Myślałam, że już nic mnie nie pokona. Myślałam, że jak teraz zaczęło nam się pięknie układać, jak wszystko się ustabilizowało, to nie będę miała potrzeby, aby spoglądać za siebie. A jednak potrzebuję tego…
Zaczynam terapię u psychologa w następnym tygodniu. Zaraz po opublikowaniu dla was wpisu „Nasza historia o powolnym zadłużaniu” coś we mnie pękło. Chciałam napisać kolejną część, wyrzucić z siebie w jakim destrukcyjnym środowisku żyłam przed 5 lat (1,5 roku przed przeprowadzką), opowiedzieć wam jak łamałam schematy, ile razy waliłam głową w mur, ile razy wyłam z bezsilności, ale zaciskałam zęby, bo przecież będzie lepiej, bo przecież nie było innego wyjścia. Nie umiem napisać kolejnych części, nie umiem analizować tych lat miesiąc po miesiącu, ponieważ rozpadam się emocjonalnie na milion kawałków. Tą pierwszą część pisałam ze łzami w oczach, zastanawiając się, czy zrozumiecie….. Powiem wam, że takiego odzewu i tylu komentarzy (w sensie merytorycznych) nawet się nie spodziewałam. Obserwując inne blogi (parentingowe czy też lifestylowe) dumna jestem, ze mam tak mądrych i empatycznych czytelników.
Pisząc ten blog wkładam w niego kawał mojego życia. Oddaję wam pewną część siebie nie oczekując nic w zamian. Uwielbiam blogować. Uwielbiam pisać. Tak naprawdę pisać o takich tematach jak bieda, brak pieniędzy czy długi wcale nie jest łatwo. Na blogu włączona jest moderacja komentarzy. Moderacja jest wyłączona dla osób, których komentarze zatwierdzę za pierwszym razem oraz nie toleruję spamu. Boję się negatywnych komentarzy, negatywnych opinii, czy to wśród czytelników, czy wśród ludzi wokół. Ten blog jest moją formą terapii i w pewnym sensie też pamiętnikiem. w końcu dokumentuję tu moje postępy- życiowe, finansowe… Wspominam o rodzinie, opisuję nasze wydatki, wyjazdy bądź nasze zainteresowania.
Przez ostatnie 5 lat byłam non- stop oceniana. Na każdym kroku. Niby miałam w jakiś sposób wolność, ale czułam cały czas za sobą smycz w postaci teściów, dla których jestem wyrodną synową, która zabrała syna, wnuki i wyjechała daleko….
Po urodzeniu drugiego dziecka przeszłam depresję, której do tej pory nie przepracowałam. Tak, dziś myślę, że była to depresja. Nie wiem, jakim cudem udało mi się tą depresję pokonać. Chyba tylko dlatego, że zaczęłam mieć wszystko kompletnie gdzieś. A zwłaszcza opinie ludzi. Ale czego to ja się nie nasłuchałam, że co ja robię, że co ludzie powiedzą, że powinnaś to, powinnaś tamto, powinnaś sramto… Należy się to, należy się tamto… Jaka ja dziś jestem spokojna, jak mi się pranie z kosza na pranie wysypuje i nie będę miała za chwilę nalotu teściowej… Jaka z ciebie matka, że porządku nie umie utrzymać! Ona ze szmatą to 3 razy dziennie latała, więc ja też styrana po 12 h pracy powinnam!
Pisałam wam w tamtym roku na blogu zaraz po przeprowadzce, że czuję jakbym coś w życiu straciła. Musiał minąć rok, abym uzmysłowiła sobie, że czuję jakbym straciła te 5 lat życia. Czułam jakiś niedosyt, jakiś brak, chciałam więcej i więcej… chciałam nadrobić braki z poprzednich lat. My się tylko przeprowadziliśmy, nie zdążyliśmy zwiększyć dochodów, wystarczy, że jedno z nas pracowało, a nasze życie już nabrało barw i skoczyliśmy level wyżej. A ja po 1,5 roku od przeprowadzki usłyszałam w ataku na mnie przy dzieciach, że jestem złą matką, że nie nadaję się na matkę… Matko boska, ja w życiu nie przypuszczałam, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa od innej kobiety… Od matki… Do tego matki mojego męża…. znienawidziłam ją… Znienawidziłam ją z całego serca…
Nie umiem radzić sobie z furiatami. Tu nie tylko chodzi o asertywność, ale też o taką zwykłą reakcję, gdy coś się nagle wydarzy. Gdy ktoś na mnie huknie, krzyknie, gdy ktoś mnie zaatakuje. Gdy czuję czyjś zły wzrok na sobie. Nie wiem, czy tak to mogę określić. Momentalnie wpadam w płacz, targają mną wszystkie emocje, które tylko na świecie są. Terapię DDA mam przepracowaną ( dwoje rodziców alkoholików), ale jedyne czego jeszcze nie przepracowałam to ojciec furiat, który terroryzował moją rodzinę, gdy byłam dzieckiem. Wybaczyłam mu to wszystko, tak samo jak matce wybaczyłam lata alkoholizmu. Chciałabym umieć w jednym momencie zareagować na akty agresji skierowane w moją stronę. Nawet, gdy ktoś w pracy z przemęczenia powiedzmy wydrze się, że coś źle zrobiłam… Nie umiem zareagować. Lecz mam takie momenty, że zbiorę się w sobie, zaczynam mieć totalnie gdzieś opinię innych i idę … na wojnę 🙂 Czyli układam plan, co dokładnie powiem w głowie… Układam strategię na bezsensowne argumenty i wtedy atakuję. A ja nie chcę atakować, tylko uciąć taką sytuację w tym jednym momencie, aby więcej coś takiego się nie powtórzyło. Dlatego w poprzednich dwóch pracach szybko kończyłam współpracę z szefostwem. Bez względu na wszystko.
Zaczynam terapię u psychologa, ponieważ chcę przestać się bać opinii innych ludzi, chcę przestać się bać reagować. Nie chcę nienawidzić. Chcę może nie zaakceptować, ale zrozumieć postępowanie innych ludzi. Nie chcę, żeby kiedykolwiek wydarzenia z poprzednich 5 lat rzutowały na moją przyszłość. Bądź na relacjach z mężem lub moimi dziećmi. Chcę uwierzyć w siebie, w swoje możliwości i już nigdy nie szukać akceptacji moich działań w innych ludziach. Chcę, aby 2019 rok był rokiem pięknej przemiany i nie uważam, że to będzie strata pieniędzy. Terapię u psychologa potraktuję jako inwestycję w siebie! Tak to będzie właśnie inwestycja!
20 comments
Powodzenia Agnieszko. To bardzo dobra decyzja. Taka niezbędna inwestycja w siebie
Brawo! Trzymam kciuki!
Tylko odróżniaj psychologa o psychoterapeuty, bo to dwie różne sprawy. Z własnego doświadczenia powiem tak: dobrego terapeutę poznaje się po pierwszym, max 3 spotkaniach. Jeżeli nie robi Ci się lepiej, to znaczy, że to nie to. Sama zmarnowałam lata życia na terapiach, które wyrządziły mi więcej złego niż dobrego. Teraz, patrząc z perspektywy czasu widzę, że one były bez sensu, bo Ci ludzie w ogóle mnie nie czuli ani nie widzieli, a to ja się łudziłam szukając kogoś, kto wreszcie mi pomoże. Jesteś na tyle fajna i kontaktowa, że raczej nie będziesz miała problemu ze znalezieniem odpowiedniej osoby, ale zawsze warto wiedzieć, że terapia to nie tylko cud efekty, czasem może być szkodliwa. Mnie na szczęście pomogło co innego, ale tamten czas na terapiach uważam za stracony. Dlatego Ty ucz się na moich błędach i jeżeli zapali Ci się lampka ostrzegawcza albo będziesz miała dziwne uczucie, że coś nie gra – wiej. I uprzedzam argumenty o dyskomforcie i tym, że terapia wymaga czasu – ja przerobiłam masę „specjalistów” – i naprawdę, jeżeli ktoś jest sensowny, to pozytywne efekty są natychmiastowe, a jeżeli nie ma, bez sensu się męczyć.
Przeszłam już terapię dda u wspaniałej pani psycholog, więc myślę, że wiem, czego będę oczekiwać po terapii. I pamiętam, że wiele razy u niej ryczałam, mogłam się ze wszystkiego wygadać, a ona tłumaczyła i nie oceniała. I pomogła mi się uporać z demonami przeszłości. Tylko tamta pani psycholog była też praktykiem, przeszła również dda i wiele trudnych doświadczeń w życiu. Dziękuję za radę, będę obserwować i na pewno napiszę po pewnym czasie, czy rzeczywiście są efekty terapii 🙂
To jest akurat pani psycholog i ma wiele dobrych opinii, wyciągnęła sporo ludzi też z uzależnień.
Btw, mogłabyś coś napisać jak wrażenia po szkoleniu „Kobieta Niezależna”?
Furiatow należy omijać. Toksycznych ludzi też. Żadna asertywność nie pomoże Ci gdy trafisz na ograniczonych umysłowo idiotow, ktorzy widzą jedynie ich racje. Nie przegadasz, nie przeciagniesz na jasna stronę mocy. Co najwyżej oni sprowadza Cię do swojego prymitywnego poziomu, gdzie rozmowa to wzajemne obrażanie się a nie argumenty. Takie chore, niezdrowe, toksyczne relacje trzeba ucinac, odcinać się grubą krecha, ukrywać kontakt i najlepiej uciekać jak najdalej, bo Cię zniszczą bez względu na to, jakie masz dobre chęci.
Pisz jak najwięcej, bo piszesz bardzo sensownie oraz poruszasz te tematy, o których większość milczy i udaje, że takie sytuacje nie istnieją
W tym momencie chodzi jedynie o jednego pracownika w firmie. Poza tym reszta ludzi jest ok i dla tej reszty ludzi potrafię przymknąć oko, ale już zapowiedziałam w sierpniu, że jeszcze jedna akcja ataku na mnie agresji i po prostu na drugi dzień składam wypowiedzenie. Nie będzie zmiłuj. Myślę, że poskutkowało, choć widzę, że nie raz ma on zapędy do atakowania mnie, ale się hamuje. Szefostwo jest ok, naprawdę na szefostwo i resztę wspołpracowków złego słowa powiedzieć nie mogę 🙂
Podziwiam Cię za odwagę powiedzenia, że masz swoje słabości i chcesz z nimi walczyć. W dobie dzisiejszego świata to rzadkość, teraz wszyscy są idealni i takie mają rodziny i stan posiadania.
Trzymam kciuki za Twoją terapię i lepszy 2019 rok.
Idź na terapię. Bardzo dobra decyzja. Kiedyś, naście lat temu terapia zmieniła całkowicie moje życie
Aga – znam to z autopsji. Moja mama jest kochana, co nie zmienia że potrafi nieźle dać w kość. A im bardziej przez lata zależało mi na jej opinii – tym mniej mnie szanowała i tym bardziej obrywałam. A ciężej się odciąć – bo to mama. No i nie jest złym człowiekiem. Po prostu nie toleruje innego spojrzenia na świat. A moje od jej znacząco się różni. I podobnie jak u Ciebie za każdym razem jest w stanie wytknąć najmniejszy błąd czy przewinienie. Czasami będące tylko w jej głowie. Długo mi to zajęło – ale w końcu przepracowałam to w sobie. Jej opinia o mnie – nie ma wpływu na mnie. A gdy zaczyna podnosić mi ciśnienie – mówię w myślach – że jest jak pogoda. Raz słońce – raz deszcz. I ile z pogodą byśmy nie dyskutowali – nie zmienimy. Po prostu trzeba przeczekać te huragany. Zamknąć okna i drzwi, odciąć się od pogody i poczekać na wyż 🙂 Brzmi prosto – ale wcale prosto nie było. Pomaga też pytanie – tak prosto w twarz i bez agresji – co jej daje te ciągłe ocenianie i pomniejszanie mojej wartości. Czy dzięki temu jest szczęśliwsza 😉 Bo jeśli sprawia jej to radość – to chociaż zrozumiem 🙂 I jeszcze wiele takich przykładów. Trzymaj się 🙂 W końcu kto jak nie my 🙂
Jesteś bardzo silna, dasz radę. Wierzymy w Ciebie. Cały ten blog to piękne świadectwo Twojej determinacji i odwagi.
To świetnie, ale czy stać Cię na taką terapię finansowo? Bo o ile wiem, NFZ raczej takich nie zapewnia, a godzina u psychoterapeuty to spory wydatek. Jak to zmieścisz w budżecie?
1 wizyta u pani psycholog kosztuje 100 zł- 50 minut.
Na razie na terapię przeznaczę część mojego kieszonkowego- tak jak pisałam, to jest moja inwestycja w siebie.
Od nowego roku prawdopodobnie wzrośnie moja i męża pensja- to też dodatkowe pieniądze.
Zarabiam też na blogu i promocjach bankowych- więc fundusze na psychologa będą.
Nie wiem, czy będzie to tylko kilka wizyt- raz, dwa razy w miesiącu, czy kilkanaście w skali całego roku.
Na pewno w grudniu zaplanowałam jedną wizytę, reszta po nowym roku.
Myślę, że warto zrezygnować zz czegoś co nie jest nam niezbędne i zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na poprawe stanu swojej psychiki, bo psychikę mamy jedną i jak się posypie to nie będzie co zbierać. Podczas oszczędzania i spłaty długów nie można zapominać o sobie – swoim zdrowiu fizycznym i psychicznym, zdrowym odżywianiu i ogólnym dbanou o siebie.
Agnieszko, gdy czytam Twoje wpisy, czuję się tak, jakbyś opisywała moje życie – nie zgadza się tylko kilka elementów tej układanki. Terapia to świetny pomysł, jestem usatysfakcjonowana terapią po mojej długiej, męczącej depresji. Tobie też się uda! Trzymam kciuki.
Tak myślałem że coś się z Tobą dzieje. Ludzie w necie nie robią takich wpisów…i piszą otwarcie o swojej prywatności. Teraz to wydaje mi się, że będzie tylko gorzej:) lub lepiej:).
raczej lepiej 🙂
Podziwiam Cię za tą niezwykła szczerość. Za to, że dzielisz się ze swoimi Czytelnikami bardzo osobistymi przeżyciami i tak szczegółowo opisujesz swoją (niełatwą) historią.
Podziwiam za odwagę, by mówić o tym głośno (a właściwie pisać).
Podziwiam za siłę, determinację w dążeniu do zmian i realizacji marzeń.
Trzymam mocno kciuki i życzę Ci z całego serca, by rok 2019 (tak jak zresztą sama piszesz) był rokiem Twojej pięknej przemiany 🙂
Wizyta u psychologa może ci sporo dac więc myślę że warto tak zadbać o siebie. To prawda że zdrowie psychiczne ma się jedno i bez niego daleko się nie zajdzie.
Uważam że już dużo w swoim życiu osiągnęłas. Wyrwalas się ze środowiska w którym ciężko by ci było żyć i wychowywać dzieci. Fajnie że możemy z Tobą przeżywać kolejne etapy Twojego życia po przeprowadzce.
To rzeczywiście bardzo trudna sytuacja, ale wierzę, że dasz radę. Psycholog na pewno pomoże Ci znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu. Nie ma tu oczywiście mowy o odbudowaniu relacji z teściową, ale na pewno postara się odmienić Twój tok myślenia o sobie. Będę trzymała kciuki 🙂