Przypomniało mi się w wakacje, jak to jest nie mieć pieniędzy. O ile w czerwcu wyjechaliśmy na urlop i trochę odpoczęliśmy, tak na zakończenie sierpnia czekałam jak na zbawienie. Rok temu z jedną wypłatą martwiłam się początkiem roku szkolnego i zakupem przyborów szkolnych, w tym roku we wrześniu wszystko wraca do normalności. Za kilka dni wypłata, odłożymy 1000 zł Funduszu Awaryjnego, nadpłacimy kolejne dwie raty kredytu i pojedziemy na prywatną wizytę do neurologa z naszą córką. I wiem, że na to wszystko starczy nam pieniędzy. Wydatki szkolne to pikuś z tym, co przeżywałam przez ostatnie dwa miesiące.

Dlatego w sierpniu zdecydowałam się częściowo „z musu” wycofać z blogowania na krótki czas. Wszelkie social media odstawiłam na dalszy plan. W momencie kryzysu, całkowitego pochłonięcia życiem realnym, człowiek zaczyna funkcjonować jak robot. Gdybym w pewnym momencie nie włączyła u siebie funkcji „automat”, prawdopodobnie znów doszłabym do punktu, w którym nie mam fizycznie siły na nic. A siłę fizyczną musiałam mieć, ponieważ w sierpniu miałam jedyne 4 dni wolnego, w tym dwa dni na przeprowadzkę, jeden dzień na odespanie (wróciłam po pracy o 8:00 do domu) oraz jeden dzień na ogarnięcie wyjazdu na wesele przyjaciółki. Piszę to dlatego, że każdy z nas musi widzieć we wszystkim umiar. I jeżeli widzimy, że kolejne sprawy przekraczają nasze możliwości- po prostu przyznajmy się do tego przed samym sobą.

Wspólnie z mężem stwierdziliśmy, że przeprowadzka do innego mieszkania w tym roku, była po trzykroć gorsza od poprzedniej w tamtym roku. Być może, dlatego że rok temu było to w sumie kilka worków cuchów i kilka sztućców. Być może dlatego, że rok temu przeprowadzkę sfinansowaliśmy z kredytu i było po prostu łatwiej finansowo ogarnąć cały galimatias. W sierpniu dwa dni po przeprowadzce dostaliśmy wiadomość, że jedzie do nas rodzina. Nie zdążyliśmy się dobrze rozpakować, a już myślami szykowaliśmy miejsce dla dwóch osób. Byliśmy pewni, że przyjadą tydzień później. Wspólnie spędziliśmy świetny czas (a w zasadzie to dzieciaki oraz mój mąż, ponieważ ja codziennie byłam w pracy). Do tego moja nerwówka, ponieważ trzeba było rozliczyć się za poprzednie mieszkanie. A jego właściciel nie należy do prostych, a przede wszystkim uczciwych osób. Ale finał, finałów wszystko się udało i możemy przejść do normalnego trybu funkcjonowania.

Przez praktycznie cały ciepły lipiec i sierpień nigdzie nie byliśmy. 4 razy odwiedziliśmy basen miejski z dzieciakami, dwa razy wyskoczyliśmy popołudniu po pracy nad jezioro i w zasadzie to wszystko. Skorzystaliśmy również z darmowych ofert, jakie oferuje miasto. Byliśmy na koncercie Blue Cafe w Strzegomiu, tak naprawdę to koncert było słychać w naszym mieszkaniu. W końcu mieszkamy w samym rynku. Dzieciaki również bawiły się na darmowych kulkach i pompowańcach na święcie miasta. Podejrzewam, że gdybyśmy w czerwcu nie wyjechali do Kołobrzegu, to z wakacji nie miałabym co wspominać. Pracowałam ponad 250 h miesięcznie, aby związać koniec z końcem. Ponad 3 tysiące złotych kosztowało nas samo utrzymanie dwóch mieszkań. Straszne jest to uczucie, kiedy człowiek pracuje na same opłaty, rachunki i abonamenty. Prowadzenie budżetu domowego- ha, zaśmiałam się samej sobie w twarz. Dobrze, jak zostanie kasa na jedzenie…, – bo trzeba mieszkanie pomalować farby kupić, – bo syn wyrósł z sandałków trzeba było nowe kupić, – bo telefon padł na amen- również potrzebny jakikolwiek, – bo przeprowadzka kosztuje i nikt nam mebli nosić za darmo nie będzie, – bo wesele przyjaciółki przed nami, wszelkie inne priorytety, które trzeba z czegoś sfinansować.

Przypomniałam sobie, jak to jest nie mieć pieniędzy. Jak to jest martwić się o każdy kolejny dzień, a pod koniec miesiąca zastanawiać się, jak my wytrzymamy do tej wypłaty. Skorzystałam w pracy z instytucji zaliczki, fajnie, że w ogóle miałam taką opcję. Takie wyjście awaryjne, które pozwoliło na moment odetchnąć. Przypomniałam sobie, jak to jest czekać od pieniędzy do pieniędzy i te wszystkie pieniądze kolejno przelewać na rachunki…  Marzyłam o wrześniu i o jesieni z dwoma wypłatami i jednym mieszkaniem do opłacenia. Przypomniało mi się, jak to jest pracować dla celu pieniędzy. Liczyć godziny, liczyć złotówki i myśleć tylko, aby to wystarczyło i żeby nic przypadkiem gorszego nie wyskoczyło po drodze. Zrezygnowaliśmy z czego tylko mogliśmy zrezygnować, na rzecz ważniejszych wydatków. Co tydzień rozpisywałam sobie tylko listę, co zapłacone, co do zapłaty, co można o kilka dni przesunąć.

Cieszę się, że ten trudny czas już za mną. Wszystko pomału wraca do normalnego trybu. W gastronomii również ten szaleńczy sezon z lekka się kończy, dlatego wypłata we wrześniu będzie bardzo ładna i pozwoli nam to na odłożenie pięknego FA 10 września. We wrześniu jedziemy do Wrocławia z córką do neurologa, być może zaplanujemy sobie jakąś ciekawą atrakcję. Myślę, że tego dnia wezmę sobie urlop i po prostu spędzimy miło rodzinnie czas w ZOO, lub w jakimkolwiek cudownym miejscu spacerując, śmiejąc się, nie licząc grosza do grosza, bo ten już będzie na koncie odłożony na czarną godzinę.

Przez ten trudny czas zmieniły się nieco moje cele, ponieważ poprzednie zdążyłam zrealizować. Rozrysowałam sobie na nowo koło życia, wiem jakie sfery potrzebują naprawy– na pewno zdrowie, odpoczynek oraz rozrywka. 29 września jadę na szkolenie Kobieta Niezależna we Wrocławiu, które kupiłam po promocyjnej cenie jeszcze w styczniu. Przecież to taki kawał czasu! Na pewno na to wydarzenie również odłożę część pieniędzy. Wow, przede mną świetny czas! Jeżeli również czujecie, że niektóre sfery w waszym życiu potrzebują naprawy, jeżeli czujecie, że zapędziliście się w kozi róg z pracą/ relacjami/ w czymkolwiek możecie pobrać darmowy e-book dostępny na stronie Kamili Rowińskiej. Pomoże wam on na pewno poukładać wasze życie. Zaczęłam po określeniu nowych celów uzupełniać znów Dziennik Coachingowy. Uwielbiam, gdy wraca mi motywacja do pracy i dzielenia się sukcesami z innymi.

Od tej chwili wracam znów na morze blogowania.

Niedługo opublikuję wam post o moich półrocznych blogowych zarobkach i wydatkach. Ciekawi jesteście?