Do dziś się zastanawiam, co mnie tchnęło, aby zacząć zmieniać siebie przy pomocy wsparcia obcej osoby, która nigdy przez te 1,5 roku nie oceniła mnie ani moich wyborów. Przez ten cały czas zmieniło się jednak bardzo wiele. Widzę te zmiany, czuję je, nie są to zmiany spektakularne- jednak z większą świadomością pozwalam im zaistnieć z moim życiu.

1. Nie mam już dziś poczucia, że muszę. Ja w zasadzie nic nie muszę. 

Zamieniłam muszę na mogę lub potrzebuję. Nie czuję już wewnętrznego „muszę”, aby coś udowadniać lub tłumaczyć się z moich decyzji. Nie muszę się wtedy już denerwować, że ktoś nie rozumie mojego postępowania. To jest moje postępowanie i moje życie, więc ode mnie zależy to jak się ono potoczy- a nie od postronnych osób. Postronne osoby często nie znają całego kontekstu zdarzenia i dają sobie prawo do umoralniania. Ważne jest to, że ja żyję w zgodzie z samą sobą i „nie muszę” robić czegoś wbrew sobie. Choćbym jeszcze sto razy sparzyła się na tej mojej drodze i sto razy usłyszała, że lepiej będzie jak…. albo ty musisz mnie posłuchać… Nie, nie muszę i mogę w każdej chwili zakończyć dyskusję. Rady przyjmuję od osób, w których faktycznie mam wsparcie i mają jakiekolwiek doświadczenie, aby mi tych rad udzielać.

2. Ocenianie przez innych.

Na tym ocenianiu to ja zęby zjadłam. Na pierwszej wizycie u terapeutki powiedziałam, że: „teściowa wykrzyczała mi, że ja się na matkę nie nadaję, bo nie mam własnościowego mieszkania”. Dziś wiedziałabym jak zareagować, dziś szybko zgasiłabym dyskusję w zalążku. Dziś wiem, że słowa te były absurdem. Nie palę, nie piję i nie ćpam. Dbam o moje dzieci najlepiej jak umiem, pomimo że w wynajmowanym mieszkaniu. Jednak te 1,5 roku wcześniej właśnie ten argument położył mnie na łopatki. Moje poczucie własnej wartości leżało i zależało od oceny innych osób. Dziś patrzę na to, co jest dobre dla mnie i dla moich dzieci- a jeżeli coś przestaje być dobre, to nie tkwię w czymś (związki, umowy, relacje) tylko dla zasady, bo co inni sobie pomyślą.

3. Dystans do siebie samej.

Uwielbiam z samej siebie się śmiać, kiedy popełnię jakieś głupstwo. Nie każę siebie za coś, bo tak. Wcześniej tego nie umiałam. Każda krytyka odbierała mi pewność siebie. Każdą krytykę odbierałam jako karę i czułam się winna. Choć czasem wina nie leżała po mojej stronie, a też  bardzo często nie miałam wpływu na daną sytuację. Dziś też nie krytykuję i nie sabotuję samej siebie. Jeżeli wiem, że zrobiłam wszystko co było w moich mocach to ok. Więcej nie zrobię.

4. Stawianie granic

Dziś mam wrażenie, że pewne relacje przez stawianie granic cierpią. Stawianie granic pozwala mi zadbać o własne potrzeby i nie ściągają mi na głowę kolejnych problemów. Dziś nawet jak podejmę pochopnie jakąś decyzję, potrafię zebrać siły, zadzwonić i powiedzieć: „Ej sorry, to nie dla mnie. Dziękuję była to dla mnie cenna lekcja i przepraszam za zamieszkanie”. Jeżeli podejmę jakaś decyzję to w niej trwam. Nie jestem nieomylna. Daję prawo do błędów sobie oraz innym osobom, ale nie kilkakrotnie.

5. Kryzysy

Mam wrażenie, że przechodzę przez kryzysy lżej. Potrafię też powiedzieć o tym, że jest mi ciężko albo, że potrzebuję pomocy, bo kurde nie wiem, jak w ten cholerny pilot od auta włożyć baterię 😉 Przechodzę przez kryzysy nie pozostawiając za nimi nieprzepracowanych traum. Jak jest mi smutno to jest mi smutno, a nie nic mi nie jest. A jak czuję niepokój i strach to zastanawiam się, dlaczego tak się dzieje.

6. Nie palę (12 lipca rzuciłam palenie) już rok czasu!

To podczas terapii niejednokrotnie płakałam, że przecież sobie nie poradzę i na pewno do palenia wrócę. Bałam się, że „głód nikotynowy” mnie pokona. Mówiłam, że nie mam takiego autorytetu, który nie pali X miesięcy lub lat. Nie miałam w nikim wsparcia w rzuceniu palenia, jedynie w terapeutce. To dzięki terapii poznałam własne wyzwalacze, które dziś już coraz rzadziej dokuczają, ale potrafią się odzywać. Odzywają się, gdy nie mam zaspokojonych potrzeb. Gdy nerwówka ciągnie się już kilka dni lub gdy dochodzę do ściany z wymyśleniem rozwiązań. Ten brak papierosa to mój własny sukces i widzę, że coraz więcej osób zagląda na bloga, aby znaleźć rady na to, aby do palenia nie wrócić.

7. Nie na wszystko mam wpływ.

Patrz wszystkie poprzednie punkty. Ta nauka była najgorsza i z tą nauką najdłużej rozprawiałam się w głowie, że nie na wszystko mam wpływ. Dowiedziałam się, że mogę zmienić samą siebie, ale nigdy nie uda mi się zmienić drugiej osoby, gdy ona tego nie będzie chciała. Zmienić drugą osobę to tak jakbyśmy próbowali przesunąć ścianę. Nie da się? No nie da 🙂

8. Przestałam być zbawcą

Choć bohaterem lubię być nadal. Lubię wdrapywać się po drabince i osiągać sukcesy. Lubię sięgać po to, po co inni nie mają odwagi. Uwielbiam wyłapywać szanse od losu. Jednak zbawiać innych ludzi już nie mam zamiaru. Ratownikiem też nie chcę być, a przez wiele lat ratowałam i sklejałam, to czego już właściwie skleić się nie dało. Nie chcę już zaniedbywać swoich potrzeb kosztem pomocy komuś. Najpierw ja i moje potrzeby, a następnie zastanowienie, czy ta pomoc nie przekroczy moich granic i czy za dużo przypadkiem jej nie poświęcę.

W zasadzie tyle.

Więcej o terapii napisałam w moim ebooku:

Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła napisać wam, że jestem w połowie pisania drugiej części:

„POMIMO WSZYSTKO”