobiłam to za nią. 

Na studia na magisterskie nie poszłam, ponieważ:

1. Nie miałam pieniędzy (nie mogłam znaleźć żadnej pracy)

2. Nie mogłam znaleźć pracy w wyuczonym zawodzie ( więc po co płacić na studia magisterskie?)

3. Nie wiedziałam jaki kierunek chcę studiować dalej (skoro i tak nie mogłam znaleźć pracy na stałe w wyuczonym zawodzie)

Miałam pieniądze na kontynuację nauki do ukończenia 25 roku życia. Poszłam do bezpłatnej szkoły policealnej na kierunek: Technik Hotelarstwa. Następnie zaczęłam praktyki jako kelnerka i recepcjonistka- i zostałam w pracy w knajpie na sezon bez umowy- zawsze to coś, zwłaszcza z jednym małym dzieckiem na utrzymaniu. Gdzieś ten niemiecki zaczął mi się przydawać.

Gdy syn skończył pół roku załapałam się do szkoły na zastępstwo. Tak mi się spodobało, że zaczęłam zastanawiać się, jaki kierunek zrobić, aby w końcu dostać się do szkoły na stałe. Na rozum wybrałam pedagogikę wczesnoszkolną. Niestety, na studia magisterskie w Olsztynie nie miałam szans. Ministerstwo edukacji jeszcze wtedy (2014 rok) nie wytyczyło takiej ścieżki edukacyjnej dla nauczycieli przedmiotowców (nauczanie to jednak nie pedagogika). Poszłam na studia podyplomowe 3- semestralne. Pomyślałam, jak nie drzwiami to oknem. Po drugie takie studia będą tańsze, niż magisterskie. Skończyłam edukację wczesnoszkolną i wychowanie przedszkolne, ale pracy w zawodzie nadal na stałe nie mogłam znaleźć.

W sumie mam skończone 3 kierunki studiów nauczycielskich i 1 kierunek dodatkowy- technika hotelarstwa. Do czasu przeprowadzki (połowa 2017 roku) przeczołgałam się na zastępstwach jeszcze przez dwie szkoły, jedną knajpę bez umowy. Otworzyłam działalność gospodarczą, którą też zamknęłam. Chociaż biorąc pod uwagę prace po przeprowadzce-  w hotelu, w restauracji, w dwóch szkołach i korepetycje jakie w tej chwili prowadzę- doświadczenie zawodowe mam takie, że hej! Nie boję się żadnej pracy. Przez moment po ukończeniu licencjatu byłam w Niemczech jako opiekunka osób starszych (zanim pojawiły się dzieci), pracowałam też w polu, aby zarobić na początek studiów licencjackich. Być może dlatego dziś jestem elastycznym pracownikiem- mogę pracować w trzech miejscach. Nie ma dla mnie różnicy, czy to praca umysłowa, czy fizyczna. Ja po 5 godzinach pracy w szkole wracam tak styrana, jak po 15 godzinach pracy w restauracji. Tak mam zmęczoną głowę i ten hałas na przerwach.  Z kolei udzielając korepetycji dla dzieci z rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka- w zasadzie nie pracuję. Uwielbiam po prostu te dzieciaki i ich opiekunów. W pewnej chwili pomyślałam i to samo mówiłam na live’ach w grupie, że historia zatoczyła koło.

Piszę książkę na temat mojego życia w alkoholowym domu, następnie w domu dziecka. Analizuję zapiski mojej mamy alkoholiczki z meetingów AA. Przecież to jest coś co ja lubię! Więc dlaczego mam się dusić dalej w szkolnictwie? Bo jestem nauczycielką z wykształcenia? Wcale nie muszę.

Postanowiłam spełnić moje marzenie w wieku prawie 32 lat. 14 lat po maturze. Chcę pracować jako wychowawca w placówce opiekuńczo- wychowawczej lub w placówce socjalizacyjnej. Praca ta zgadza się z moją misją życiową, z moimi wartościami oraz celami. Studia- jest to jedyna droga, aby to marzenie spełnić. Bez rozpoczętego kierunku studiów- nikt mnie w takiej placówce nie zatrudni.Z jednej strony serce mówi: Idź! Rób w końcu to, co kochasz! Z drugiej strony rozum mówi: Przecież ty tam będziesz słabo zarabiać. To prawda, na początku moje zarobki nie będą szałowe. Jednak wiem, że ja jestem „kobietą pracującą- żadnej pracy się nie boję”. Na pewno nie będzie tak, że praca w placówce będzie moim jedynym dochodem. Do tej pory przecież zdążę wydać książkę 🙂

Poza tym myślałam o tym, że ponadpłacam długi, a na studia pójdę za rok. Wiecie, ile ja w ten sposób planów odwlekłam w czasie i nigdy nie spełniłam? A co będzie jak za rok samochód zrobi JEBS (jakiś dzwon np) i trzeba będzie tutaj kasę wyłożyć. Albo umowa zlecenie z korepetycji będzie mi się kończyć i bałabym się podjąć takie zobowiązanie finansowe, jak studia magisterskie. Albo jeszcze inne gorsze JEBS, o którym nie chcę myśleć. Ojciec może mi się zapić i będę w sądzie walczyć o umorzenie długów po nim. A to już będzie dług w urzędzie skarbowym. Ojciec przepił pieniądze ze sprzedaży mieszkania, a podatku od „wzbogacenia” nigdy nie zapłacił…

WIĘC TERAZ ALBO NIGDY!

– Teraz mam pieniądze na studia magisterskie;

– Pracuję nawet w wyuczonym zawodzie;

– Pieniądze na studia spokojnie zarobię. Jak nie tu, to tam;

– Dziadek będzie z wnuczki dumny, że w końcu będzie druga pani magister w rodzinie;

– Dokonam zmiany całej mojej dotychczasowej ścieżki zawodowej!

A tak serio. Terapia psychologiczna otworzyła mi oczy na wiele kwestii. Zawsze ktoś za mnie decydował. Zawsze to ktoś mi doradzał. Zawsze ktoś mnie krytykował. A ja robiłam wiele rzeczy w życiu, aby pokazać innym, jaka to silna nie jestem. Jaka ambitna. Bałam się opinii innych ludzi, dlatego zawsze innych ludzi pytałam o zdanie. Nie podejmowałam wyzwań w życiu z obawy, co inni sobie pomyślą. Pierwszym ważnym wyzwaniem była przeprowadzka na drugi koniec Polski, drugim ważnym wyzwaniem była i jest terapia psychologiczna. Trzecim ważnym wyzwaniem jest spełnianie własnych marzeń i realizowanie się. Długi też spłacę. Mam tylko dylemat, czy 3 tysiące złotych przekierować na ratę za pierwszy semestr studiów, czy spłacić średni kredyt. Z kolei jak spłacę średni kredyt, studia mogę opłacać miesięcznie w ratach. Żadna decyzja nie będzie zła. Do czwartku mam czas na decyzję- wtedy podpiszę umowę z uczelnią wyższą we Wrocławiu.