Wpis całkiem niefinansowy, jednak z pieniędzmi związany. Pracoholik w dzisiejszym świecie postrzegany jest naprawdę dobrze. Pracowity, przedsiębiorczy, aktywny, zainteresowany, pilny, punktualny, zdeterminowany. Przydałoby się w końcu odpocząć. Tylko jak? Jak odpocząć w biegu?
Pracoholika każdy podziwia, bo on tak ogarnia tyle zadań. Potrafi być maksymalnie zorganizowany, poświęca się w imię pracy i pieniędzy. Zwłaszcza, jeżeli to jego główne i stałe źródło dochodu. Pracoholik nie odmówi nadgodzin, chociaż to już są „nadgodziny nadgodzin”. Weźmie każde zastępstwo za innego pracownika, przygotuje i rozprawi się z zadaniami, do których nie zabierze się nikt inny. Z własnej woli zaangażuje się w projekty, które są nieobowiązkowe. Po powrocie do domu nadal jest w pracy. Z telefonu loguje się na służbowego maila, a sprawozdanie też przecież samo się nie napisze. W weekend dodatkowe studia, szkolenia, kursy, bo rozwój osobisty jest najważniejszy. Pozostało tylko podać rękę dla Japończyka i razem popełnić Harakiri.
Jak do tego wszystkiego dodamy zadłużenie, to mamy pracoholika gotującego się jak żaba. Wierny, zawsze na miejscu, praca to jego drugi dom, a może i pierwszy. Chluba dla pracodawcy. Pracoholik spełnia wszystkie standardy, kryteria, założenia – zawsze zaangażowany, nie popełniający błędów, zadaniowiec. Pracoholik nie pamięta o odpoczynku. Co to jest odpoczynek? Przed dalszą pracą i zajeżdżaniem się potrafi zatrzymać go tylko choroba. Czeka aż skończy jedno, drugie, trzecie… A jak skończy się to pierwsze… To dokłada czwarte i piąte. Jak zakończy drugie, dokłada szóste i siódme. Tym samym z trzech życiowych zawodowych projektów tworzy kolejne, które nie mają końca.
Najważniejszy jest czas. Przeglądasz maile w kolejce w Biedronce i zamiast położyć się spać, odpisujesz na nie przed północą. Pracujesz w pośpiechu i w wiecznym „niedoczasie”. Pomimo wielu zadań i braku czasu wynajdujesz takie okienka, gdzie upchniesz jeszcze jedno zadanie do zrobienia na wczoraj. Czujesz, że praca i obowiązki cię pochłaniają. Gdy kończą się te zadania czujesz niepokój i szukasz następnego zajęcia. Brakuje ci czasu na spanie, na zrobienie prania, na zakupy w spokojnym tempie i na rozmowę z przyjaciółką.
Ten opis to moje życie z ostatnich kilku lat. Dopiero w drugiej połowie września poczułam czym jest wolny wieczór. Zastanawiałam się, czym zapełnić wolny czas. Nigdzie nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Zaczęłam segregować dokumenty. W drugi wolny weekend zaplanowałam wyjazd z dziećmi na cały dzień. Cały dzień z dala od obowiązków i e-maili. Od rozmyślania, co zmienić w swoim życiu, aby mieć więcej pieniędzy. Bez pracoholizmu do bólu. W trzeci wolny weekend upiekłam ciacho. Wyspałam się. Właśnie minął czwarty wolny weekend. Obejrzałam film i poszłam na dłuższy spacer.
Nadal odruchowo potrafię zaglądać i wertować portale z ogłoszeniami o pracę. Mogłabym z magistrem nauczać w szkole policealnej lub w szkole średniej dla dorosłych. Jednak jak pomyślę, że dołożyłabym sobie pracę w weekendy to… nie chcę. Potrzebuję odpocząć od tej kilkuletniej pogoni. Nadal jak dostaję odpowiedź na moje ogłoszenie z korepetycjami dostaję palpitacji serca, bo mogłabym dołożyć sobie jeszcze godzinkę w poniedziałek lub w piątek. Jednak dziś wiem, że ucznia mogę wybrać i rejon miasta również. Nie muszę już brać wszystkiego. Nadal wertuję portale z zamówieniami na artykuły sponsorowane i nadal myślę nad napisaniem 3 ebooka. Choć prędzej będzie to książka wydana z wydawnictwem. Był taki moment, nie tak dawno temu, że zrobiłam sobie bana na wszelkie aktywności nie związane z pracą zawodową. Dobrze mi to zrobiło.
Dziś jestem pracoholikiem na detoksie. Dobrze mi z tym. Poznałam też człowieka, który pokazał mi, że prócz pracy istnieje też… życie. Taka zwykła proza życia jak nuda też może być przyjemna. Wyspanie się 7 godzin również. Wynik nierealny jeszcze w poprzedniej połowie roku. Może już Japończykowi ręki nie podam 🙂 . „Wyrosłam” z etosu ciężkiej pracy, chciałabym już tylko pracować mądrze. Wystrzegam się złych decyzji lub takich, które mogą przynieść mi trudne konsekwencje, które musiałabym ponosić dłuższy czas. Nie tworzę na siłę problemów ani nowych wyzwań. Wszystko na ten rok osiągnęłam, teraz mogę odpocząć. Więcej życiowych celów nie wyczaruję. A jak wyczaruję to pytam sama siebie: „PO CO”?
Wracam do pisania bloga. Dla przyjemności. Dla fanu. Dla radości dzielenia się nowymi treściami z życia wziętych. Nie dla statystyk, nie dla wielkich emocji, nie dla sławy i ilości napisanych słów. Stworzyłam sobie ramy czasowe bądź bloki, w których chciałabym pracować. Teraz tylko potrzebuję wprowadzić to w nawyk. Weekendy nie podlegają pod te ramy. Weekendy są od pracy wyłączone. Choćby waliło się i paliło, ja pracoholikiem mogę być od poniedziałku do piątku. W sobotę i niedzielę leniuchuję. Odkładam telefon i żyję 🙂 Telefon to w zasadzie mam cały czas wyciszony, bo i tak mam go za często w ręku.
Także blog pozostaje dla przyjemności jesiennymi i zimowymi wieczorami. Uwolniłam się też z czysto finansowych wpisów. A to próbka czegoś nowego…
Podobno jestem „kobietą, która nie szuka w życiu wrażeń” 🙂
Wrażenia to ja miałam ostatnie 10 lat.
Teraz potrzebuję dużo spokoju, odpoczynku, spania, terapii, spacerów i takiego zatrzymania na tym, co ważne.
Więc będę pisać o tym, co ważne bez „przymusu pisania”.
Do części aktywności w internecie też wrócę.
Do części być może już nigdy nie.
Na część być może znajdę jeszcze przestrzeń. Czas pokaże, co jeszcze będzie dla mnie dobre.
Tkwię w tym banie na pracę bez harmonogramów, planerów, kalendarzy, bez pośpiechu, bez nadmiernego pośpiechu i bez „nadgodzin nadgodzin” 😉
Być może za jakiś czas zdam znów wam relację bez pracowania i blogowania bez „wyrywania sobie ostatnich flaków”. Jeszcze tylko pójdę na spacer, upiekę ciasto, nacieszę się dłuższym weekendem, wyśpię się, obejrzę film, przeczytam książkę i wyjadę na chwilę za miasto.
3 comments
Fajnie,normalne życie, drobne zarobione dodatkowo pieniądze będą napewno bardziej cieszyć,kiedy wydasz je na kino z dziećmi czy nowa sukienke niż na spłatę długów…
Przyjdzie taki czas…a zapis na mieszkanie komunalne,nie znam się, ale może warto się zapisać?pewnie czeka się b dlugo,ale …sprawdź
Mogę się zapisać dopiero po 4 latach mieszkania we Wrocławiu – to nie takie op siup. Poza tym za rok/ 1,5 roku będzie nabór wniosków na Mieszkanie Plus. Myślę, że tu mam większe szanse, nie trzeba się prosić i dojdę do własności. Jeszcze trochę czasu. Lubię do wszystkiego dochodzić własnymi rękoma, nawet gdyby miało to trwać kolejne 20 lat.
Aga jak ja się cieszę, że trochę przystopowałaś. Serdecznie pozdrawiam. Stała czytelniczka.