Wywiad alimentacyjny. To tylko tak poważnie brzmi…
Pewnego pięknego cudnego czerwcowego ranka odebrałam telefon:
– Dzień Dobry, z tej strony Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, muszę się z Panią umówić na wywiad alimentacyjny.
– „Ale że co? (Byłam pewna, że dzwonią w sprawie 500+, że jakieś zaświadczenie, czy coś jeszcze), pierwszy raz słyszę…”! ( Autentycznie zamarłam….Myślałam, że śnię…)
– Czy jest jutro Pani w domu, czy mogłabym przyjść na wywiad alimentacyjny?
– „Ale jaki wywiad alimentacyjny? Jakie alimenty??? O co chodzi?” ( Autentycznie spanikowałam…)
– Chodzi o pani ojca, już pani przeczytam, jakie informacje będą mi potrzebne.
– ( Zamarłam przy telefonie, słuchałam i nie wierzyłam, co słyszę)
– Spokojnie, to nic poważnego, naprawdę Pani Agnieszko! Proszę się nie denerwować, to tylko tak poważnie brzmi….
Przeleciało mi przed oczami całe życie, to, że w końcu się odbiliśmy. To, że od dłuższego czasu czuję się bezpieczna, spokojna i nic nie zakłóca mojego spokoju. Oboje pracujemy, dzieciaki zdrowe. Ucieszyłam się również ze świadczenia 500+. W końcu kto nie cieszy się z dodatkowej gotówki choć przez ponad rok. Cieszyłam się, że odłożymy więcej pieniędzy, będzie na dodatkowe potrzeby a nawet zachcianki, na wakacje, dla dzieci.
I nagle okazuje się, że ktoś mi ten spokój burzy….
W pierwszej kolejności zszokowana byłam tym, że jakim prawem Ośrodek Pomocy Społecznej interesuje się sytuacją materialno- bytową mojej rodziny, skoro nie ma ku temu żadnych przesłanek. W drugiej kolejności pomyślałam, że zamiast pójść na studia i zapłacić za czesne będę co miesiąc robić przelew na poczet alimentów, że zamiast odłożyć pieniądze na nową kuchenkę i wakacje, zamiast przeznaczyć pieniądze na moje dzieci, przeznaczę je…. na ich dziadka…. W trzeciej kolejności zadzwoniłam do ojca i zapytałam wprost, czemu GOPS interesuje się mną w sprawie alimentów dla niego…
Jestem, jestem bardzo za pomocą dla rodziców, którym jest ciężko w życiu. Jestem bardzo, bardzo za pomocą dla rodziców, którzy włożyli masę cierpliwości, energii i serca w wychowanie młodego człowieka. W moim życiu tak nie było. W moim życiu pomocną dłoń wyciągali do mnie kompletnie obcy ludzie, którym po dziś dzień jestem niezmiernie wdzięczna, za to kim jestem i za moją siłę walki o lepsze jutro.
Zasięgnęłam informacji, ja oraz mój mąż tu i ówdzie. Okazało się, że to standardowa procedura GOPS-ów, MOPS-ów, kiedy ktoś z rodziny stara się o zasiłek stały, celowy. Na początku sprawdzić chcą, czy rodzina zechciałaby pomóc, aby ów osobnik nie żył na garnuszku państwa. Najlepiej na moim garnuszku…
Podczas wywiadu powiedziałam pracownicy GOPS-u jaka jest sytuacja. Sama stwierdziła, że te procedury są bzdurne. Pomimo tego, że rodzic nie chce alimentów od dorosłych dzieci, oni sami wszczynają finansowe śledztwa. Słuchajcie, chcieli w piśmie (które pokazała mi pracownica GOP-u) wszystkie zaświadczenia o wysokości wynagrodzeń, o wysokości ponoszonych rachunków, obciążeń kredytowych.
Wydrukowałam Pani na miejscu w domu moje wynagrodzenia z działalności z programu księgowego, wydrukowałam potwierdzenie ostatniego wynagrodzenia z rachunku bankowego (to wystarczyło), podyktowałam wszelkie zobowiązania finansowe (łącznie z opłatą za przedszkole i ratą za laptopa), świadczenia 500+ pracownica nawet nie wpisywała w to durne pismo. Pani stwierdziła, że jeszcze tak „zinformatyzowanego/ internetowego wywiadu jeszcze z nikim nie przeprowadzała 🙂
I na końcu zapisała jedno zdanie: Pani Agnieszka nie jest w stanie pomagać finansowo panu……………………………..
Współczuję osobom dorosłym, które muszą płacić alimenty rodzicom, którzy nie dołożyli krzty wysiłku w ich wychowanie. Współczuje dorosłym dzieciom, które muszą płacić swoim „rodzicom” za zmarnowane dzieciństwo. Współczuję dorosłym, u których po X latach odzywa się rodzic, że nie ma się z czego utrzymać i ty tu i teraz masz płacić na jego utrzymanie. Za to, że nie chciało mu się wypracować w życiu nawet tej minimalnej emerytury, bo np alkohol był ważniejszy.
Mnie tamtym razem, a dokładnie rok temu się udało. Wiem jednak, że takie sprawy trafiają również do sądów. I wiem również, że czasem wyroki sądowe są bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące dla dorosłego człowieka. Nie wiem, czy to był koniec, czy dopiero początek. Wiem, że w razie poruszenia na nowo sprawy staną za mną przyjaciele i ludzie, którym jestem ogromnie wdzięczna za okazaną pomoc w przeszłości. Warto mieć przyjazną dłoń obok siebie. Warto pomagać i warto dawać dobro. Czasem nawet się nie spodziewamy, kiedy to dobro w najmniej oczekiwanym momencie do nas powróci.
2 comments
Straszne są takie sytuacje, w których dorosły człowiek który ma ułożone życie, stara się prowadzić je dobrze i dba jak najlepiej może o dobro rodziny nagle dostaje taki telefon, czy pismo… „Rodziców” jest wiele, niestety nie każdy zasługuje na pomoc…
Niestety i mnie to spotkało. Czeka mnie spotkanie z pracownikiem MOPR. W chwili gdy walczę o każdy grosz by moje dziecko, które ma roczek dobrze się rozwijało, gdzie muszę ją rehabilitować prywatnie bo NFZ są kolejki. Gdzie starsze dziecko też wymaga czasu i pieniędzy, bo chodzi do szkoły. A ja nie mogę wrócić do pracy, bo najmłodsze potrzebuje mnie na co dzień 24h. Nie wiem czego się spodziewać po spotkaniu. I w dobie pandemii spotkanie? (Najmłodsze ma osłabioną odporność – jedynie spotkanie wirtualne)